29 sierpnia 2014

Prosto od Putina

15 sierpnia po południu wydawcy programów informacyjnych są pewni, że wkoło będą pokazywać zdjęcia z porannej defilady i leczyć wakacyjną senność hektolitrami kawy. A państwo młodzi, jeśli na taki dzień zaplanowali wesele, są pewni, że oprócz pogody nic nie zakłóci ceremonii – czas na ślub idealny.
W 2014 r. będzie inaczej. Wydawcy rywalizujących ze sobą stacji stracą popołudnie na szukanie gadających głów: ten nad morzem, na piwie, a tamten właśnie na ślubie. Weselnicy we wszystkich papierosowych przerwach będą mówić o wojnie. DJ zmiksuje stare przeboje z nowymi („Młodzi zrezygnowali z orkiestry, po co wydawać pieniądze?” – tłumaczy któryś ze zorientowanych gości), a historia zmiksuje dumne plany młodych ze strachem starszych o jutro. „Putin, Putin, Putin” – słychać szepty na tarasie, a na parkiecie po północy pociąg jednak jedzie z daleka – zanim podadzą „gorące”. Najczęściej powtarzane pytanie: czy jeśli Rosjanie wjeżdżają czołgami już pod swoją flagą, „to jest wojna, czy nie?”. Jedna pani pewna, że za trzy miesiące będą w Polsce, jej kuzynka w różowej pasteli przekonuje, że „przecież NATO…”. Wuj w jasnym garniturze kiwa głową nad naiwnością kuzynki. „Konduktorze łaskawy, byle nie do Warszawy…”.
Cytaty z opisu „tego” lata. Wielka polityka: „Rozpoczyna się miesiąc hańby imperiów. Przez cztery tygodnie nieustannie obradują gabinety, ministerstwa spraw zagranicznych piszą memoriały”, „W każdym kraju wszystko rozgrywa się w gronie kilkunastu czy kilkudziesięciu mężczyzn, raczej w średnim wieku. (…) Grono to jest znacznie uszczuplone z powodu pory roku: dżentelmen w lipcu przebywa na urlopie, z reguły z małżonką”. Właśnie wydany pierwszy tom świetnej „Naszej wojny” Włodzimierza Borodzieja i Macieja Górnego, chociaż opisuje wydarzenia z 1914 r., czyta się jak opowieść, która mogłaby się zdarzyć i dzisiaj. Jeden drobiazg: „żelazny” termin urlopów przesunął się na sierpień – w unijnych instytucjach nawet nie ma kto podpisać oświadczenia. A Putin pracuje latem. W 2008 r. wybrał sierpień, by najechać na Gruzję, a ówczesnego sekretarza NATO współpracownicy dopiero po kilku godzinach namierzyli na Wyspach Owczych. I tego roku w sierpniu, gdy rosyjskie oddziały już otwarcie weszły na Ukrainę, Zachód jest pogrążony w drzemce.
Ludzie żenili się w sierpniu i wrześniu 1939 r., ojciec znajomej kupił wtedy za niewielkie pieniądze kilka kawałków pola pod Wyszkowem – teraz warte fortunę. Nikt niczego nie przesuwał, nie odwoływał, przeciwnie, ludzie byli pewni, że niektóre rzeczy trzeba tym bardziej załatwiać, zanim zaskoczy ich wojna. Nie ma w historii ostrego cięcia na zasadzie „dzisiaj pokój – jutro wojna”. Początek wojny podobny jeden do drugiego, ludzie tak samo nie wiedzą, czy to już, czy jednak rozejdzie się po kościach?
I czasem się rozchodzi – matki rezerwistów modlą się pewnie, by tak było i teraz, chociaż Żyrinowski mówi, że słyszał od Putina, że trzecia wojna światowa już blisko. Potwierdza się stara prawda, że historia powtarza się jako farsa, a bohaterem powtórki jest pajac. A jeśli on słyszał to od Putina?

Archiwum