10 października 2011

Szukam dobrych stron

Janina Jankowska

Odpewnego czasu opiekuję się chorą osobą i widzę, jak można pięknie i z pożytkiem dla innych żyć, mając niejasną przyszłość przed sobą. Obserwując utarczki między partiami na temat „debaty przed debatą”, myślę sobie, jak można trwonić czas i energię (także naszą, wyborców), gdy stoi się przed najszerszą perspektywą, bo objęcia władzy.
Szukam jednak lepszej strony każdej sytuacji, moja chora uczy mnie tego każdego dnia. Dobrze, że kampania wyborcza nie zaczęła się walką dwóch politycznych gladiatorów. Dobrze, że zostawili trochę miejsca tym drugo-, trzecio- i czwartoplanowym wojownikom. Krytykujmy ich do woli i zgodnie z naszą narodową naturą, narzekajmy na media, dziennikarzy i każdego, kto pojawi się w przestrzeni publicznej. Taka jest cena ich wejścia w role i obowiązki. Trwa słowny wyścig, wielu z nas ma już dosyć. Na szczęście tu i ówdzie z tego nieznośnego szumu wydobywają się sprawy ważne, konkretne. Dobrą stroną czasu wyborczego jest to, że pewne tematy docierają do ludzi.
Już nie będzie można okrągłymi sloganami owinąć całej gamy problemów – od przedszkoli, umów śmieciowych, bezrobocia młodych po politykę zagraniczną, finanse i bezpieczeństwo energetyczne. One wszystkie naraz zaistniały w przestrzeni publicznej. Niech każda ze startujących do wyborów partii szuka najlepszych rozwiązań, nawet rozwijając pole fantazji. Ot, taka narodowa burza mózgów. Czasem śmieszna, ale i pożyteczna. Pod warunkiem, że nie przekształci się w „potępieńcze swary”. Spór jest atrybutem demokracji. Ważne, by toczył się wokół spraw – naszych spraw, a nie personaliów. Raz na cztery lata my, wyborcy, mamy prawo głosu w tej wspólnej debacie. Mamy prawo oceniać, stawiać pytania, podpowiadać i żądać od przyszłych parlamentarzystów rzetelnie przygotowanego, dobrze stanowionego prawa.
Moje środowisko ma konkretne oczekiwania, które kieruje do wszystkich partii i komitetów wyborczych. Zespoliły się organizacje pozarządowe: Stowarzyszenie Gazet Lokalnych, Fundacja Helsińska, Izba Wydawców, SDP, Stowarzyszenie Wolnego Słowa i wiele innych – w jednej, konkretnej sprawie, którą powinien naprawić przyszły parlament. Chodzi o wolność słowa, a konkretnie zniesienie kary więzienia za słowa. Do tej pory obowiązuje w kodeksie karnym art. 212 traktujący wypowiedź słowną (krytyczną ocenę, opinię, pomówienie) jako przestępstwo równe kradzieży, przemocy, gwałtom. Zorganizowaliśmy akcję „Wykreśl art. 212”. Stoimy na stanowisku, że „Wolność wyrażania opinii, rozpowszechniania informacji i poglądów jest ze świadomego wyboru ustrojowego jedną z podstawowych zasad konstytucyjnych”.
Nie ulega wątpliwości, że przed pomówieniem trzeba się bronić. Wzajemne poniżanie słowem, obrażanie jest naruszeniem zasady poszanowania godności ludzkiej i uczciwości, które obowiązują w naszym społeczeństwie. Jednak „próba wyeliminowania tego zła przez prawnokarną ingerencję państwa w swobodę wypowiedzi” (kodeks karny) może się okazać groźna dla innego dobra, bardzo ważnego dla funkcjonowania demokracji – mianowicie wolności słowa. O tym warto dyskutować. Chcemy spytać polityków o ich stosunek do spraw Jerzego Jachowicza, prof. Magdaleny Środy, poety Jarosława M. Rymkiewicza i wielu innych osób skazanych z art. 212 kodeksu karnego. Za słowa.
Naszym zdaniem „sprawy wynikające z nadużycia wolności słowa mogą być regulowane tylko przez kodeks cywilny i tylko na wniosek osoby fizycznej lub prawnej, uważającej się za poszkodowaną”. Zatem nie państwo, tylko my, obywatele, na zasadach cywilnych powinniśmy regulować ten problem. Czy przyszli rządzący zechcą usłyszeć głos kilkunastu dużych, ogólnopolskich organizacji pozarządowych? Zobaczymy.
Z drugiej strony nieraz w pracy zawodowej stawałam przed problemem odpowiedzialności za słowo. Uczono mnie, że dziennikarstwo to poszukiwanie prawdy, służba pomagania ludziom w poznaniu i rozumieniu świata. Ten stan dochodzenia do prawdy w pewnym momencie, na miarę naszej wiedzy, decydujemy się przekazać odbiorcy. Czasem nie mamy świadomości, że istniały jeszcze inne źródła, do których nie mieliśmy dostępu. Za błąd trzeba przeprosić, dać wyraźne sprostowanie. Tu jako środowisko powinniśmy nauczyć się szybko reagować, więcej wymagać od siebie, stale podnosić standardy.
Jednak mnożące się w ostatnich czasach procesy wytaczane dziennikarzom, głównie przez władze lokalne w tzw. terenie, to sygnał alarmowy. Wolność słowa jest najwyższą wartością demokracji. Ona kosztuje, ale w interesie publicznym trzeba jej bronić.

Archiwum