8 września 2005

Przebaczamy, ale pamiętamy

W kwietniu br. wróciłem z wycieczki – pielgrzymki do Turyngii, zorganizowanej dla uczczenia 60. rocznicy wyzwolenia dwóch obozów koncentracyjnych: Buchenwaldu (10.04.1945) i Dora-Mittelbau (11.04.1945).

W tym ostatnim, na ogół mało znanym obozie, byłem „häftlingiem” z numerem 113942.
W tunelach wykutych przez więźniów reżimu narodowo-socjalistycznego i w ogromnych halach produkowano tam od 1943 r. pociski V1 i V2, które miały rzucić na kolana Wielką Brytanię i cały świat. Jak niewiele do takiego końca brakowało?
Zaproszenia zbiorowe i indywidualne do żyjących w wielu krajach byłych więźniów tych dwóch obozów skierował Komitet Organizacyjny w imieniu rządu Niemiec i landu – Turyngii. Organizacja wyjazdu uczestników na uroczystości rocznicowe była zasługą Polskiego Związku Byłych Więźniów Hitlerowskich Obozów Koncentracyjnych. Z Warszawy wyruszyło w tę podróż prawie 50 osób w dniu, kiedy w Rzymie odbywały się uroczystości pogrzebowe naszego Wielkiego Rodaka, Papieża Jana Pawła II. Słuchając audycji radiowej, zachowaliśmy milczenie i oddawaliśmy hołd zmarłemu 2 kwietnia Karolowi Wojtyle.
Po dotarciu do Weimaru opiekę nad nami przejął niemiecki Komitet Organizacyjny, wspomagany przez bardzo liczną grupę wolontariuszy, młodych ludzi, którzy otaczali nas troskliwą opieką. Zostaliśmy zakwaterowani w bardzo dobrych hotelach w Weimarze i Nord-hausen. Pomoc udzielana starszym już uczestnikom widoczna była na każdym kroku. Nie pozwalano nam przejść pieszo więcej niż 50 m. Wszędzie nas dowożono i pomagano w przenoszeniu nawet małych toreb i plecaczków.

9 kwietnia zostaliśmy przyjęci w budowanym od dwóch lat Muzeum Pamięci i Dokumentacji K. L. Dora, gdzie oprócz identyfikatorów otrzymaliśmy dokumenty i wydawnictwa ilustrujące historię tych dwóch obozów morderczej pracy i wyniszczenia. Tego dnia znalazłem się w zachowanym do dziś budynku krematorium obozu w Dorze. Z mojego bloku 38 B tzw. Reviru zachował się tylko mały fragment ceglanej podmurówki.
Ile wspomnień przywołało odwiedzenie tych miejsc. Tam przecież byłem operowany (amputacja odmrożonych palców stopy, nacięcia ropowic stóp i ręki). Tam leżałem na łóżku – we względnym cieple, ale i w głodzie. Myślałem wtedy tylko o jednym: Jak będę mógł to wszystko przeżyć i wrócić do domu w Warszawie, spalonego i zniszczonego w czasie Powstania? Czy w ogóle będę mógł? I gdzie odnajdę moją rozproszoną rodzinę? Wtedy,
w czasie leżenia, a także obserwacji cierpień współwięźniów, w mojej głowie zrodziła się myśl na odległą i nie bardzo jeszcze pewną przyszłość: powinienem zostać lekarzem.

Z realizacją tego pomysłu musiałem jednak poczekać kilka lat. Powrót do Polski nastąpił w lipcu 1945 r. Potem Gimnazjum i Liceum im. T. Rejtana w Warszawie. Matura w 1948 r. Studia na Wydziale Lekarskim Uniwersytetu i Politechniki we Wrocławiu, zakończone w warszawskiej Akademii Medycznej dyplomem lekarza w 1954 r. Specjalizacja w pediatrii I stopnia, w ortopedii i chirurgii urazowej II stopnia, w rehabilitacji schorzeń narządów ruchu II stopnia. Zdobyłem tytuł doktora nauk medycznych. Od 1965 do 1999 r. z małymi przerwami pracowałem w Stołecznym Centrum Rehabilitacji (STOCER) jako ordynator oddziałów dziecięcych, operacyjnych, chirurg operator, z-ca dyrektora ds. lecznictwa. Ponad 70 prac naukowych, udział w opracowaniu wydawnictw książkowych mogą świadczyć o tym, że lecznictwo nie było jedyną dziedziną mojej działalności zawodowej. Rok 1999 to przejście na emeryturę. Jestem inwalidą wojennym II grupy, co pozwala mi i mojej żonie Janinie, psychologowi, na życie nie w komforcie, ale we względnym spokoju.

Jakie były moje wspomnienia i przeżycia w kwietniu 2005 r.? Nie można opisać tego w prostych słowach, zwłaszcza że po tak wielu latach zacierają się uprzedzenia i animozje. Osobiście nie mam żadnych powodów do traktowania z sympatią ani naszych zachodnich, ani wschodnich agresorów z 1939 r. Ale równocześnie zdaję sobie sprawę, że wieczna nienawiść do jednych lub drugich nie może w świadomości i umysłach trwać wiecznie.
Motto z listu biskupów polskich: „przebaczamy, ale pamiętamy” niech będzie słowem końcowym moich osobistych refleksji. Ü

1. Dora. Uroczystość składania wieńców przed krematorium i pomnikiem więźniów obozu
2. Trzej przyjaciele z Warszawy przed wejściem do tunelu. Wygrali mecz o własne życie. W środku autor w zachowanym do dziś obozowym pasiaku
3. Buchenwald. Uroczystość składania wieńców na placu apelowym z udziałem kanclerza G. Schroedera

Archiwum