7 września 2007

Listy

Nowotwory

Wiadomo już, że akcja bezpłatnych badan cytologicznych zakończyła się niepowodzeniem. Zaledwie znikomy procent uprawnionych kobiet skorzystał z zaproszenia NFZ. Niektórych zdziwiło tak małe zainteresowanie akcją. Ja jednak uważam, że od samego początku można się było tego spodziewać.
Przede wszystkim w naszym społeczeństwie ciągle obecny jest lęk przed nowotworami. Lęk ów bardzo często przejawia się postawą pseudoobronną lub wyparciem. Ciągle gdzieś tam w nas pokutuje przekonanie, że lepiej nie wiedzieć, lepiej żyć w nieświadomości. Jest to przewrotne, ale niestety jak najbardziej ludzkie myślenie.
Rozpowszechnienie postawy lękowej umacnia bardzo niski poziom świadomości zdrowotnej większości naszego społeczeństwa. Dla wielu osób słowo „nowotwór” czy „rak” jest równoznaczne z nieuchronną śmiercią w męczarniach, zaś jakakolwiek interwencja lekarska jest pojmowana jako coś, co zapowiada nieszczęście. Nie raz przecież można usłyszeć stwierdzenia typu: „To był okaz zdrowia, ale jak go zabrali do szpitala, to już z niego nie wyszedł”.
Kiedy przyjrzeć się bliżej całej sytuacji, można dojść do wniosku, że bezpłatne badanie cytologiczne z punktu widzenia zwykłej kobiety tak naprawdę nie przynosi żadnych korzyści. Przecież cytologia nie leczy i sama w sobie nie zapobiega rozwojowi nowotworu. Dlaczego więc zwykła kobieta miałaby się jej poddać? Co miałoby ją skłonić do, wciąż dla wielu kobiet bardzo krępującej i wstydliwej, wizyty u ginekologa? Chyba jedynie strach przed wyrokiem, czyli informacją, że znaleziono nowotwór. Moim zdaniem, jest to bardzo, bardzo kiepska zachęta do badań. Tym bardziej że, jak napisałem powyżej, oprócz owego „wyroku” w opinii społeczeństwa – właściwie nie jesteśmy w stanie zaoferować nic w zamian. Owszem, niektóre nowotwory, szczególnie wykryte we wczesnym stadium, są wyleczalne. Wiemy to jednak my, lekarze. Dla większości zwykłych ludzi zaś – nowotwór wciąż jest tożsamy z wyrokiem śmierci. To tutaj tkwi największy problem i główna przyczyna niepowodzenia akcji. Dopóki nie pokażemy społeczeństwu, że potrafimy skutecznie leczyć większość nowotworów, dopóty wszelkie badania czysto profilaktyczne (skierowane na wykrycie nowotworu) będą skazane na niepowodzenie. Społeczeństwo musi być przeświadczone, że w przypadku poddania się jakiemukolwiek badaniu dostanie coś w zamian. I musi to być coś bardziej konkretnego niż „wyrok” lub jego brak.
Całą sprawę komplikuje również fakt uciążliwości oraz powikłań ewentualnej terapii przeciwnowotworowej. Owszem, część nowotworów jest uleczalna, jednak sam proces terapeutyczny pozostawia często nieodwracalne zmiany w organizmie chorego. Jak wiadomo, w przypadku nowotworu narządu rodnego powikłaniem leczenia może być amputacja narządów kobiecych. I nie jest już tak bardzo istotne, czy będzie to amputacja częściowa, czy też całkowita. Kobieta po takim zabiegu dla wielu osób (i bardzo często dla samej siebie) już nigdy nie będzie „pełnowartościowa”.
Żyjemy w świecie, w którym coraz bardziej liczy się jakość życia. Życie samo w sobie przestaje być wartością nadrzędną. Wszechobecne media dosłownie bombardują nas przekazami w stylu: „Jeśli w wieku 14 lat nie masz chłopaka lub dziewczyny, to jesteś nikim”, „Jeśli w piątek wieczór nie byłaś w klubie, to jesteś nikim”, „Jeśli w ciągu ostatniego tygodnia choć raz nie uprawiałaś seksu, to jesteś nikim”. Ludzie, szczególnie słabo wykształceni, są niestety bardzo podatni na tego typu przekazy medialne. Dla wielu kobiet, szczególnie młodych, lęk przed powikłaniami ewentualnej terapii przeciwnowotworowej jest dużo silniejszy niż perspektywa potencjalnego wydłużenia życia o kilkanaście lat.
Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że przedkładanie jakości życia nad „życie za wszelka cenę” jest bardzo ludzkim i zupełnie zrozumiałym odruchem. Odruch ten zaś uświadamia mi coraz dobitniej, że w wielu kwestiach związanych z leczeniem nowotworów tak naprawdę mamy społeczeństwu bardzo niewiele do zaoferowania. W tym momencie absolutnie nie dziwię się osobom, które nie zgłaszają się na badania profilaktyczne. Nawet, jeśli takowe są darmowe.
Co innego, gdyby ludzie wiedzieli, że za profilaktyką idzie skuteczne i pozbawione uciążliwych powikłań leczenie. Przykładem na to może być rozpropagowana akcja szczepienia przeciwko HPV. Jak widać, na nią, w przeciwieństwie do cytologii, chętnych kobiet nie brakuje. Tutaj jednak przekaz jest jasny: „Jesteś zagrożona śmiertelną choroba, jednak my możemy Ci bezboleśnie pomóc”. Tylko ktoś bardzo nierozsądny nie przystałby na taką ofertę.

Piotr SŁAWIŃSKI
Szpital Praski w Warszawie

W sprawie badań cytologicznych

Ten list przedstawia istotny problem. W tej konkretnej sprawie wydaje mi się jednak, że błędem jest twierdzenie, że medycyna tu nic nie oferuje.
Niewykonanie badania nie spowoduje, że raka nie będzie. Jeśli on jest i nie zostanie szybko wykryty, to w nieunikniony sposób urośnie i zabije. Inaczej mówiąc, wtedy się to właśnie kończy męczeńską śmiercią kobiety, a wcześniej okaleczającymi terapiami. Jeśli on jest, a zostanie wcześnie wykryty, to może być skutecznie i znacznie mniej okaleczająco wyleczony. Na tym etapie leczenie jest bardzo skuteczne. Natomiast wyniki leczenia zaawansowanego raka szyjki macicy w ciągu lat zmieniły się (poprawiły) bardzo nieznacznie, ale w wielu krajach (w odróżnieniu od Polski) kobiety tylko rzadko na tę chorobę umierają, gdyż zaawansowany rak szyjki macicy występuje tam rzadko.
Jest to właśnie zasługą wczesnego wykrywania za pomocą badań cytologicznych i skutecznego leczenia na tym etapie.

prof. dr hab. med. Wiesław JĘDRZEJCZAK

Archiwum