27 czerwca 2018

Prawda w oczy kole,

Lektury

Rezydenci nie mają czasu na pisanie książek. Są obciążeni pracą nie tylko w Polsce, ale również w krajach, które gwarantują lekarzom dużo lepsze warunki zatrudnienia i kształcenia. Chyba że rezydent, po studiach, stażu i kolejnych sześciu latach w roli taniej siły roboczej, uzna, że czas odwiesić stetoskop na kołek i zająć się czymś dużo mniej obciążającym psychicznie. Na przykład właśnie pisarstwem.

Do takiego wniosku doszedł Adam Kay, młody lekarz z Wielkiej Brytanii. Wykończony pracą i poczuciem odpowiedzialności odszedł od medycyny, by zacząć pisać scenariusze seriali komediowych. Ale przy okazji napisał świetną książkę – pamiętnik ze swoich kilku lat spędzonych w angielskim szpitalu, która w tłumaczeniu Katarzyny Dudzik trafiła tego lata na polski rynek.

Fakt, że napisał ją brytyjski rezydent, nie ma właściwie żadnego znaczenia, ponieważ tamtejsza służba zdrowia paradoksalnie niewiele różni się od naszej. Doświadczenia dr. Adama Kaya mogłyby więc być doświadczeniami jego polskich kolegów. To właściwie książka dla nich, mogą porównać swoją pracę z ugorem, na który rzucani są absolwenci w Wielkiej Brytanii, poznać angielskich pacjentów, którzy rozrabiają na izbach przyjęć, usłyszeć, jak rząd Jej Królewskiej Mości demoluje publiczną służbę zdrowia i źle traktuje personel medyczny, skłócając go ze sobą. Brzmi znajomo? No właśnie!

„Będzie bolało” – tytuł zaskakująco odstraszający – jest dziennikiem obejmującym kilka lat pracy autora na SOR i na oddziale położniczym. Zamierzał bowiem zostać ginekologiem. Jednak nie udźwignął odpowiedzialności, jaka się z tym wiąże. Przeżył załamanie psychiczne po dyżurze, na których akcja porodowa u jednej z młodych pacjentek wymknęła się spod kontroli i trzeba było zakończyć ją wyciągnięciem z macicy martwego dziecka oraz histerektomią. „Wszyscy w szpitalu byli dla mnie mili i powiedzieli mi to, co należało: że to nie moja wina; że nie popełniłem żadnego błędu” – wspomina. Jednocześnie nie mógł pogodzić się z tym, że oczekiwano od niego zwykłego wzruszenia ramionami. Od tej pory nie potrafił zaakceptować najmniejszego ryzyka. Chciał wziąć urlop zdrowotny – nie przyznano mu go, ubiegał się o konsultacje u psychologa – daremnie, kiedy poprosił dyrekcję o przejście na niepełny etat, usłyszał: „Tylko gdyby zaszedł pan w ciążę”. Mógł zacząć nową specjalizację – z interny, oznaczałoby to jednak degradację do stopnia starszego stażysty („Nie chciałem cofać się tak daleko tylko po to, żeby zrobić krok do przodu”). Ostatecznie odszedł z zawodu. Potem rozpoczęły się w Wielkiej Brytanii strajki rezydentów. Z perspektywy minionego czasu Kay już nie żałuje swojej decyzji, choć jak pisze: „Nadal odczuwam bardzo silną więź z profesją lekarską, bowiem nigdy nie przestaje się być lekarzem, w każdym razie nie do końca”.

Polscy rezydenci powinni czuć się książką angielskiego kolegi usatysfakcjonowani. Mimo dość przykrej pointy, wiele fragmentów jego dziennika jest humorystycznych, ponieważ dr Kay ma niewątpliwy talent pisarski. Czy jego świadectwo pracy – młodego lekarza na wysuniętym posterunku – przyniesie jednak całemu środowisku jakąś korzyść? Jeśli po książkę sięgną nie tylko medycy, znający swój zawód od podszewki, ale też pacjenci, którzy do niedawna nie wiedzieli nawet, kim są rezydenci i jakie mają uprawnienia, będzie to największa jej wartość edukacyjna, która może zaprocentować w przyszłości.

 

Paweł Walewski

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum