1 kwietnia 2011

Od paternalizmu przez partnerstwo, formalizm do klientelizmu

Jest coś niezwykle wspaniałego w istocie naszego zawodu lekarza. Wiele się na to składa, ale najistotniejsze są: kontakt z człowiekiem w sytuacji, gdy jest on pozbawiony masek i póz, za jakimi zwykle się ukrywa, gdy jest zdrowy; uprawianie z założenia szlachetnego zawodu – niesienie pomocy cierpiącym i potrzebującym – oraz możliwość twórczego kontaktu z innymi profesjonalistami – lekarzami, naukowcami i przedstawicielami innych zawodów. Te przymioty zawodu lekarskiego stwarzają niezwykłą szansę poznania różnorodnych i najistotniejszych cech człowieczeństwa. Dzięki temu możemy budować i wzbogacać osobowość własną oraz swego środowiska, pod warunkiem, że odbywać się to będzie na gruncie prawdy, a więc wolne będzie również od politycznych wpływów.

Zdobyta wiedza o człowieku i poczynione refleksje kształtują naszą wrażliwość moralną i nasze sumienie, które, niestety, nie będąc w swej istocie bytem doskonałym, wypełnione bywa niezgodnymi z etyką zasadami. Jakże często nasze sumienie traci orientację i nie umie należycie określić granicy między prawdą i dobrem, kłamstwem i złem, ani wyzwolić głębokiego i szczerego szacunku dla godności człowieka. Trzeba pamiętać, że nie tylko wiedza, ale i etyka przepełnia każdą lekarską decyzję w klinicznej medycynie.

Żyjemy w kraju wciąż niskich standardów – również moralnych – tak więc sumienie nasze łatwo daje się urynkowić.

Świadomość istoty człowieczeństwa prowadzi do zrozumienia sensu ludzkiego istnienia, poczucia sprawiedliwości, wrażliwości na cierpienie i krzywdę. Ale życie nie jest łatwe, zwłaszcza, gdy chce się być przyzwoitym człowiekiem, a sens ludzkiego istnienia wiązać z poczuciem godności. Niszcząc godność, rezygnuje się z człowieczeństwa.

Eksplozja wiedzy medycznej, technicyzacja medycyny i postępująca specjalizacja zmieniły oblicze medycyny z empirii, poświęcenia i sztuki w naukę ścisłą, element rynkowej gry, a w niektórych krajach dobrze płatny zawód.
Z natury rzeczy musiało to wpłynąć na kliniczne oblicze i charakter opieki zdrowotnej, a więc i na układ lekarz – chory. Wszechobecna technicyzacja medycyny zostawiła jednak trochę miejsca dla sztuki, która wyraża obecnie umiejętność intuicyjnego wykorzystania wiedzy medycznej, technologii oraz klinicznego doświadczenia w praktyce lekarskiej, a artyzm daje nam inspirację do poszukiwania klucza do osobowości chorego, bowiem najczęściej znajdujemy tylko nie zawsze pasujące wytrychy.

Niezmienni są chorzy w swym bólu, cierpieniu i nadziei uzyskania od lekarza nie tylko pomocy, nie tylko wyleczenia, ale nawet uzdrowienia.
Podstawowym celem medycyny, a więc i zadaniem lekarza, jest troska o zdrowie i życie chorego. Zasadniczym natomiast motywem i celem wizyty chorego u lekarza jest uzyskanie profesjonalnej pomocy – wyleczenia, a nawet, jak już wspomniałem, uzdrowienia.

W warunkach normalnych uzupełniającym pragnieniem i żądaniem w odniesieniu do przywrócenia zdrowia jest uzyskanie tej pomocy w ścisłej łączności z emocjonalną i poznawczą empatią lekarza, a więc z wyczuciem i zrozumieniem zarówno stanu psychicznego chorego, jak też jego toku myślenia i życiowej perspektywy.
Do głównych obowiązków lekarza należy nie tylko zastosowanie technologicznie optymalnego procesu rozpoznawania i leczenia, ale również, powtórzę, pobudzanie jego chęci do życia i wysiłku prowadzącego do wyzdrowienia. Wiąże się to z umiejętnością właściwego skierowania świadomości chorego ku nadziei i współpracy. Postępowanie takie jest nieodzownie i bezwzględnie konieczne, ale w hierarchii rzeczywistych, biologicznych, warunkujących życie potrzeb chorego, z którymi zwraca się on do lekarza, z pewnością niewystarczające. Sama empatia, wyrazy współczucia i składane przez najbliższych życzenia powrotu do zdrowia, niestety, nie mają realnego wpływu na przebieg choroby, nie stanowią siły uzdrawiającej chorego. Z drugiej jednak strony, choć pocieszanie nie wpływa np. na obniżenie poziomu cukru czy mocznika, to jest bezwzględnie konieczne, jako skuteczny czynnik wzmacniający wolę walki chorego z chorobą, eliminujący poczucie rezygnacji i osamotnienia.
W dawnych czasach ten element odgrywał znamiennie bardziej istotną rolę wobec wręcz niewielkich możliwości medycyny klinicznej. Liczyć się należy i z tym, że samo pocieszanie – stwarzanie nadziei – czasami może być merytorycznym kłamstwem.

Również w warunkach kataklizmu, np. wojny, katastrofy, samo udzielenie kwalifikowanej pomocy jest jedynym możliwym do spełnienia celem i musi wystarczyć. Musi wystarczyć dla wszystkich. W takich sytuacjach samo uratowanie życia chory i lekarz uznają za pełny sukces, pomimo że oczekiwania, a nawet potrzeby chorego wobec lekarza lub pielęgniarki znacząco odbiegały od standardów wymaganych w normalnych warunkach. Tak więc, istnieje wiele sytuacji życiowych, w których jedynie „inżynierski” stosunek do chorego w określonych warunkach okazuje się skuteczny i sprawia, że chory zostaje wyleczony i ma poczucie pełnej satysfakcji, a często wdzięczności dla lekarza.
Zatem pierwszoplanowym, a w określonych warunkach jedynym celem lekarza i medycyny jest troska o życie i zdrowie pacjenta poprzez zastosowanie skutecznej terapii. Nawet samo tylko wyzdrowienie staje się zarówno optymalnym dobrem medycznym, jak i dobrem osobistym chorego.
W warunkach normalnych samo wyleczenie chorego nie jest jednak dobrem wystarczającym, ponieważ droga do tego sukcesu uwzględniać musi godność i stan emocjonalny człowieka chorego. Musimy sobie jednak zdawać sprawę, że w związku z upowszechnieniem opieki zdrowotnej, wysokimi kosztami wdrażania postępu naukowego i technologicznego oraz zmianami demograficznymi potrzeby w zakresie ochrony zdrowia przekraczają możliwości pełnej realizacji tych podstawowych zadań.
Należy sobie uświadomić, że niewydolność materialna, finansowa, organizacyjna wyzwala niewydolność moralną niewydolnego systemu ochrony zdrowia.

Ujawniają się braki, które wraz z technicyzacją pracy lekarskiej oddalają lekarza od chorego, a związek miedzy nimi staje się stopniowo coraz bardziej pośredni i formalny. Postęp w medycynie sprawia natomiast, że jest ona coraz bardziej skuteczna, choć sprzyja uprzedmiotowieniu chorego.

Tadeusz Tołłoczko

Archiwum