27 lutego 2019

Sami swoi, czyli zmiany w onkologii

Małgorzata Solecka

Profesorowie Wiesław Jędrzejczak, Jacek Jassem, Rafał Dziadziuszko,
Piotr Rutkowski oraz dr Janusz Meder – znani w kraju i zagranicą onkolodzy, nie są już członkami Krajowej Rady ds. Onkologii. Ministerstwo Zdrowia na starcie prac nad Narodową Strategią Onkologiczną i u progu pilotażu Krajowej Sieci Onkologicznej pozbyło się z grona doradców tych, którzy nie kryli sceptycyzmu wobec proponowanych rozwiązań.

Zasług i pozycji odwołanych przez ministerstwo lekarzy nie trzeba nikomu uświadamiać. Nie tylko w onkologii. Przykładowo prof. Wiesław Jędrzejczak rok temu został uznany przez ekspertów za najbardziej wpływową osobę polskiej medycyny (Lista Stu „Pulsu Medycyny”), otrzymał też prestiżową nagrodę Osobowość Roku w konkursie organizowanym przez wydawnictwo Termedia. Lista osiągnięć, nagród, wyróżnień, zasług każdego z ekspertów, którym „podziękowano” za współpracę, jest imponująca.

Prof. Jacek Jassem o odwołaniu dowiedział się przez telefon. Wiceminister Sławomir Gadomski, nadzorujący sprawy związane z onkologią (równocześnie były wicedyrektor warszawskiego Centrum Onkologii), powiedział mu o tym podczas rozmowy o tworzeniu „nowego cancer planu”. Do pozostałych odwołanych ministerstwo wysłało po prostu e-maile. – Nie oczekuję, że profesorów będzie się żegnać, wręczając kwiaty – komentował w mediach swoje odwołanie prof. Wiesław Jędrzejczak, podkreślając, że nie ma do ministerstwa żalu o formę pożegnania. Jednak nie da się ukryć, że niezależnie od meritum decyzji, również forma budzi poważne kontrowersje. I zdziwienie, bo minister zdrowia, prof. Łukasz Szumowski – według zgodnej opinii również tych, którzy krytykują jego politykę – uchodzi za osobę niezwykle dbającą o zasady dobrego wychowania, przywiązaną do form. W tym przypadku zabrakło zaś wszystkiego, na czele z szacunkiem.

Przede wszystkim zabrakło merytorycznej racji. To prawda, że minister zdrowia może (z czego skwapliwie skorzystał) dowolnie kształtować skład swoich ciał doradczych. Wystarczy zmiana zarządzenia, by kompletnie „przeformułować” Krajową Radę ds. Onkologii i nie tylko. Odwołani eksperci dowiedzieli się, że nowa rada będzie „ufunkcyjniona”. I rzeczywiście, gdy ukazało się zmienione zarządzenie ministra zdrowia, stało się jasne, że w Krajowej Radzie ds. Onkologii zasiadają niemal sami „funkcyjni”, przede wszystkim konsultanci krajowi i wojewódzcy (nie wszyscy oczywiście). Niemal wszyscy członkowie rady są i będą w dużym stopniu podporządkowani Ministerstwu Zdrowia lub przynajmniej od niego zależni.

To niebezpieczne dla ministra i jego ekipy. Docierające z rady opinie będą bowiem wyłącznie „po myśli” i „na bazie” resortu zdrowia. Przyczyny odwołania wybitnych ekspertów nie są dla nikogo zagadką. Wszyscy oni w ostatnich miesiącach bardzo otwarcie i krytycznie wypowiadali się w sprawie sztandarowego dla Ministerstwa Zdrowia projektu Krajowej Sieci Onkologicznej, której pilotaż właśnie się rozpoczął, a w kolejnych miesiącach (do połowy roku) ma zostać rozszerzony na kolejne województwa. W takim czasie byłoby szczególnie ważne – podpowiada to zarówno zdrowy rozsądek, jak i doświadczenie z licznych „reform” wprowadzanych w ostatnich 20 latach w ochronie zdrowia – by minister nie zamykał się na różne punkty widzenia i nawet najbardziej krytyczne głosy. By swoje autonomiczne decyzje (minister może przecież podejmować również takie, które stoją w sprzeczności z opiniami większości, a nawet wszystkich doradców) podejmował z pełną świadomością istnienia różnych rozwiązań. Ostatnim, czego potrzeba w takiej sytuacji, jest potencjalnie ubezwłasnowolnione (bo pionowo podporządkowane, „ufunkcyjnione”), jednomyślne we wspieraniu ministerialnych pomysłów grono doradców. Czy Krajowa Rada ds. Onkologii stanie się takim ciałem? Czas pokaże, nie można tego przesądzić w pierwszych dniach czy tygodniach po zmianach. Będą w niej przecież zasiadać również doświadczeni lekarze i specjaliści. Jednak intencja Ministerstwa Zdrowia jest aż nadto widoczna i to pod adresem resortu, a nie nowych członków Krajowej Rady ds. Onkologii, kierowana jest krytyka.

Roszady personalne i zmiana organizacyjna w radzie wpisują się w zmiany w polskiej onkologii. Nikogo (a na pewno odwołanych ekspertów) nie trzeba przekonywać, że obecny jej stan jest po prostu nieakceptowalny, a wyzwania stojące przed onkologią (i nie tylko) sprawiają, że zmiany są po prostu konieczne. Rzecz w tym, że – sięgając po polityczny bon mot – zmiana jest dobra wtedy, gdy jest dobra. Nie każda zmiana gwarantuje sukces. Co więcej, w ochronie zdrowia nieraz przekonaliśmy się, że są zmiany, których lepiej byłoby nie przeprowadzać. I nie doświadczać.

Ministerstwo Zdrowia od kilku miesięcy forsuje koncepcję Krajowej Sieci Onkologicznej, wcześniej mocno promowaną przez dyrektora Dolnośląskiego Centrum Onkologii dr. Adama Maciejczyka. Koncepcję, którą można – po pewnych uproszczeniach – sprowadzić do wzmocnienia roli wojewódzkich centrów onkologii, które w nowym systemie mają być koordynatorami leczenia onkologicznego, a jednocześnie wyraźnego umniejszenia znaczenia szpitali klinicznych i ich klinik oraz oddziałów onkologicznych. Przeciw temu rozwiązaniu protestował m.in. prof. Jacek Jassem i inni odwołani eksperci, wskazując olbrzymią rolę medycyny klinicznej w onkologii. Protestowali też rektorzy uczelni medycznych, ale ich głos również został pominięty.

Gdy Krajowa Sieć Onkologiczna stanie się ciałem, strumień pacjentów wymagających diagnostyki i intensywnego leczenia (przede wszystkim chirurgicznego) będzie płynął do centrów onkologii. Szpitale kliniczne mają stanowić tylko uzupełnienie zasobów. Szpitale niższego szczebla zapewnią zaś pacjentom świadczenia z zakresu chemioterapii. Zdecentralizowane mają być również świadczenia z zakresu radioterapii, ale jak to będzie wyglądać w praktyce, trudno przesądzić. W poprzednich latach wiele ośrodków radioterapii straciło kontrakty (choćby na Mazowszu). Czy znajdą się chętni do dużych inwestycji?

Założenia KSO wyglądają, przynajmniej w teorii, dobrze: scentralizowane intensywne leczenie, zdecentralizowane świadczenia w zakresie chemio- i radioterapii, koordynacja wędrówki pacjenta między poszczególnymi etapami diagnostyki i terapii. A przede wszystkim dążenie do ujednolicenia standardów postępowania, by chorzy mogli liczyć na identyczny poziom leczenia, niezależnie od regionu i miejsca zamieszkania.

Jednak prezentacje założeń ekspertów nie przekonały. – Z punktu widzenia chorych sieć jest zupełnie bezsensowna, bo niczego nie rozwiąże. Skończy się zapędzeniem chorych do dużych ośrodków, które już obecnie z trudem sobie radzą – komentował publicznie kilka miesięcy temu propozycje dotyczące Krajowej Sieci Onkologicznej prof. Jacek Jassem.

Krytycy twierdzą, że jedynym realnym efektem wprowadzenia sieci onkologicznej będzie przesunięcie pieniędzy do regionalnych centrów onkologii. Nie – zwiększenie finansowania, ale jego przesunięcie, kosztem pozostałych szpitali. To scenariusz tym bardziej prawdopodobny, że przynajmniej w najbliższych latach wzrost nakładów na ochronę zdrowia względem PKB będzie, wszystko na to wskazuje, iluzoryczny. A Narodowa Strategia Onkologiczna, której tworzenie z pompą ogłosił prezydent Andrzej Duda i której znaczenie dla zmian w onkologii podkreślają prezydenccy doradcy, bez właściwego poziomu nakładów pozostanie (kiedy powstanie) kolejnym nierealizowalnym dokumentem. Oby nie, ale taki scenariusz wydaje się więcej niż prawdopodobny. 

„Miesięcznik OIL w Warszawie Puls” nr 3/2019

 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum