2 listopada 2020

Zachęcić do pozbycia się wstydu

Michał Niepytalski

Wielu mężczyzn ocalałoby albo znacząco wydłużyło swoje życie, gdyby przełamało barierę wstydu i odwiedziło lekarza. W miesiącu walki z męskimi nowotworami myślimy przede wszystkim o urologu, ale ów wstyd stanowi barierę w relacjach także z innymi lekarzami. I nie jest to wstyd przed kobietą bądź mężczyzną w białym fartuchu. To także wstyd wobec siebie, a nawet całego społeczeństwa.

Regularne wizyty u ginekologa coraz powszechniej stanowią normę wśród kobiet. Obowiązek odwiedzania tych specjalistów wpajany jest dziewczętom przez matki, które zwykle idą z nimi na pierwsze spotkanie z ginekologiem. W przypadku samobadania piersi kobiety, nawet jeśli go nie przeprowadzają, przynajmniej o nim słyszały. Propagowanie postaw prozdrowotnych związane jest z niespotykanym w zachodnim świecie, a notowanym w Polsce, współczynnikiem śmiertelności z powodu nowotworów kobiecych.

Wypadamy źle także pod względem śmiertelności z powodu nowotworów męskich – prostaty, jąder, prącia. A jednak regularne wizyty u urologa czy samobadanie jąder to dla większości panów egzotyka. Problemy z oddawaniem moczu w pewnym wieku traktowane są jak norma. Mówi się więc, że upór zabija, bo uparci mężczyźni nie tylko wzbraniają się przed leczeniem, ale także przed szansą na zdiagnozowanie. Ów upór jednak wynika ze wstydu.

Cztery płaszczyzny wstydu

Zdaniem etyka prof. Pawła Łukowa z Centrum Bioetyki i Bioprawa Uniwersytetu Warszawskiego w relacjach pacjenta z lekarzem należy wyodrębnić trzy obszary wstydu: – Jeden jest związany z obnażaniem, kiedy wkracza się w sferę prywatności, do której wyłączny dostęp należy do nas samych. Ale jest też wstyd wywołany poczuciem odpowiedzialności za siebie, czasem połączony z wyrzutami sumienia, że się coś zaniedbało albo że się zachowało w sposób niewłaściwy. Specjalista podkreśla, że wstyd drugiego rodzaju w kontakcie z lekarzem może wiązać się z chorobami przenoszonymi drogą płciową, a czasem z poczuciem, że choroba jest karą za grzechy lub nieetyczne postępowanie.

Trzeci obszar wstydu najbardziej wiąże się z nowotworami sfer intymnych. – Mamy do czynienia z odniesieniem do wzorców kulturowych, a dokładnie do wzorca męskości rozpowszechnionego właściwie w całym świecie zachodnim – twardego mężczyzny, odpornego na wszelkie trudy i słabości. Choroba dotykająca sfer, które często są wręcz utożsamiane z męskością, podważa kulturowo utrwaloną zasadę funkcjonowania społecznego mężczyzny. Wówczas poczucie wstydu wynika z przeświadczenia, że się zawiodło, nie wypełniło zobowiązania wynikającego z roli mężczyzny – wyjaśnia etyk.

Jakub Kajdaniuk, koordynator akcji Movember Polska propagującej profilaktykę i diagnostykę męskich nowotworów sfer intymnych, zwraca uwagę na jeszcze jedną płaszczyznę wstydu – związaną ze stosunkiem do kontaktów z innym mężczyzną. – Wielu mężczyzn obawia się jakiegoś nieokreślonego uszczerbku na ich męskości związanego z badaniami. Starają się wmawiać sobie, że problem ich nie dotyczy, jeśli z profilaktyką miałoby wiązać się pokazywanie komuś swoich genitaliów – niejako do oceny.

Organizatorzy potwierdzają, że liczba przeprowadzonych badań jest nawet trzykrotnie niższa, jeśli zapraszają na nie mężczyźni. Chociaż może się to kojarzyć ze stereotypowym spojrzeniem na męski świat, jednak panie mają zdecydowanie wyższą skuteczność w namawianiu panów do badań profilaktycznych.

Takie doraźne działanie, nawet jeśli istotnie skuteczne, nie rozwiązuje jednak społecznego problemu, jakim jest wstyd przed lekarzem.

Nauczyciel, ojciec i lekarz

– Żeby pacjenta uspokoić, trzeba wszystko wytłumaczyć: jak wizyta jest zaplanowana, co trzeba wykonać i dlaczego. Nie należy robić nic, o czym pacjent nie został uprzedzony. Każde nagłe działanie, coś niespodziewanego może go wyprowadzić z równowagi – twierdzi rezydent urolog Rafał Osiecki. – Kiedy już pacjent pozna planowany przebieg wizyty, początkowe zdenerwowanie najczęściej ustępuje.

 Ale najpierw pacjent do urologa musi jakoś trafić. Do wizyt u tego specjalisty mężczyzna powinien przekonać się już w młodości. Rafał Osiecki twierdzi, że nie ma medycznych wskazań, by nastolatkowie regularnie chodzili do urologa, tak jak ich rówieśnice odwiedzają ginekologa, jednak z powodu częstszego występowania raka jądra w populacji młodych mężczyzn mogą okresowo wykonywać samobadanie jąder. Ale o tym, że takim badaniom powinni się poddawać, a także o tym, co ich może czekać w starszym wieku, chłopcy powinni się dowiedzieć w szkole. – Potrzebna jest solidna edukacja seksualna obejmująca budowę męskiego i żeńskiego układu moczowo-płciowego, a także problemy, które mogą się pojawić w wieku dojrzewania. Jeśli nauczymy młodych ludzi, by bez wstydu rozmawiali o tych zagadnieniach, jest bardziej prawdopodobne, że jako dorośli będą odwiedzać urologa – uważa Osiecki.

Ważny jest też przykład dawany przez opiekunów. Jeśli się regularnie badają, a młodzi mężczyźni o tym wiedzą, ów przykład zaowocuje w przyszłości. Wreszcie niebagatelne znaczenie ma praca lekarzy rodzinnych. – Ich rola w profilaktyce i w szybkim wykrywaniu chorób układu moczowo-płciowego jest nieoceniona. Dzięki odpowiedniej czujności sami mogą wykryć odchylenia i wydać skierowanie do urologa. Warto, żeby wyjaśnili dokładnie, dlaczego owo skierowanie wystawili. Rodzi ono bowiem niepokój, więc utrzymywany w niewiedzy pacjent szuka odpowiedzi na własną rękę, np. w Internecie, zwykle błądząc i wzmagając swoje lęki.

Tu napotykamy problem, który jest wypadkową sytuacji w ochronie zdrowia – lekarz rodzinny z reguły nie ma czasu na gruntowne zajęcie się pacjentem. Choć w optymalnych warunkach powinien być jego zdrowotnym opiekunem i przewodnikiem, w rzeczywistości przede wszystkim zajmuje się rozwiązywaniem doraźnych problemów, bo tylko na tyle pozwalają sztywne ramy kilkunastominutowej wizyty, z której znaczną część zabierają czynności biurokratyczne.

Psychika mężczyzny

Wiedza o zdrowiu i znajomość procedur medycznych, a nawet świadomość konieczności badań profilaktycznych może nie wystarczyć. Nawet jeśli pokonana zostanie bariera wstydu przed lekarzem, pozostaje wstyd wobec siebie i społeczeństwa, związany z rozumieniem roli mężczyzny. – Zmiana tego podejścia  wymagałaby dekonstrukcji i rekonstrukcji ogólnie akceptowanych ról społecznych. W jakim stopniu jest to osiągalne, pozostaje tematem do dyskusji – zwraca uwagę prof. Paweł Łuków. Jego zdaniem można jednak dokonać zmian w postawie mężczyzn, a niebagatelną w tym procesie rolę odgrywają lekarze.

– Lekarz to nie jest zawód jak każdy inny, bo dotyka tego, co najważniejsze dla człowieka – życia, śmierci, ale także powodzenia życiowego. Jest to też zawód cieszący się ogromnym prestiżem społecznym, niezależnie od tego, ile słychać narzekań na pracę lekarzy. Wreszcie nie jest to tylko sposób zarabiania na życie. To rola społeczna. Jeśli wszystkie te czynniki weźmiemy pod uwagę, dojdziemy do wniosku, że w kwestii kształtowania ról społecznych lekarz ma sporo do zrobienia – mówi etyk. Jako dowód przedstawia analizę sensu powtarzanej często w rozmowach frazy „Mój lekarz to…”. – Po pierwsze jest lekarzem, a więc ma wiedzę i jest osobą wykształconą, z której opinią trzeba się liczyć. Po drugie jest mój, a to znaczy – podjął wobec mnie zobowiązanie moralne i społeczne, żeby się mną zająć i kontynuować tę relację odpowiednio do moich potrzeb. Zatem uznał, że jestem kimś ważnym, że się liczę, że moje troski, nieszczęścia, a czasem nawet nieuzasadnione obawy są czymś, czym trzeba się zainteresować. Lekarze nie muszą być biernymi obserwatorami trendów społecznych. Oni mogą je kształtować.

Lekarze mogliby zatem nie tylko podczas przyjmowania pacjentów angażować się w działania dowodzące, że męskość, to także dbałość o zdrowie.

Społeczeństwo powinno zaś brać przykład z lekarzy w podejściu do chorób. Dla medyków dolegliwości stanowią przedmiot zainteresowania zawodowego, z zasady oderwany od osobistej, emocjonalnej oceny pacjenta. Takie podejście należy promować, by choroba przestała być w oczach ludzi skutkiem grzechu, słabością lub wadą.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum