12 listopada 2019

Wszystkim powinno zależeć na SOR

O SOR powiedziano już praktycznie wszystko.

Niestety, w mojej opinii do tej pory żaden dziennikarz ani publicysta nie pokusił się o próbę całościowej analizy problemu. Rozumiem, to kwestia złożona i dla pewnych osób być może niewygodna. Nie oznacza to jednak, że nie należy się nią zajmować lub ograniczać się do prostych i chwytliwych haseł, jak to czynią media, mówiąc o braku oddanych lekarzy.

Problem kolejek na SOR zaczyna się od braku możliwości uzyskania realnej podstawowej pomocy/porady lekarskiej. Ile średnio czeka się na wizytę u lekarza POZ? Nie wspominając już o wizycie u specjalisty. Jaka jest realna dostępność tzw. nocnej i świątecznej pomocy lekarskiej? Owszem powstają odpowiednie placówki, jednakże wciąż jest ich zdecydowanie zbyt mało i są z reguły zlokalizowane w dość słabo skomunikowanych miejscach. Poza tym w społeczeństwie utarło się przekonanie, że dyżurujący w takich miejscach lekarze i tak ostatecznie wystawią skierowanie na SOR. I trudno się temu dziwić, skoro część NPL nie ma nawet podstawowego zaplecza diagnostycznego.

Co ma zrobić starsza, schorowana osoba, która od kilku dni bezskutecznie próbuje umówić się na wizytę do lekarza POZ? Z pewnością wie, gdzie jest najbliższy SOR, natomiast nie wie, gdzie jest najbliższa NPL, jak większość pacjentów. Co takiej osobie pozostaje? Oczywiście, wezwanie pogotowia lub zgłoszenie się na SOR. Tam nie mają prawa odmówić pomocy.

Odkąd w ramach tzw. reformy pogotowia lekarze zostali zastąpieni przez ratowników medycznych zespół wezwany na wizytę domową praktycznie nie ma możliwości odmówić pacjentowi transportu na SOR. Nawet jeśli na miejscu okaże się, że ewidentnie nie jest to przypadek nagły. Lekarz mógł pacjenta zbadać, wypisać odpowiednie recepty i wydać stosowne zalecenia (np. zgłoszenia się do lekarza rodzinnego kolejnego dnia). Ratownicy są takich uprawnień w zasadzie pozbawieni. Jeśli pacjent uprze się, zostanie przewieziony na SOR. Przecież popularne pośród pacjentów (i niektórych lekarzy) powiedzenie: „pogotowie jest najtańszą taksówką w mieście” nie wzięło się znikąd.

W efekcie na SOR trafiają osoby, które absolutnie nie powinny się tam znaleźć. Zdecydowana większość z nich nie ma żadnych wskazań do pilnej diagnostyki, a jedynie mała grupa naprawdę jej wymaga. Wśród lekarzy pracujących na SOR krąży nawet taki nieco smutny żart: Lekarz obejmujący dyżur wychodzi do poczekalni i krzyczy: Wszyscy wyp… Kiedy poczekalnia już niemal opustoszeje, ten sam lekarz łagodnym i pełnym troski głosem mówi: Zapraszam pierwszą osobę, która potrzebuje mojej pomocy. Wiadomo, ci co zostali, są tymi, którzy naprawdę wymagają pomocy w trybie nagłym. Reszta powinna szukać pomocy w placówce nocnej i świątecznej pomocy lub u lekarza POZ.

Fakt, w części SOR z powodów źle pojętych oszczędności zatrudnionych jest zbyt mało lekarzy, ale to nie jest główny powód długiego czasu oczekiwania. Jeśli ktoś czeka na SOR kilka godzin na badanie lekarskie i w tym czasie nikt się nim nie interesuje, faktycznie jest to sytuacja niedopuszczalna. Jeśli jednak dana osoba czeka (nawet dość długo) na badanie lekarskie, ale w tym czasie ma zlecone/wykonane badania diagnostyczne, a co pewien określony czas ratownik/pielęgniarka monitoruje jej stan (i w razie potrzeby alarmuje lekarza), sytuacja jest jak najbardziej normalna. Niestety, część osób wydaje się tego nie rozumieć.

Rzetelny wywiad i badanie lekarskie (nawet bardzo pobieżne) zajmują nieco czasu, podobnie badania diagnostyczne. Pewnego oczekiwania więc zwyczajnie nie da się uniknąć. Można jedynie starać się je zminimalizować oraz sprawić, aby w tym czasie pacjent nie był pozostawiony sam sobie. Żaden lekarz jednak nie da rady badać jednocześnie kilku pacjentów. Żaden ratownik nie da rady pobierać krwi do badań kilku pacjentom jednocześnie. Żaden aparat nie jest w stanie rejestrować jednocześnie kilku zapisów EKG.

Pozostaje jeszcze kwestia pacjentów, którzy zostali wstępnie zdiagnozowani i oczekują na przekazanie z SOR do odpowiedniego oddziału szpitalnego.

Z powodu źle pojętych oszczędności, niewystarczającej liczby lekarzy, braku łóżek, zbyt niskiej wyceny większości świadczeń szpitalnych przez NFZ, oddziały szpitalne są najczęściej przepełnione. Nierzadko dochodzi więc do sytuacji, w której pacjent wstępnie zdiagnozowany na SOR jest zmuszony czekać na przyjęcie na oddział, na którym mógłby kontynuować leczenie. Nie jest to sytuacja komfortowa, jednakże nie zależy od organizacji samego SOR. 

Lek. Piotr Sławiński,

specjalista chorób wewnętrznych

Klinka Geriatrii NIGRiR, ul. Spartańska 1

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum