3 czerwca 2007

Uczciwość nie popłaca

W ulubionym programie wykształciuchów, czyli w „Szkle kontaktowym” nadawanym przez stację TVN-24, pan Marek z Bydgoszczy oznajmił na okoliczność strajków lekarzy: „Chcą wyższych pensji, a na studia pchają swoje dzieci. Czy ktoś zna biednego lekarza?”. Prowadzącemu program Grzegorzowi Miecugowowi opinia telewidza wydała się nazbyt ogólna i jednostronna, więc odważnie skontrował, że jednak zna takiego, który z trudem wiąże koniec z końcem.
Ironicznie, ale całkiem na serio spointował: „Może uczciwy?”.
I pan Marek z pełną aprobatą przyznał mu rację.
Miało być wesoło, a mnie zrobiło się smutno. Czy uczciwy lekarz musi być biednym lekarzem? W świadomości osób niezwiązanych w żaden sposób ze środowiskiem medycznym taki stereotyp, jak widać, nie jest niczym wyjątkowym. Opinia publiczna przyjmuje go ze zrozumieniem. Nawet wykształciuchy z politowaniem kręcą głowami nad dolą tych najuczciwszych, stawiając im za przykład doktorów operatywnych (nie mylić z chirurgami), którzy należycie potrafią zadbać o swój byt, nie zawsze kierując się etyką. Popatrzcie, jak moglibyście żyć, gdybyście nie byli tacy święci! Co chcecie sobie i nam udowodnić: że ważne są kodeksy i czyste sumienie, za dwa tysiące złotych? Jeśli synonimem uczciwości w panoramie polskiej służby zdrowia ma być dla pacjentów lekarz biedny, najlepiej mieszkający pod mostem i chodzący w wytartych butach, niewyjeżdżający nigdzie za granicę (bo firmy farmaceutyczne proponują przecież wyjazdy samym nieuczciwym – taka obowiązuje u nas jedynie słuszna wykładnia udziału lekarzy w kongresach naukowych), pozostający na utrzymaniu rodziców i żywiący się w szpitalnej kuchni abonamentowej – to pogratulujmy sobie czasów, w jakich przyszło nam żyć. A więc to uczciwi lekarze biorą się do strajkowania, bo nieuczciwi nie muszą!
Trudno mi się pogodzić z myślą, że wyznacznikiem lekarskich dochodów jest w świadomości wielu Polaków – najczęściej tych najbardziej dumnych z IV RP – poziom rzetelności. Naprawdę nie da się pogodzić jednego z drugim? Wypada w takim razie współczuć młodym lekarzom, bo mają u progu swojej zawodowej kariery
nie lada dylemat: jak pogodzić wrażliwość i etos z godnym życiem, skoro nawet osobom wykształconym wydaje się to nie do pogodzenia. Na taki obraz lekarskiej profesji złożyło się niewątpliwie kilka przyczyn. Korupcja części środowiska? Na pewno. Ale nie w mniejszym stopniu przysłużyły mu się również poglądy wielu polityków odpowiedzialnych za finansowanie opieki zdrowotnej, którzy akceptując lekarskie pensje poniżej średniej krajowej, mrugają okiem do opinii publicznej: po co im podwyżki? – przecież i tak sobie dorobią! No to dorabiają.
Po godzinach, w pogotowiu, na drugim lub trzecim etacie, a niektórzy po kryjomu na lewo. Jak państwo takie szczodre, to obywatele sami o siebie muszą zadbać.

Paweł Walewski
Autor jest publicystą „Polityki”

Archiwum