27 lutego 2019

Rząd dusz

Paweł Walewski

Początek pilotażu sieci onkologicznej zbiegł się w czasie ze zmianami personalnymi w Krajowej Radzie ds. Onkologii. To organ doradczy przy ministrze zdrowia, w którym nie po raz pierwszy od 2015 r. wymienia się członków. Dziwnym jednak trafem tym razem stracili w niej swoje miejsca luminarze polskiej onkologii sceptyczni wobec projektu utworzenia wspomnianej sieci. W dodatku związani z uniwersytetami, gdzie kliniki zajmujące się leczeniem nowotworów stale muszą dobijać się o należyte miejsce w systemie.

Planowana sieć onkologiczna nie przewiduje – jak nazywa ją prof. Wiesław Jędrzejczak – takiej „drugiej nogi”. Oparta jest raczej na dotychczasowych centrach, które mają sprawować nadzór nad innymi szpitalami w regionie. Twórcy sieci nie zgadzają się z tą diagnozą i zapewniają, że w żadnym razie nie wstrzyma ona rozwoju onkologii akademickiej. Inne zastrzeżenia także bagatelizują, choć zarzuty „zawłaszczenia opieki onkologicznej przez kilkanaście dużych szpitali, które jednocześnie mają monitorować i nadzorować pozostałe placówki” nie są wyssane z palca. Odpowiedź, jaką słyszymy, że oponenci czegoś nie doczytali lub nie zrozumieli celów i założeń, brzmi protekcjonalnie. A może to brak umiejętności wsłuchania się w argumenty drugiej strony i chęć postawienia na swoim?

Rozsądek podpowiada, by pozwolić pilotażowi ruszyć i dopiero po pewnym czasie przeanalizować rezultaty rewolucji, która na razie obejmie województwa dolnośląskie i świętokrzyskie. Niefortunne jest to, że ci, którzy sieć wymyślili, teraz rozpoczynają pilotaż, a potem sami siebie ocenią. Po drodze dostaną z NFZ o jedną trzecią pieniędzy więcej.

Nawet najlepszy pomysł można utopić w morzu dyskusji, zwłaszcza gdy ścierają się przeciwstawne poglądy, a interesariusze kierują się w równym stopniu ambicjami i dobrem pacjentów. W onkologii rzecz ma wymiar nie tylko organizacyjny, ale też etyczny – bo wszyscy chcielibyśmy, aby system opieki nad chorymi z rakiem mógł w końcu należycie zaspokajać ich potrzeby. A przy okazji nie frustrował niepotrzebnie lekarzy, choć narzucony obowiązek raportowania 40 wskaźników na pewno wzbudzi ich zrozumiałą niechęć. W dodatku kiedy jest to często sztuka dla sztuki (i tracenia czasu), bo nikt tych danych potem nie wykorzystuje.

Niefortunnych pomysłów w ochronie zdrowia mamy aż nadto. Ten grzech obciąża nie tylko obecną ekipę. Ale szkoda, że nawet zmiany personalne – jak w Krajowej Radzie ds. Onkologii, która stanie się teraz ciałem fasadowym z gronem klakierów – muszą wywoływać niesmak. Jakby urzędnicy i ministrowie niczego nie uczyli się na błędach swoich poprzedników. 

Autor jest publicystą „Polityki”.

Twitter: @Walewski_P

„Miesięcznik OIL w Warszawie Puls” nr 3/2019

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum