4 października 2022

#Sprawdzam: W ciągu siedmiu lat podwojono nakłady na zdrowie?

Przy okazji prezentacji najnowszej wersji projektu budżetu, który rząd musi przyjąć do końca września, premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że w 2023 r. wydatki na ochronę zdrowia wyniosą ponad 6 pkt. procentowych liczonych od PKB. – Osiągniemy cel, nawet go przekroczymy na poziomie 6,2–6,3 proc. – dodał szef rządu. – Kiedy przejmowaliśmy stery rządów pod koniec 2015 r., wydatki na sferę służby zdrowia sięgały 4,5 proc. PKB – podkreślił Morawiecki.

tekst Małgorzata Solecka

Największy nacisk premier położył jednak na imponujący wzrost w liczbach bezwzględnych. Przekonywał, że publiczne wydatki wzrosły z 77 mld zł w 2015 r. do 160–165 mld, czyli nastąpiło „ponad podwojenie” budżetu na służbę zdrowia. Czy aby na pewno?

Premier porównuje 4,5 proc. PKB z 2015 r. (faktycznie było to nieco więcej), czyli wskaźnik obliczony według międzynarodowej metody, jaką stosuje GUS w Narodowym Rachunku Zdrowia, raportowany do instytucji takich jak Komisja Europejska czy OECD, ze wskaźnikiem obliczonym według ustawy 7 proc. PKB na zdrowie, w której wydatki publiczne na ochronę zdrowia odnosi się do PKB sprzed dwóch lat. Jakie są skutki? Niedawna informacja sygnalna GUS, dotycząca wydatków publicznych na ochronę zdrowia, nie pozostawia wątpliwości: w 2021 r. według ustawy wydaliśmy blisko 6 proc. PKB, gdyby jednak odnieść wartość publicznych wydatków do PKB z tego samego roku, otrzymalibyśmy tylko 4,9 proc. To pierwsza manipulacja, bo różnica między 4,5–4,6 proc. PKB z 2015 r. a 4,9 proc. z 2021 nie jest wcale spektakularna.

Jej konsekwencją jest manipulacja wzrostem nominalnym. W 2015 r. publiczne wydatki na zdrowie wyniosły niemal 80 mld zł (również dane GUS, NRZ za 2015 r.), w 2023 mają przekroczyć 160 mld zł. I zapewne tak będzie. Czy są jednak powody do radości? Eksperci od co najmniej dwóch, trzech lat alarmują, że ustawa, która miała gwarantować realny wzrost finansowania ochrony zdrowia nie działa, że za większe pieniądze możemy kupić najwyżej tyle samo świadczeń. Część komentujących (ten wątek pojawił się również w wypowiedzi premiera) szuka przyczyny takiego stanu rzeczy w równoległym dynamicznym wzroście płac personelu medycznego.

Zagadkę „gdzie podziewają się pieniądze na ochronę zdrowia” dość nieoczekiwanie pomógł rozwiązać jeden z tabloidów, ruszając na zakupy z „koszykiem Dudy” do dyskontu z owadem w logo. Prezydent dokonał zakupów w kampanii prezydenckiej 2015 r., gdy chciał udowodnić, że w Polsce dzięki pozostawaniu przy złotym jest taniej niż na Słowacji, która weszła do strefy euro. I rzeczywiście – było taniej. Jednak każdy kij ma dwa końce. W tej chwili po włożeniu do koszyka tego samego (ewentualnie najtańszych odpowiedników wycofanych towarów) dziennikarze zapłacili ponad 100 proc. więcej. Prawdziwe paragony grozy: za to, co kosztowało w 2015 r. nieco ponad 34 zł, w tej chwili trzeba zapłacić ponad 72 zł.

Nawet przyjmując, że inflacja dotknęła żywność nieco bardziej niż sektor usług medycznych, trzeba pamiętać, że Mateusz Morawiecki porównywał wolumen środków z 2015 r. z nakładami na 2023. Tegoroczne będą przynajmniej o kilkanaście miliardów złotych niższe, wyniosą zapewne 140–145 mld zł. Wychodzi na to, że za 140 mld zł jesteśmy w stanie włożyć do koszyka zdrowotnego mniej więcej to samo, co w 2015 r. To nie koszyk jest wart więcej, na więcej opiewa jedynie „paragon”.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum