10 września 2019

Sen o POZ

Hanna Odziemska

lekarz specjalista chorób wewnętrznych POZ, absolwentka Wydziału Zarządzania UW

Znamy to wszyscy: POZ jako zmora. Zmora lekarza: niekończąca się kolejka, niczym przy kasie w hipermarkecie, naszpikowana dodatkowymi pacjentami pytającymi, czy doktor jeszcze przyjmie, ekwilibrystyka zorganizowania sobie chwili wytchnienia na kawę, posiłek czy toaletę. I wieczna niepewność, o której uda się skończyć pracę. Zmora pacjenta: stanie od szóstej rano w kolejce po „numerek” albo wiszenie na telefonie, aby pięć po ósmej dowiedzieć się, że „już nie ma na dziś numerków”. Koszmar przepychania się zatłoczonym korytarzem, aby ubłagać kolejkę z „numerkami” o możliwość wejścia z pytaniem, czy doktor przyjmie dodatkowo. Zmora lekarza: nacisk ze strony ZOZ na ograniczanie liczby badań diagnostycznych. Zmora pacjenta: próba uproszenia lekarza, żeby skierował na badania. Wszyscy, lekarze i pacjenci POZ, jedziemy na tym samym wózku: niewydolności systemu i braku rozwiązań podstawowych problemów. Z jednej strony składki pacjenta, z drugiej brak satysfakcji finansowej lekarza. Z jednej strony potrzeby zdrowotne, z drugiej – przeciążenie pracą uniemożliwiające ich prawidłowe zaspokajanie. Po prostu impas.

Eryka poznałam przez stronę na Facebooku „POZ – oferty pracy”. Przedstawił się jako przedsiębiorca, który chce założyć nowoczesną przychodnię POZ, po prostu „POZ marzeń”, sprawnie działającą i spełniającą oczekiwania zarówno pacjenta, jak i lekarza. Na spotkanie przyszedł punktualnie.

– Czas to wartość – mówi. – Ja szanuję czas lekarza.

Jest bardzo młody, nie ma jeszcze trzydziestki. Wykształcenie: ukończone zagranicą studia ekonomiczne.

– Dlaczego chcesz założyć przychodnię POZ?

Chłopiec z szarym plecaczkiem siada naprzeciw mnie, otwiera laptop i pokazuje ramowy zarys swojego projektu. Zwracają uwagę bardzo grube soczewki jego okularów.

– Zobacz – mówi z entuzjazmem – takie są moje założenia: pozyskuję inwestorów, zakładamy spółkę, tworzymy najpierw jakby prototyp przychodni, pilotażową komórkę, w której testujemy nowy styl podstawowej opieki zdrowotnej. Potem otwieramy pierwszą przychodnię, następnie sieć. Wszystko oparte na zupełnie nowych zasadach. Zauważyłaś, że cała dotychczasowa działalność lecznicza w Polsce jest nastawiona na naprawianie już zaistniałych szkód, leczenie chorób? A gdzie profilaktyka? Może większość chorób wcale nie musi się rozwinąć, jeśli wcześniej wykryjemy zagrożenie i odpowiednio pokierujemy zmianami stylu życia pacjenta? Dlaczego, przy obecnych możliwościach diagnostycznych i poziomie świadomości społeczeństwa, wciąż dopuszczamy do powstania choroby
zamiast jej zapobiegać?

– Byłeś w jakiejś polskiej poradni POZ? – uśmiecham się lekko. – Widziałeś, co tam się dzieje? Jak w takich warunkach znaleźć czas na profilaktykę, edukację?

– Tam nie ma czasu nawet na popatrzenie sobie w oczy lekarza i pacjenta – śmieje się Eryk. – Lekarz stuka w klawiaturę i patrzy w monitor, a przytłoczony pacjent często już nawet nie próbuje zwrócić na siebie większej uwagi.

– Jak chcesz to zmienić? – pytam z niedowierzaniem.

– Mój pomysł to maksymalizacja oszczędzania czasu lekarza. Chcę dać lekarzowi narzędzia, które pozwolą mu wykonywać tylko jego pracę, uwolnią od żmudnego wypełniania masy dokumentacji. Elektroniczny asystent uporządkowałby dane o pacjencie, dokonał analizy i przedstawił w formie prezentacji, aby lekarz mógł nawiązać relację z pacjentem i zmotywować go do aktywnego zaangażowania w proces diagnostyczno-profilaktyczno-terapeutyczny.

– To może być kosztowny zabieg, zdajesz sobie z tego sprawę?

– Oczywiście – uśmiecha się Eryk. – Jestem ekonomistą. Ale to właśnie moje zadanie: optymalizacja kosztów. Działania medyczne pozostawiam lekarzowi.

– Jak chcesz pozyskać kadrę lekarską? Wiesz, że moi koledzy, szczególnie starsi, mogą być niechętnie nastawieni do przejścia na jeszcze wyższy poziom cyfryzacji niż e-dokumentacja i e-zwolnienia? A szeregi lekarskie są wciąż mocno przerzedzone i rekrutacja będzie trudna.

– Nie zniechęcisz mnie. Jestem nastawiony na cel, nie na przeszkody. Gdybym myślał tylko o tym, jak będzie ciężko, nie zaczynałbym realizacji projektu.

– Nurtuje mnie jedno pytanie: dlaczego wybrałeś POZ? Z twoją wiedzą i energią mógłbyś rozwinąć każdy biznes.

Eryk zdejmuje okulary i przeciera chusteczką grube szkła.

– Kilka lat temu pogorszył mi się nagle wzrok. Zacząłem widzieć czarne plamki, szybko się powiększały. Okulista z prywatnego gabinetu wysłał mnie na SOR z informacją: „grozi panu całkowita ślepota”. Diagnoza brzmiała: obustronne odwarstwienie siatkówki, w tym w okolicy plamki żółtej. Leczenie było długie, lekarz, który je prowadził, cerował laserem misternie moją ginącą siatkówkę przez kilka miesięcy. Nawet kiedy było już w miarę stabilnie, rokowania co do mojego wzroku pozostawały nie najlepsze. Niepewny swojego losu, wyruszyłem w podróż życia po różnych krajach, żeby jeszcze coś zobaczyć, zanim ogarną mnie ciemności. Odwiedzałem tam szpitale i przychodnie, sprawdzałem, jak działają, czym różnią się od tych w Polsce. Wcześniej przecież poznałem polskie piekło SOR i POZ, z których musiałem korzystać z racji mojej choroby. A że byłem żółtodziobem, niedoświadczonym w poruszaniu się po tym zaminowanym terenie, wpadałem w pułapki kolejek, skierowań i procedur, przerażony perspektywą utraty wzroku na progu dorosłego życia i całkowitym brakiem wsparcia w moim niefajnym położeniu. Zrozumiałem, że pacjent chce się czuć pod opieką, prowadzony przez gąszcz meandrów systemu. Najbardziej fundamentalna, nagminnie niezaspokajana w Polsce potrzeba pacjenta, to poczucie bezpieczeństwa. Widziałem w innych krajach przykłady, jak można zaspokoić tę potrzebę, widziałem placówki medyczne, gdzie pielęgniarka towarzyszyła pacjentowi w oczekiwaniu pod gabinetem lekarskim, aby nawet na chwilę nie zostawiać go samego, bezradnego ze swoimi lękami i cierpieniem.

Patrzę na szczupłą postać i grube soczewki okularów Eryka. Na początku spotkania opowiadał mi trochę o swoim dzieciństwie. Nie mówił do 12. roku życia. To chyba dobrze rokuje, może jest jednym z tych late bloomers, młodych geniuszy, których mózg rozwija się niestandardowo i potrafi wygenerować nieprzeciętne zdolności. Obiecuję Erykowi na koniec rozmowy, że będę mu kibicować, niech stworzy swój POZ marzeń, ziemię obiecaną dla spełnionych lekarzy i zadbanych pacjentów. Jeżeli mu się uda, rzeczywistość polskiej opieki zdrowotnej przestanie być zmorą. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum