14 listopada 2016

Kompleksowo pod jednym dachem

Z Robertem Krawczykiem, dyrektorem Samodzielnego Publicznego Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Warszawie, rozmawia Anetta Chęcińska.

Na nowoczesny szpital pediatryczny Warszawa czekała wiele lat. Minął już rok od uroczystej inauguracji działalności w nowo wybudowanym obiekcie na terenie kampusu Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Co się wydarzyło w tym czasie?

Przypomnę, że przed przeprowadzką szpital funkcjonował w dwóch miejscach. W chwili gdy przecinaliśmy wstęgę pod koniec września 2015 r., w nowym szpitalu mieliśmy już kliniki diabetologii i pediatrii, gastroenterologii, pulmonologii i alergologii oraz kardiochirurgii przeniesione z ul. Działdowskiej. Sukcesywnie, do końca ubiegłego roku, przenosiliśmy oddziały kliniczne z ul. Litewskiej. W styczniu 2016 r. rozpoczęliśmy pracę w takim układzie organizacyjnym jak w poprzednich miejscach. Dodatkowo od razu otworzyliśmy niewielki oddział obserwacyjno-izolacyjny. Cały czas robiliśmy również zakupy wyposażenia, którego na początku trochę brakowało. W tym roku wyposażamy jeszcze nowe kliniki: położnictwa, neonatologii, neurochirurgii i neurotraumatologii. Kończymy procedury przetargowe. Od rozpoczęcia działalności w budynku przy ul. Żwirki i Wigury do końca września 2016 r. przyjęliśmy 79,5 tys. pacjentów.

Jednak nie wszystkie kliniki i oddziały, które zostały zapisane w nowej strukturze organizacyjnej szpitala, działają.

Do końca 2016 r. zakończymy ten proces. Na początku października otworzyliśmy oddział neurochirurgii i neurotraumatologii, na razie bez kontraktu z NFZ. Świadczenia będziemy rozliczali najprawdopodobniej jako ratujące życie. Rozpoczął też pracę oddział neonatologii. Na razie przyjmuje dzieci z izby przyjęć lub innych oddziałów, ponieważ klinika położnicza czeka jeszcze na potrzebne wyposażenie. Niebawem wystąpimy do NFZ o przekwalifikowanie izby przyjęć w szpitalny oddział ratunkowy. Mimo że izba już jest prowadzona w systemie SOR (są wszystkie strefy, specjalistyczny personel), nie chcieliśmy przyspieszać rejestracji z uwagi na brak czynnego zaplecza urazowego. Otwarcie neurochirurgii zmienia tę sytuację. Wypełniliśmy również wszystkie formalności związane z lądowiskiem dla helikopterów. Ma status „zawieszonego”, ale w każdej chwili możemy je aktywować. Przy okazji chcę zaznaczyć, że przeprowadzka tak dużej jednostki była trudnym przedsięwzięciem logistycznym. Nie wiem, czy rok na „rozkręcenie się” wielkiej instytucji to dużo czy mało, ale przeprowadzka została wykonana perfekcyjnie, zaangażowanie zespołu było ogromne, a koszty też niemałe. Nie było żadnej przerwy w udzielaniu świadczeń, żaden pacjent z powodu tych zmian nie ucierpiał. A był moment, że pracowaliśmy jednocześnie w trzech miejscach. Na pewno potrzebowaliśmy czasu, aby nauczyć się nowej topografii, „oswoić” ten szpital.

Czy nowy obiekt w praktyce spełnia oczekiwania? Jak się tutaj pracuje?

Dla naszych pacjentów, a także dla ich rodziców i opiekunów warunki są znakomite: jedno- i dwuosobowe sale z węzłami sanitarnymi, świetlice dla dzieci, a dla rodziców przyjazne zaplecze socjalne: kuchenki oddziałowe, łazienki, szafki na rzeczy osobiste, rozkładane fotele do spania. Personel medyczny również zyskał nieporównywalne z poprzednimi warunki pracy, chociażby przestronne dyżurki lekarskie, pokoje pielęgniarek. Z nowego budynku korzystają też studenci Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Mamy tu ponad 60 sal dydaktycznych i seminaryjnych, aulę konferencyjną. Natomiast pewnym problemem są odległości na oddziałach i między nimi. Dlatego potrzebowaliśmy zwiększenia obsady pielęgniarskiej. Utrzymanie budynku jest bardzo kosztowne. Przed przeprowadzką pracowaliśmy na dwudziestu kilku tysiącach metrów kwadratowych, a tutaj mamy 100 tys. Tę powierzchnię trzeba ogrzać, oświetlić, posprzątać. A przecież NFZ płaci tak samo za leczenie pacjenta na łóżku w sali wieloosobowej i jednoosobowej. Komfortowe warunki pobytu, jakie zapewniamy chorym, nie są dla płatnika argumentem.

Czy szpital jest w pełni wykorzystany?

Od pierwszych dni działalności obłożenie jest pełne, oczywiście mówimy o czynnych oddziałach. To dowód, jak szpital jest dzieciom i ich rodzicom potrzebny. Warszawa według oficjalnych danych ma blisko 1,8 mln mieszkańców. Kolejne kilkaset tysięcy osób, które z powodu pracy mieszkają lub przebywają czasowo w stolicy, także z dziećmi, jest zameldowanych gdzie indziej. Wśród nich są również nasi pacjenci. Nie chcemy odsyłać dzieci do innych placówek i nie robimy tego. Poza tym często nie bardzo mielibyśmy dokąd. Szpitale pediatryczne w Warszawie (przy ul. Niekłańskiej i ul. Kopernika) też są przepełnione. Nam również zdarzały się już dostawki. Mamy nadwykonania, a kontrakt średnio przekraczamy o 50 proc. miesięcznie. W tym zakresie współpraca z Mazowieckim Oddziałem Wojewódzkim NFZ  układa się dobrze, nadwyżki rozliczamy. Natomiast trudno zrozumieć, dlaczego nie otrzymaliśmy kontraktów dla nowo utworzonych oddziałów i spotykamy się z odmową. To sytuacja skandaliczna.

Jaka jest perspektywa dla finansowania tych oddziałów?

Dziecięcy Szpital Kliniczny nie jest przedsięwzięciem prywatnym. Wybudowano go dzięki funduszom z budżetu państwa. Dla tej inwestycji było uzasadnienie, a koncepcja działania i program medyczny lecznicy zostały zaaprobowane. Uważam, że Ministerstwo Zdrowia powinno dać wyraźny sygnał, aby tak oczekiwana w Warszawie placówka, przygotowana do kompleksowego, pod jednym dachem, udzielania świadczeń zdrowotnych dzieciom, mogła w pełni funkcjonować, zgodnie z przyjętymi założeniami.

Czy zespół w tak dużym szpitalu musiał być wzmocniony liczebnie?

W zdecydowanej większości personel przeszedł z poprzednich miejsc. Problemów z obsadą lekarską nie mamy. Nie ukrywam, że szpital uniwersytecki przyciąga. Oczywiście, jak wszędzie, są trudności z anestezjologami, radiologami, których jest za mało, ale radzimy sobie dobrze. Mieliśmy kłopoty z obsadą pielęgniarską. Z uwagi na znacznie większą powierzchnię obiektu, o czym już wspominałem, potrzebowaliśmy więcej personelu, a chętnych brakowało. Kilka miesięcy temu podjąłem dość trudną decyzję o zwiększeniu wynagrodzeń. To przyniosło pozytywny skutek – udało się nam zatrudnić dodatkowo 70 pielęgniarek.

Początkowo było sporo niedogodności z dojazdem do szpitala i z parkowaniem. Czy udało się rozwiązać te problemy?

Jest parking podziemny. Część miejsc została przygotowana dla personelu (pracownicy korzystają z nich odpłatnie), a część oddana w dzierżawę firmie zewnętrznej i przeznaczona dla pacjentów. Ponieważ parking jest płatny, w dużej części stoi pusty. Ludzie wolą parkować na okolicznych uliczkach niż pod dachem, kilka kroków od windy, w miejscu skąd można z dzieckiem wygodnie dostać się do szpitala. Ale na to nie mamy już wpływu.

Co jest największą bolączką dyrektora szpitala?

Pieniądze.

A największym marzeniem?

Też pieniądze. Mamy znakomity zespół, świetne warunki do pracy. Pieniędzy brakuje i zawsze brakowało. Od lat mówi się, że pediatria jest niedofinansowana. Od 1 lipca 2016 r. została zmieniona wycena części procedur, właściwie tylko niektórych kodów w niektórych specjalnościach. Dla nas oznacza to zwiększenie kontraktu średnio o 5–6 proc. miesięcznie. Kropla w morzu potrzeb. Wciąż brakuje finansowego komfortu. Priorytetem są kontrakty dla nowych oddziałów. Jeśli je uzyskamy, będziemy działali w pełni i kompleksowo. Do nas będzie mogła przyjść ciężarna kobieta, urodzić, a jeżeli jej dziecko będzie wymagało specjalistycznej opieki, otrzyma ją na miejscu. I będzie leczone. Jesteśmy samowystarczalni. Takie było założenie, które realizujemy. ■

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum