4 października 2013

Dymiąca Góra dla Białej Damy

Jacek Walczak

Pewien dzielny wojownik Popo zakochał się w pięknej córce cesarza o imieniu Izta.
Zadziwiające, niemal wszystkie indiańskie legendy zaczynają się podobnie. Akurat tę trudno przypisać konkretnemu ludowi w Mezoameryce, gdzie leży współczesny Meksyk, ale jest nader charakterystyczna dla tej części świata.
Oczywiście władca ani myślał dopuścić do takiego mazaliansu, wysłał zatem owego wojownika na daleką wojnę. Piękna księżniczka usychała z tęsknoty, aż pewnego dnia ze smutku zmarła. Los oszczędził jednak Popo, który powrócił cały i zdrowy w rodzinne strony. W wielkiej rozpaczy po stracie ukochanej stworzył dwie góry. Na jednej ułożył ciało ukochanej, sam natomiast stanął na szczycie drugiej góry z potężnym kadzidłem w dłoni, strzegąc na zawsze spokoju księżniczki. Tak powstały dwa słynne wulkany: Popocatépetl (Dymiąca Góra – 5452 m n.p.m.) i Iztaccihuatl (Biała Dama – 5286 m n.p.m.), które zajmują drugie i trzecie miejsce pod względem wysokości w Meksyku. Owa wysokość powoduje, że na wierzchołkach temperatura spada poniżej zera. Nazwy w języku Azteków – nahuatl, sugerują, że legenda zrodziła się wśród nich, ale zapewne znana była także ich świetnym poprzednikom.
Iztaccihuatl leży niecałe 60 km od stolicy kraju Ciudad de México i w pogodny dzień istotnie przypomina przy odrobinie wyobraźni leżącą kobietę, a sterczący dalej na południe Popo wiecznie dymi. Tworzą naturalną wschodnią krawędź Doliny Meksyku, gdzie narodziły się wspaniałe cywilizacje, ale ostatnia z nich, Aztekowie, nie oparła się nowej sile wiedzionej przez Hernándo Cortésa.
Przybyliśmy pod wulkany od południowej strony z ambitnym zamiarem zdobycia Dymiącej Góry. Wcześniej udało nam się zajrzeć do gardzieli piekła pod kraterem czynnego wulkanu Pacaya w Gwatemali, więc Popocatépetl wydawał się w zasięgu ręki. Trzeba jednak być ostrożnym, bowiem zazdrosny wojownik regularnie, co jakiś czas, wyrzuca z siebie ogromne ilości gazu i pyłu. Na nieszczęście natrafiliśmy właśnie na kolejny wybuch gniewu Popo, co sprawiło, że mogliśmy popatrzeć na to urzekające zjawisko jedynie z bezpiecznej oddali.

Czas wypełnialiśmy sobie opowieściami o śmiałkach, którzy, wykorzystując swoje doświadczenie i profesjonalny sprzęt, zapuszczali się w głąb kraterów czynnych wulkanów. Takie wyczyny, zawsze obarczone najwyższym ryzykiem, są niczym innym, jak targanie samego Lucyfera za ogon. Czynny wulkan i trzęsienie ziemi to jak brat i siostra. Piekielne rodzeństwo jest kompletnie nieobliczalne i na ogół nieprzewidywalne. Skorupa ziemska ma średnio 40 km grubości, w porównaniu z promieniem ziemskim (średnio 6371 km) jest cieniutka jak kartka papieru. Poza tym tworzą ją pofałdowane warstwy skalne i materiały osadowe. W różnych częściach świata tak zwane tarcze mają różną strukturę. Zupełnie nietypowa jest płyta Oceanu Spokojnego, gdzie w części centralnej brak warstwy granitowej. Osady denne spoczywają tylko na zanikającej niekiedy warstwie gabrowej, dość niestabilnej, o dużej zawartości magnezu i żelaza. Taki stan powoduje, że wulkany na wyspach środkowego Pacyfiku: Hawajach, Samoa, Wielkanocnej czy nawet Galapagos, podczas wybuchów wyrzucają wyłącznie lawę bazaltową. Natomiast płytę w peryferyjnej części Pacyfiku, głównie pod kontynentem Ameryki Południowej, tworzą względnie grube warstwy granitowe. Z wulkanów w łańcuchu ciągnącym się od Kalifornii aż po Ziemię Ognistą podczas erupcji wydobywa się obok lawy ogromna ilość popiołów andezytowych. Typowym przykładem takiego wulkanu jest właśnie Popocatépetl w środkowym Meksyku, który corocznie zasypuje okolice milionami ton szarego pyłu. Krater Popocapétepl pokrywa właśnie swoista kopuła utworzona przez wieki z opadających popiołów. Wiadomo, że w okresie „dużego gniewu” tego typu wulkany także lawy nie skąpią.
Nam łatwo przyszło pogodzić się z kaprysami Popo, ale co ma czynić kilkadziesiąt tysięcy okolicznych mieszkańców, którzy co rusz zmuszani są do ewakuacji. Eksperci twierdzą, że nie dochodziło do erupcji przynajmniej 2 tys. lat, co tym bardziej uprawdopodabnia wielki wybuch w niedługim czasie. Byłoby to niewyobrażalnym zagrożeniem dla ogromnej stolicy Meksyku.
Zatem nie drażnimy więcej Popo, niech spokojnie pilnuje Białej Damy.

Archiwum