6 grudnia 2004

Długa droga do Polski – cz. II. Sagi rodzinne: Orłowscy

We wrześniu 1918 roku prof. Witold Orłowski dostaje wezwanie do sztabu tworzonego w Kazaniu wojska polskiego, w którym ma organizować służbę sanitarną. Lada chwila bolszewicy mają ponownie zająć miasto. Sztab musi je opuścić, ponieważ zgoda na tworzenie polskiego wojska została cofnięta.


Na Syberii, u „białych”
Profesor wyrusza z wojskowymi, w letnim płaszczu, ze 100 rublami w kieszeni. Żonę z czworgiem dzieci zostawia w Kazaniu, w bezpiecznym miejscu. „Zapewniono mnie, że gdy wojsko radzieckie w nocy wejdzie do Kazania, na pewno popije się, a wtenczas będzie wycięte. Tak się już stało w Syzraniu. Za parę dni zatem wrócimy” – wyjaśnia. Ale do Kazania nie wróci już nigdy.
Wędrują pieszo lub na zarekwirowanych koniach. Noclegi i żywność zdobywają, grożąc użyciem broni. Sterroryzowany naczelnik małej stacji kolejowej wystawia im pociąg do Ufy. Ogłoszenia porozlepiane na ulicach miasta wzywają ludność do ewakuacji – zbliżają się czerwonoarmiści. Profesor postanawia jechać na opanowaną przez wojska białej armii admirała Kołczaka Syberię, do Tomska. Stacjonuje tam też polska dywizja, utworzona do walki z Niemcami. Profesor liczy na etat uniwersytecki. Dostaje go dzięki wstawiennictwu ministra w rządzie Kołczaka. Za sprawą uchwały rady miejskiej o zagęszczeniu lokali zdobywa pokój u kolegi ze studiów i jest urządzony. Podczas 10 miesięcy spędzonych w Tomsku sprawuje opiekę medyczną nad polskimi żołnierzami.

Telegram z Polski
W sierpniu 1919 roku wyrusza do Irkucka z zamiarem utworzenia szpitala Czerwonego Krzyża dla rannych żołnierzy. I tam dociera do niego telegram od komisarza wojska polskiego przy admirale Kołczaku. Został mianowany profesorem zwyczajnym medycyny wewnętrznej Uniwersytetu Jagiellońskiego. Władze proszą go o szybki powrót do Polski. W Warszawie czeka już rodzina. „Nie wierzyłem własnym oczom. Zostałem profesorem najstarszego uniwersytetu polskiego i jednocześnie otrzymałem pierwszą wiadomość o rodzinie”. Próbuje różnych możliwości wydostania się z Rosji. Polski komitet narodowy w Irkucku angażuje w sprawę jego wyjazdu przebywającego w Paryżu Romana Dmowskiego. Dmowski odpowiada, że jego starania spełzły na niczym. Profesor postanawia szukać okazji we Władywostoku, ale tuż przed wyjazdem zapada na dur osutkowy. Opuszcza Irkuck dopiero na początku lutego 1920 roku. W placówce japońskiej w Czycie odbiera pismo z Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego RP, zawiadamiające o nominacji na profesora UJ w czerwcu 1919 roku. Jest też list od żony, która pisze, że odnalazła go na Syberii dzięki pomocy żony premiera Ignacego Paderewskiego, Heleny.
Wraca do kraju rosyjskim statkiem „Jarosław”, zarekwirowanym przez Anglików po wycofaniu się Rosji z wojny. Płynie z resztą polskiej dywizji syberyjskiej i rodzinami żołnierzy. Ich statek za caratu przewoził galerników z Odessy na Sachalin, warunki bytowe pasażerów są więc bardzo ciężkie. W dodatku mają kłopoty z aprowizacją.
W kolejnych portach trudno o żywność. Z zapasów na statku jest tylko pieprz i cukier, które kucharz dodaje do wszystkich potraw. Pasażerowie są coraz bardziej zmęczeni i sfrustrowani. Od początku podróży profesor obejmuje nadzór sanitarny. Jak zawsze czynny, stara się też przeciwdziałać ogólnej frustracji, organizując kursy i wykłady dla dzieci i dorosłych. Płyną przez Hongkong, Singapur, Kolombo, Aden, Port Said, Gibraltar, Londyn i Kopenhagę do Gdańska. „Miasta, które zwiedziłem, miały piękne dzielnice europejskie
i brudne, ciasne tubylcze, w których mieściła się masa miejscowej ludności o pożałowania godnym trybie życia”
– pisze. – „Niemile uderzał stosunek białych do kolorowych. Kolorowi nie kryli się z nienawiścią do białych. Tylko nas, Polaków, traktowali inaczej”. 1 lipca 1920 roku statek zawija do Gdańska.

Uczony i menedżer
Profesorowie Wydziału Lekarskiego UJ przyjmują prof. Orłowskiego życzliwie. Podczas pięciu lat pracy w Krakowie jest co roku wybierany do grona elektorów. Prowadzi wykłady dla studentów 4. i 5. roku, organizuje w klinice zebrania naukowe krakowskich internistów, a także dwa zjazdy: przeciwgruźliczy oraz lekarzy i samorządowych działaczy sanitarnych. Po pięciu latach przyjmuje propozycję objęcia katedry diagnostyki i ogólnej terapii na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu Warszawskiego. Klinika mieściła się wówczas w Szpitalu św. Ducha przy Elektoralnej. W 1927 roku przechodzi na katedrę szczegółowej patologii i terapii chorób wewnętrznych w Szpitalu Dzieciątka Jezus przy Nowogrodzkiej, gdzie dokonuje ogromnych przeobrażeń. Działa jak menedżer z XXI wieku. Korzystając z pomocy finansowej wiceprezydenta miasta, urządza oddział przemiany materii, który będzie obsługiwał wszystkich chorych szpitala. Organizuje znakomicie wyposażone pracownie biochemiczne, zdobywając fundusze od firm farmaceutycznych i Kasy Chorych oraz różne dotacje. Stara się rozwiązać problem przewlekłej niewydolności krążenia poprzez rozpoznanie zaburzeń biochemicznych ustroju, które, jego zdaniem, wyprzedzają chorobę. „Prof. Gregersen z Nowego Jorku po II wojnie światowej spędził w tych pracowniach w ciągu dwóch dni 10 godzin. Okazało się, że częściowo pracujemy nad tymi samymi zagadnieniami, przy tym uznał, że niektóre opracowaliśmy lepiej. Profesorowie Wydziału Lekarskiego UW nie doceniali ważności naszych prac biochemicznych, twierdzili, że raczej muszą je wykonywać zakłady chemii. Zmienili zdanie dopiero wtedy, gdy po zakończeniu wojny wielu zagranicznych profesorów klinicznych wystąpiło w Warszawie z wykładami na temat swych prac biochemicznych”.
Na mocy umowy z Kasą Chorych otrzymuje pieniądze na urządzenie zakładu elektrokardiograficznego i dotacje na jego działalność. W rewanżu bada codziennie sześciu chorych kierowanych przez kardiologów. „Godne jest nadmienienia” – pisze – „że przez cały czas ważności umowy żaden z lekarzy Kasy Chorych nie skorzystał z mej oferty”. Tworzy pracownie serologiczno-bakteriologiczną i przeciwgruźliczą, zapewniając dla tej drugiej coroczną dotację Polskiego Związku Przeciwgruźliczego. „Wystąpiłem w Senacie z projektem badania wszystkich kandydatów do wyższych uczelni w Warszawie. Projekt spotkał się ze sprzeciwem, zwłaszcza prof. matematyki Mazurkiewicza, który twierdził, że nie może się zgodzić, żeby młodzi lekarze badali jego córkę”. Nie upłynęło wiele czasu, a uznano konieczność przeprowadzania takich badań. W 1935 roku profesor tworzy poradnię przeciwgruźliczą dla studentów, na którą łoży Towarzystwo Przyjaciół Młodzieży Akademickiej.
Kliniczna poradnia przeciwgruźlicza objęła swą działalnością część mieszkańców Warszawy, wykonała też kilkakrotnie masowe badania ludności w Skierniewicach. Badała dzieci w szkołach
i internatach Warszawy, organizowała kursy dla lekarzy z całej Polski.
Otwarta w 1928 roku poradnia wychowania fizycznego była pierwszą w Polsce placówką naukowo-badawczą w tej dziedzinie. Przygotowywała lekarzy do nadzoru nad wychowaniem fizycznym i uprawianiem sportu przez młodzież. Otrzymywała dotacje z Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego. Prowadzenie poradni profesor powierzył dr Eleonorze Reicher, która w 1936 roku objęła też kierownictwo kolejnej poradni – przeciwreumatycznej. „Profesor Orłowski miał szczególny dar przewidywania kierunków rozwoju poszczególnych działów medycyny. Wypływał on z jego głębokiej wiedzy i rozumienia tego, co nauki lekarskie powinny dać społeczeństwu” – pisał w 1974 roku na łamach Polskiego Archiwum Medycyny Wewnętrznej jego uczeń i współpracownik prof. Wacław Markert. – „Zorganizowana przez niego poradnia reumatologiczna stała się zaczątkiem przyszłego Instytutu Reumatologicznego. Zapoczątkowane badania w poradni wychowania fizycznego stały się tematem badań Akademii Wychowania Fizycznego. Usamodzielniły się takie kierunki, jak: kardiologia, nefrologia, gastrologia, balneologia, hematologia, które znalazły swoje odbicie w pracach kliniki i utrwaliły swoją pozycję w piśmiennictwie lekarskim”.
Prace naukowe w klinice szczegółowej patologii i terapii chorób wewnętrznych szły w różnych kierunkach: klinicznym, anatomopatologicznym, balneologicznym, bakteriologicznym, doświadczalnym (na ludziach i psach), przede wszystkim zaś biochemicznym. „Kierowana przeze mnie klinika była pierwszą, która podjęła się na szeroką skalę badań wpływu zakwaszenia na ustrój ludzki i badań nad przewlekłą niewydolnością krążenia. Ogółem klinika w latach 1926-1939 ogłosiła 404 publikacje. 71 spośród nich było napisanych przeze mnie” – podsumowuje prof. Orłowski.
O przedwojennych osiągnięciach swego mistrza napisał w 1968 roku w „Endokrynologii Polskiej” Walenty Hartwig:
„W tym okresie dokonał rzeczy na owe czasy niezwykłych. Zachował solidne fundamenty tradycyjnej medycyny i na nich wybudował szybko narastające elementy nowoczesnej sztuki lekarskiej. Coraz odważniej odchodził od statycznego pojmowania zjawisk chorobowych, zastępując je badaniem procesów dynamicznych zachodzących w ustroju”.

Wojna, okupacja,
powstanie

„Na krótko przed drugą wojną światową rozpoczęliśmy dalsze prace nad przewlekłą niewydolnością krążenia metodą zespołową, w skali nigdzie nie stosowanej” – pisze profesor. – „Wojna przerwała te badania, w których wzięło udział 16 należycie przygotowanych kolegów. Spowodowała znaczne zniszczenie większości cennej aparatury, zdobytej przeze mnie, rozproszyła po świecie uczestników zespołu i spowodowała śmierć wielu z nich. Uniemożliwiło to kontynuowanie rozpoczętej pracy po wojnie”.
Od 7 września 1939 roku profesor dzień i noc spędza w klinice zapełnionej rannymi. Pewnej nocy przesypia bombardowanie i budzi się w pokoju podziurawionym kulami. 20 września zaczynają napływać żołnierze cierpiący wskutek tajemniczego zatrucia. „Większość sądziła, że jest zatruta jakimś alkoholem. Inni mówili, że jedli śledzie lub że ich częstowano wodą sodową z sokiem albo papierosami. Grozą przejmował sam widok tych chorych, ginących wskutek zatrucia” – wspomina. „Wielkie były trudności z ich grzebaniem. Toteż zwłoki zmarłych leżały prawie przez dwie doby na siennikach między rannymi żołnierzami. Sprawę tę badała specjalna komisja. Orzeczenia klinice nie przysłała. Sekcji ani badania zawartości żołądka nie można było wykonać”.
Wbrew zakazowi władz niemieckich klinika chorób wewnętrznych kierowana przez prof. Orłowskiego, jako jedna z pierwszych, już w listopadzie 1939 roku rozpoczyna tajne nauczanie studentów. „Nauczania nie przerwałem mimo otrzymania dwóch anonimowych ostrzeżeń i jednego jawnego” – odnotowuje profesor. Aż do wybuchu powstania w klinice pracowało nielegalnie 244 studentów. 138 spośród nich złożyło końcowy egzamin z interny. Profesor podkreśla, że studenci odznaczali się dużą pilnością
i nabywali znacznie więcej wiedzy i doświadczenia niż przed wojną. Równocześnie prowadzono dokształcanie lekarzy. Co sobotę odbywały się posiedzenia naukowe. Wygłaszano referaty, omawiano przypadki chorobowe, relacjonowano postępy w pracach naukowych. Wbrew zarządzeniom Niemców działalność dydaktyczno-naukowa trwała przez całą okupację.
1 sierpnia 1944 roku profesor wychodzi z kliniki o godz. 13. Po wybuchu powstania nie może już do niej dotrzeć. W drugiej połowie września mieszkańcom ul. Dantyszka na Ochocie gestapowcy nakazują opuścić dom i prowadzą ich na Okęcie. Niektórych wysyłają do Pruszkowa, innych zwalniają. Profesor z żoną trafia w okolice Piaseczna. Wkrótce otrzymuje wiadomość o rozpoczęciu ewakuacji Szpitala Dzieciątka Jezus do Milanówka. Natychmiast tam jedzie, ale ostatecznie lokum dla kliniki załatwia w Grodzisku, gdzie będzie ona funkcjonowała do 15 lipca 1945 roku.

Żadnych przemówień
Kliniką profesor kierował jeszcze przez dwa lata, następnie objął stanowisko ordynatora oddziału chorób wewnętrznych w szpitalu na Lesznie, a od maja 1957 roku – ordynatora Szpitala Wojewódzkiego przy Czerniakowskiej, który nosi jego imię. Na emeryturę odszedł w 1960 roku.
Prof. Witold Orłowski ogłosił 207 prac tłumaczonych na różne języki. Ukoronowaniem jego działalności było ośmiotomowe dzieło: „Nauka o chorobach wewnętrznych”, obejmujące prawie całą internę. Jest to pierwsze w historii polskiej medycyny tak obszerne opracowanie tej dziedziny przez jednego autora. Czerpało z niego wiedzę wiele pokoleń lekarzy.
Profesor habilitował 33 docentów spośród swoich uczniów. 26 zostało profesorami. Był członkiem rzeczywistym Polskiej Akademii Umiejętności, Polskiej Akademii Nauk, doktorem honoris causa Akademii Medycznej w Łodzi i Uniwersytetu Jagiellońskiego. Jedną ze swych książek zadedykował: „Uniwersytetowi Jagiellońskiemu, który przez zaszczytne dla mnie powołanie na katedrę kliniki chorób wewnętrznych stworzył mi pole pracy wśród swoich i dla swoich i przez to ziścił moje gorące marzenia od lat najmłodszych”.
Zmarł w 1966 roku, przeżywszy 92 lata. Jego ostatnie życzenie brzmiało: żadnych przemówień na pogrzebie. Ü

Ewa DOBROWOLSKA

Archiwum