8 kwietnia 2013

Zmiana warty

Wszyscy ci, którzy czytają „Puls”, na pewno wiedzą o zbliżających się wyborach do władz samorządu. Przez cały marzec można było zgłaszać kandydatów na delegatów na okręgowy zjazd lekarzy.

Ja także bywałem delegatem na zjazdy i brałem w nich czynny udział. Kiedyś wśród obecnych na zjazdach okręgowych i krajowych znajdowali się przedstawiciele najwyższych władz politycznych (z prezydentem i premierem włącznie) i samorządowych, ale te czasy już dawno minęły. Na ostatnim krajowym zjeździe nie było nawet pani minister zdrowia, która – nota bene – powinna wziąć w nim udział także dlatego, że została wybrana na delegatkę na ten zjazd. Pamiętam, że delegaci jeszcze w późnych godzinach nocnych dyskutowali i opracowywali projekty dokumentów, które mozolnie przybliżały nasze środowisko do standardów europejskich. Bywały czasy wielkich sukcesów, teraz natomiast „zwykli lekarze” (ale tak naprawdę wszyscy jesteśmy niezwykli!) z niechęcią patrzą na izby i władze naszego samorządu, nie palą się do udziału w wyborach.
W toku dyskusji na jednym z poprzednich krajowych zjazdów lekarzy delegat ze Śląska w krótkich słowach powiedział, czym dla większości lekarzy z jego środowiska są izby. Izby to „klub sportowy”, „klub angielski” i „inkwizycja”! Nie możemy się oszukiwać, również i w ostatnich latach działalności izby nie cieszą się popularnością wśród swoich członków. Być może właśnie dlatego, a może z innych przyczyn, także władze państwowe nie widzą w izbach partnera i szarogęszą się na naszym podwórku bez opamiętania. Bo czymże innym są ministerialne radykalne zmiany w szkoleniu przed- i podyplomowym lekarzy? Skrócenie studiów (bez odpowiedniego przygotowania do tego uczelni medycznych), likwidacja stażu podyplomowego, zawierucha w szkoleniu specjalistów. Czy ktoś wysłuchał w tych sprawach naszych przedstawicieli?! Niestety, ostatnich kilka lat to pasmo porażek naszych izb. Po prostu żyjemy tak, jakby nie było samorządu lekarskiego, bo ważne sprawy samodzielnie rozstrzyga rząd i Ministerstwo Zdrowia, a izby lekarskie mogą tylko robić mądre lub kwaśne miny. Gdzie szukać przyczyn pasma porażek naszych izb? A może po prostu źle wybieramy swoich przywódców? Jeżeli tak, to właśnie jest okazja i czas na zmiany.

Czas na zmiany!
Po pierwsze, zachęcam wszystkie koleżanki i wszystkich kolegów do masowego udziału w wyborach i dokładnego przyglądania się kandydatom. Jeżeli czujecie się na siłach, kandydujcie sami. Oddawajcie głosy tylko (!) na tych kolegów, o których wiecie, że będą mieć wystarczającą ilość czasu, zdrowie i chęć do działania (a nie tylko do zasiadania i intrygowania).
Po drugie, apeluję do wszystkich obecnych członków władz naszego samorządu, by zastanowili się, czy mają jeszcze tyle zapału, ile mieli kiedy przychodzili do samorządu 20 czy 15 lat temu. Jednym słowem, apeluję do większości tych kolegów, by wzorem papieża Benedykta XVI ustąpili miejsca młodszym, zdrowszym i mającym więcej zapału do pracy. Działalność w izbach nie może być dożywotnia i czas skończyć z „putinadą” we władzach naszego samorządu (nie można dalej akceptować przesiadania się poszczególnych kolegów ze stanowiska na stanowisko przy okazji kolejnych wyborów). Trzeba dać szanse młodym kolegom, nawet jeżeli na razie nie mają doświadczenia izbowego. Proponuję więc zmianę warty, i to na dużą skalę!
Po trzecie, zapewniam, że ja nie zamierzam być delegatem na zjazd lekarzy, co nie znaczy bym nie chciał, w miarę swoich możliwości, nadal pomagać i doradzać młodszym kolegom.

Medard Lech

Archiwum