8 kwietnia 2010

Medicus medici lupussimus?

Z Okręgowym Rzecznikiem Odpowiedzialności Zawodowej Okręgowej Izby Lekarskiej w Warszawie
prof. Zbigniewem Czernickim
rozmawia Justyna Wojteczek.

Niezbyt wdzięczną funkcję pełni pan w Izbie…
Nie traktuję jej jako niewdzięcznej, bo przecież rzecznik odpowiedzialności zawodowej służy podniesieniu autorytetu członków naszej korporacji. Rozumiem, że pewnie trudno być zadowolonym z kontaktu ze mną obwinionemu lekarzowi. Staram się jednak zawsze oddzielać sprawy merytoryczne od wszelkich spraw uczuciowych. Innymi słowy: jestem przeciwnikiem błędów lekarskich, ale nie lekarzy. Każdego traktuję jako kolegę, nawet jeżeli jest to lekarz, który ma postawione zarzuty. Kiedy stawiam zarzuty, piętnuję błędne postępowanie lekarza, a nie jego samego. Zresztą postawienie zarzutów nie wyklucza lekarza z korporacji.

Do rzecznika odpowiedzialności zawodowej nie trafiają jedynie skargi od pacjentów na błędy lekarskie. Ze sprawozdania z ubiegłej kadencji wynika, że aż 324 sprawy dotyczyły nie domniemanych błędów lekarskich, a innych: konfliktów interpersonalnych lub zachowań uznanych przez skarżących jako nieetyczne. Co to za sprawy?
W obszarze odpowiedzialności zawodowej działam już od 20 lat, mam zatem spore doświadczenie. Jeśli chodzi o sprawy etyczne, to mogę je podzielić na dwie kategorie: konflikty pomiędzy pacjentami a lekarzami, i konflikty między lekarzami. Jeśli chodzi o sprawy konfliktów lekarz-pacjent, to często są one umarzane lub oddalane. Przyczyna jest jedna: moim zadaniem jest przedstawić wniosek o ukaranie, a taki wniosek musi być udokumentowany dowodami. W tych sprawach o te dowody trudno. Umorzenie lub oddalenie nie oznacza zatem, że nie było błędu etycznego, tylko że nie ma dowodu na taki błąd. Jeżeli pacjent mówi, że był źle potraktowany, a lekarz twierdzi, że dobrze potraktował pacjenta, to oczywiście nie ma możliwości zgromadzenia dowodów. A każdy jest niewinny, dopóki nie udowodni mu się winy.

Zaś wątpliwości rozstrzyga się na korzyść obwinionego czy podejrzanego…
To zasady powszechnie przyjęte w demokratycznych państwach.
W tej drugiej kategorii spraw – konfliktów między samymi lekarzami – dowodów jest aż za dużo. Sprawy te zataczają bardzo szerokie kręgi. Dotyczą na przykład niespełnionych ambicji czy oczekiwań przy konkursach. Lekarz, zarzucając drugiemu nieetyczne zachowanie, zgłasza na przykład ponad dwadzieścia źle prowadzonych przez konkurenta przypadków. Jak widać, mamy wtedy nadmiar informacji, w którym niestety, trudno wyłowić konkretne. Często są to też skargi na upublicznianie jakichś spraw, które objęte są odpowiednimi ograniczeniami, na przykład tajemnicą lekarską. W takich sytuacjach puszczają – mówiąc kolokwialnie – nerwy. Lekarze przedstawiają różnym osobom czy gremiom informacje, których nie powinni przedstawiać i dochodzi do tego, że w zasadzie obie strony należałoby podać do sądu. Czasami, niestety bardzo, bardzo rzadko, dochodzi do ugody.

Czy tego typu spraw jest więcej?
Od pewnego czasu już nie. Co interesujące, od pewnego czasu można zauważyć pewien lęk przed tym, że sfera odpowiedzialności zawodowej stanie się fragmentem rynku dla prawników. W paru miejscach kraju, nie w Warszawie, adwokaci namawiali pacjentów opuszczających szpitale do wizyty w kancelarii, przekonując ich, że znajdzie się powód do skarżenia szpitala czy lekarza. Obserwuję też zjawisko po angielsku zwane defensive medicine, czyli medycyną obronną. W tego rodzaju podejściu lekarz zwraca uwagę nie tyle na dobro chorego, ile zabezpiecza się przed ewentualnymi roszczeniami. Myślę, że lekarze są ostrożniejsi . Niemniej jednak tej ostrożności nigdy za wiele, zwłaszcza że gdyby pacjent chciał zaangażować prawnika, to ten mógłby wiele rzeczy zaskarżyć.

Co radziłby pan swoim kolegom, by nie mieli z panem styczności jako rzecznikiem odpowiedzialności zawodowej?
Radziłbym, by nie komputer stał pomiędzy lekarzem a pacjentem. Lekarz musi mieć czas na rozmowę z pacjentem. Gros problemów, z którymi mam do czynienia, bierze się z niedostatecznego poszanowania pacjenta, niepoświęcenia mu czasu, w trakcie którego można spróbować go zrozumieć i okazać ciepło. Rozmowa jest niesłychanie ważna. To rzecz zasadnicza. Drugą jest dokumentacja. Wciąż, pomimo wielu przepisów dotyczących prowadzenia dokumentacji, przedstawia ona wiele do życzenia: jest chaotyczna, nieścisła, nieczytelna. Prowadzenie dobrej dokumentacji jest formą obrony siebie. Radziłbym, by lekarz, niezależnie od ciepłej rozmowy z pacjentem, skrupulatnie prowadził dokumentację.

Na podstawie tego dwudziestoletniego doświadczenia jaki ma pan obraz środowiska?
Lekarze są ludźmi. Widziałem już wszystkie oskarżenia: od tego, że lekarze pozwalali swoim dzieciom biegać w drewniakach, a w mieszkaniu niżej mieszkali ludzie chorujący na serce, po skargi na lekarza, który pobił żonę ze skutkiem śmiertelnym, i być może wykorzystał przy tym wiedzę medyczną.

Prezes Wielkopolskiej Izby Lekarskiej Krzysztof Kordel pytał kiedyś na zjeździe lekarskim, czy wymiar odpowiedzialności zawodowej powinien zająć się lekarzem, o którym wiadomo, że regularnie bije żonę…
Tego typu dyskusja toczy się i są zwolennicy poglądu, że nie powinniśmy się zajmować obwinianiem lekarza o nieetyczne zachowanie, jeśli to zachowanie ma miejsce poza wykonywaniem zawodu. Osobiście trudno mi podzielić pogląd, że lekarz dopóty jest lekarzem, dopóki ma fartuch na sobie, a potem może się już zachowywać, jak chce. Pewne jest, że wytyczenie granicy, do której można zachowanie lekarza poddać ocenie, jest trudne.

Mamy nową ustawę o izbach, która w dużej mierze zmieniła funkcjonowanie korporacyjnego wymiaru sprawiedliwości.
Postrzegam te zmiany bardzo dobrze. Uczestniczyłem w pracach nad projektem tej ustawy, niektóre zmiany wręcz postulowałem. Uważam też, że można było wprowadzić więcej zmian. Istotną zmianą jest to, że pokrzywdzony ze świadka stał się ponadto stroną postępowania.
Na nasze postępowanie miała wpływ zmiana dotycząca trybu odwołania. Przyjęty został model europejski: należy się odwoływać do organów niezależnych, którymi są sądy powszechne.
Na pewno trzeba było rozszerzyć wachlarz kar, co zostało zrobione. Szkoda jednak, że nie zostały dodane jeszcze dwie możliwości: poddanie się dobrowolnie karze, co w bardzo wielu przypadkach znacznie ułatwiłoby i skróciło postępowanie, oraz możliwość zawieszenia poważnych kar. Ta ostatnia możliwość miałaby zastosowanie na przykład w sytuacjach, gdy lekarz wykonywał zawód będąc pod wpływem środków odurzających, a do rozprawy dochodzi po wielu latach. Bywa przecież tak, że lekarz jest po leczeniu odwykowym, a za to, co się zdarzyło, należałoby go skazać na dużą karę, bo trudno, żeby była niska. Zawieszenie tej kary byłoby w takiej sytuacji dobre.

A jeśli chodzi o klauzulę dotyczącą przewlekłości postępowania?
To dobrze, że jest większy nacisk na zapobieganie przewlekłości. Naczelny rzecznik może zatem przejąć sprawę, jeśli postępowanie trwa zbyt długo.

Nowa ustawa wprowadziła też możliwość mediacji. Wiąże pan z tymi przepisami jakieś nadzieje?
Zobaczymy. Instytucja mediacji będzie z pewnością dużą pomocą w sprawach konfliktów między lekarzami. Gorzej z konfliktami lekarz-pacjent, chyba że chodzi o skargi na stomatologów. Często jest tak, że jakiś pacjent wydał dużą kwotę pieniędzy i nie jest zadowolony z efektów, zatem skarży lekarza. W takich sytuacjach po usunięciu problemów finansowych konflikt zanika. W przypadkach błędów lekarskich nie można mediować.

W debacie publicznej można było usłyszeć głosy, iż środowisko lekarskie nie chciało tej nowelizacji i opóźniało prace nad nią, w związku z czym została uchwalona po kilku latach. Zgadza się Pan z tymi zarzutami?
Przecież prace nad nowelizacją rozpoczęły się około 10 lat temu! Ze względu na zmieniające się uwarunkowania polityczne trudno było je jednak prowadzić. Portrety ministrów zdrowia przestały się mieścić w jednej z sal resortu, bo w trakcie jednej kadencji było ich kilku. To bardzo wpływało na prace, bowiem każdy minister zaczynał od nowa, a zmieniali się nie tylko ministrowie, ale i urzędnicy w ministerstwie. Zatem to nie działalność korporacji, a zmienność administracji państwowej nie wpłynęła dobrze na bieg prac nad tą ustawą. Zawsze zresztą były ważniejsze sprawy…

A słuszna jest potoczna opinia, że lekarze chronią siebie?
To część prawdy. Jest łacińskie powiedzenia homo homini lupus est, ale też medicus medici lupussimus.
Biorąc pod uwagę postępującą komercjalizację opieki medycznej, w ostatnim czasie coraz częściej biorą górę motywacje finansowe i nie wiem, czy lekarze są tak bardzo skłonni siebie chronić.

***

Odpowiedzialność zawodowa

Przyszły zmiany
1. Rozszerzenie wachlarza kar:
    – upomnienie
    – nagana
    – kara pieniężna (od jednej trzeciej do czterokrotnego przeciętnego wynagrodzenia w Polsce)
    – zakaz pełnienia funkcji kierowniczych w jednostkach ochrony zdrowia na czas określony (do pięciu lat)
    – ograniczenie zakresu czynności lekarskich
    – zawieszenie prawa wykonywania zawodu na czas określony (do pięciu lat)
    – pozbawienie prawa wykonywania zawodu.

2. Możliwość natychmiastowego, tymczasowego zawieszenia prawa wykonywania zawodu lub tymczasowego ograniczenia czynności lekarskich przed zakończeniem postępowania, jeśli zebrane dowody wskazują z dużym prawdopodobieństwem na ciężkie przewinienie zawodowe, a wykonywanie zawodu przez lekarza, którego dotyczy postępowanie, zagraża bezpieczeństwu pacjentów.

3. Prowadzenie przez Naczelną Radę Lekarską Rejestru Ukaranych Lekarzy, jawnego dla osób i podmiotów, które wykazują interes prawny.

4. Pokrzywdzony jest stroną w postępowaniu.

5. Możliwość mediacji. Mediatorem ma być wybrany przez Okręgową Izbę Lekarską lekarz godny zaufania. Nie może być nim rzecznik odpowiedzialności zawodowej, jego zastępca, ani członek sądu lekarskiego.

Archiwum