3 marca 2010

SILVA RERUM MEDICARUM VETERUM

… Odezwał się wrodzony nałóg
Zgłębienia kuriozalnych nauk
Szperania po foliałach grubych
[…] Gubienia się w drobnostkach lubych.
Z których nie będzie mieć korzyści
Ani współczesność, ani przyszłość…

Tak we słowie wstępnym do uroczej książki „Cicercum caule, czyli groch z kapustą” pisał jeden z moich ulubionych poetów Julian Tuwim. „Cicercum caule” stanowił zbiór publikowanych w latach 1949-1950 w „Problemach” niezmiernie ciekawych informacji z różnych dziedzin nauki, od historii obyczajów do dziejów reklamy, teatru etc., ukazujących się w rubryce „Panoptikum i archiwum kultury”. Od niej to czytelnicy zazwyczaj rozpoczynają wertowanie tego niezmiernie w owych latach popularnego miesięcznika. Książka wpadła w moje ręce u schyłku lat pięćdziesiątych, pod koniec studiów, potem towarzyszyła mi w czasie długich lekarskich dyżurów. Lektura wyraźnie poprawiała mi nastrój. Zapamiętałem słowa Tuwima: „… nie zbierać, nie szperać, nie udawać choćby, że się zbiera – nie można”.
Wertując stare, zakurzone, rozsypujące się nieraz roczniki czasopism medycznych, wychodzących na ziemiach polskich w okresie zaborów i w pierwszych latach odrodzonej Rzeczpospolitej, zacząłem z nich wyławiać różne medyczne ciekawostki. Niektóre były pełne humoru – bawiły, cieszyły. Ale czy, jak pisze Józef Hurwic w przedmowie do „Cicer cum caule”, humor koliduje z „naukowością”? Trzeba przyznać mu słuszność, że raczej sztuczna powaga, zawiłość i napuszony styl rozpraw naukowych niektórych autorów ubliża godności nauki. Jakże nie zgodzić się z La Rochefoucauld, który twierdził, że „powaga jest obrządkiem ciała wymyślonym dla pokrycia braków ducha”? Kilka lat temu postanowiłem podzielić się tymi kuriozaliami z czytelnikami „Gazety Lekarskiej”. Od października 1992 r. ukazywały się one w rubryce pt. „Silva rerum medicarum veterum”, potem w „Medium” – piśmie Dolnośląskiej Izby Lekarskiej. Zawarto je także w tomiku pod tym samym tytułem („Silva rerum medicarum veterum”. Atut. Wrocław 1999).
Silva rerum, łac. „las rzeczy”, zbiór najrozmaitszych wiadomości – to używana dawniej nazwa ksiąg prowadzonych przez polską szlachtę w okresie od XV do XVIII wieku, przechowywanych w polskich domach. Kazimierz Władysław Wójcicki informował, że „było to zwyczajem chwalebnym, że głowa rodziny, lub przeznaczony jeden z jej członków, w księgę oprawną zapisywał nie tylko wiadomości obchodzące najbliższą rodzinę całą, ale i wypadki krajowe, a nadto drukowane świstki, ulotne wiersze itp. przepisywał razem”. Księgi pełne były dykteryjek, facecji.
Te swoiste niekiedy antologie zachowywano najczęściej w rękopisach, rzadziej drukowano.
Charakter ich pochodził od poetyckiego zbioru „Silvae” Stacjusza (Pabliusa Papiniusa Statiusa, 45-96), mieszczącego się w pięciu księgach okolicznościowych wierszy, przedstawiających szczególną wartość jako źródła dla historii kultury i życia zamożnych Rzymian tego okresu. Swoisty silva rerum stanowiły także urokliwe „Nowe Ateny” („Nowe Ateny albo Akademia wszelkiej scyencyi pełna… Mądrym dla memoryału. Idiotom dla nauki. Politykom dla praktyki. Melancholikom dla rozrywki erygowana…”) księdza kanonika Benedykta Chmielowskiego (1700-1763) „Dziekana Rohatynskiego, Firlejowskiego, Podkamienieckiego Pasterza”. Ta ukazująca się w latach 1745-1756 czterotomowa encyklopedia przez późniejszych krytyków odsądzona była od czci i wiary. Ignacy Chrzanowski uważał ją za książkę wysoce znamienną, dającą wyborne pojęcie o upadku zarówno zdrowej myśli, jak i poczucia piękna. Jan Józef Lipski w przedmowie do wznowionego w 1966 r. dzieła konstatował natomiast, że „każdy, kto wczyta się w tok prozy księdza kanonika, tego rzetelnego kompilatora i niewątpliwie erudyty, pozna lwi pazur świetnego stylisty i poczucie tworzywa, cechującego artystę w całym tego słowa znaczeniu”. Nie po raz pierwszy zdania uczonych były podzielone.
Nazwę silva rerum nosiły czasopisma bibliofilskie, ukazujące się w Poznaniu w latach 1887-1889 oraz wydawane przez Towarzystwo Miłośników Książki w Krakowie z przerwami w latach 1925-1939, których współpracownikami były takie tuzy nauki jak Aleksander Ludwik Birkenmajer i Jan Stanisław Bystroń. W 1981 r., także w Krakowie, spod prasy drukarskiej wyszła ciekawa pozycja pod jakże dźwięcznym tytułem „Silva rerum series nova, wychodzi już gotowa. Redagują Sowiźrzały, co Warszawy nie widziały: niech im sprzyja łaska Boska i wolna (choć goła) Rzeczpospolita Krakowska. Finis coronat opus”.
„Silva rerum medicarum veterum” stanowi zbiór wiadomości z różnych dziedzin lekarskiej wiedzy, a także z pogranicza medycyny, dotyczący tak ludzi o sławnych w świecie nazwiskach, jak i ludzi, o których pamięć utrwalą tylko owe krótkie wzmianki. Często bowiem zapomina się o błędzie perspektywy, który popełnia się, pamiętając jedynie o wielkich osiągnięciach i wielkich nazwiskach, obecnych na łamach nie mniej wielkich dzieł. „Silva rerum medicarum veterum” to także wiele licznych i barwnych drobiazgów i ciekawostek z drugiej połowy, tak niezmiernie ciekawego, XIX stulecia oraz z pierwszych dekad XX wieku. Chcąc utrzymać dawny klimat epoki zachowałem oryginalną pisownię. Materiały mogłem zamieszczać w porządku chronologicznym, mogłem uporządkować tematycznie. Nie skorzystałem ani z jednej, ani z drugiej drogi. Zatraciłyby wtedy swój charakter. Głównym celem jest wzniecenie zainteresowania lekarzy i studentów medycyny historią własnej profesji. Może lektura „Silva rerum medicarum veterum” przyniesie im jakąś korzyść? Może nie tylko tym związanym z medycyną? Może według zasady „nie nudząc – uczyć” uda się połączyć utile cum dulci?

Andrzej Kierzek

[W Lyonie prof. Nagons stał się ofiarą przy wykonywaniu obowiązku swego powołania; kiedy bowiem zachloroformowano silnego bardzo pijaka, przebudził się tenże przy pierwszym cięciu, wyrwał nóż chirurgowi i przebił nim godząc w serce Nagonsona i zakonnicę przy operacji asystującą. Mordercę przywieziono związanego do szpitala sądowego i dokonano operacyji, ale bez narkozy. Zdaje się, że chory na w pół sennym stanie okrutnej dokonał zbrodni.] „Nowiny Lekarskie”, 1890, II 151

Archiwum