15 grudnia 2017

O odpowiedzialności szpitala za zakażenia

Filip Niemczyk, adwokat

Sprawa o odszkodowanie w związku z tzw. zakażeniem szpitalnym należy do najczęstszych przyczyn występowania pacjentów przeciwko placówkom medycznym z roszczeniami.

Przeważnie pozwy dotyczą sytuacji, w których doszło do zakażenia wirusem HBV, żółtaczką zakaźną typu B, wirusem HCV typu C, gronkowcem, sepsą. W niniejszym artykule omówię podstawowe zasady odpowiedzialności, przytaczając niedawne orzeczenie warszawskiego sądu. W piśmiennictwie medycznym stwierdza się (podaję za: M. Nesterowicz, „Prawo medyczne. Komentarze i glosy do orzeczeń sądowych”, Warszawa 2017), że przyczynami zakażeń są najczęściej: nieprzestrzeganie przez personel medyczny zasad bezpieczeństwa i higieny, niedostateczna sterylizacja i dezynfekcja sprzętu medycznego, nienależyty nadzór epidemiologiczny, zły stan leczniczy i sanitarny pomieszczeń szpitalnych, a także niezastosowanie właściwej okołooperacyjnej profilaktyki antybiotykowej. Co ciekawe, u osób dorosłych 60 proc., a u dzieci do lat dwóch – 80 proc. zakażeń wirusem HBV i żółtaczki zakaźnej typu B jest pochodzenia szpitalnego.

Analiza orzecznictwa sądowego prowadzi do wniosku, że procesy dotyczące ustalania odpowiedzialności szpitala, w przypadku wystąpienia zakażenia u pacjenta, przebiegają w zbliżony sposób, a wyroki wydawane są w oparciu o ujednolicone w praktyce reguły. Pozwane szpitale w toku procesu z reguły kwestionują fakt zakażenia pacjentów podczas hospitalizacji. Domagają się jednocześnie, aby powód, który był pacjentem, udowodnił niezbicie, że źródło zakażenia znajdowało się w danej placówce medycznej. Sądy natomiast dążą do ustalenia prawdopodobieństwa zakażenia w pozwanym szpitalu. Jeżeli prawdopodobieństwo jest wysokie, o czym można mówić zwłaszcza wówczas, gdy szpital był jedynym miejscem, w którym pacjent mógł się zakazić, albo przyczyną zakażenia była potwierdzona obecność drobnoustrojów szpitalnych, przyznają rację pacjentowi, uwzględniając powództwo. Stopień prawdopodobieństwa, że do zakażenia doszło podczas hospitalizacji, ocenia biegły sądowy. Warto przy tym podkreślić, że zakażenie szpitalne nie jest równoznaczne z popełnieniem błędu przez kogoś z personelu medycznego, a procesy w sprawie takich zakażeń często polegają na ustaleniu winy w przypadku nieprawidłowej organizacji i złego funkcjonowania szpitala. Nie ulega wątpliwości, że procesy dotyczące zakażeń nie są łatwe dla pozwanych placówek. Szpital, by uniknąć odpowiedzialności, powinien przynajmniej wykazać, że istniało wysokie prawdopodobieństwo innego źródła powstania szkody, np. że zakażenie nastąpiło w innej placówce albo było skutkiem niewłaściwego wykonywania zaleceń lekarskich przez pacjenta już po zakończeniu hospitalizacji. Pozwany szpital musi jednak nie tylko sformułować stosowne twierdzenie, ale przedstawić dowody jego słuszności. Należy bowiem mieć na względzie, że orzecznictwo sądów jest w tego rodzaju sprawach przychylne pacjentom. Świadczy o tym fakt, że nie oczekuje się od osoby poszkodowanej, aby wykazała bezpośredni i pewny związek swego pobytu w szpitalu z zakażeniem, ponieważ miałaby z tym trudności praktycznie nie do przezwyciężenia.

Warto zatem poświęcić kilka zdań wyrokowi Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 30 października 2015 r., I AC a 189/15, omówionemu przez Mirosława Nesterowicza (ibidem.). Stan faktyczny był następujący: 24-letnia pacjentka w 2005 r. została przyjęta do publicznego szpitala w celu przeprowadzenia planowanego porodu drogą cesarskiego cięcia, urodziła córkę w stanie ogólnym średnim. Podczas zabiegu cesarskiego cięcia doszło do zakażenia bakteryjnego, które wywołało sepsę, a następnie wstrząs septyczny. Biegli potwierdzili, że było to zakażenie szpitalne, zwłaszcza że jeden ze szczepów bakterii był typowo szpitalny. Bakterie spowodowały zapalenie otrzewnej i jamy macicy. Stan pacjentki był krytyczny, w związku z czym lekarze dokonali dwóch kolejnych operacji, w czasie których usunęli narząd rodny kobiety.

W pozwie złożonym przeciwko szpitalowi pacjentka żądała zadośćuczynienia w kwocie 1 mln zł. Wskazywała, że jedną z konsekwencji zakażenia był trwały uszczerbek na zdrowiu związany z niemożnością posiadania potomstwa. Pozwany szpital wniósł o oddalenie powództwa. Sąd pierwszej instancji zasądził na rzecz powódki zadośćuczynienie w kwocie 600 tys. zł. W wyroku wytknięto szpitalowi m.in., że opinie powiatowego inspektora sanitarnego dotyczące szpitala były negatywne, a wobec pacjentki nie zastosowano antybiotykoterapii przed zabiegiem cesarskiego cięcia, a w czasie rozwijającego się zakażenia nie wykonano testu CRP ani nie podano właściwego zestawu antybiotyków, zignorowano znaczenie objawów bólowych, chociaż sygnalizowały, że następował rozwój infekcji. Sąd apelacyjny utrzymał wyrok w mocy, podkreślając zarazem, że zaniechania w pozwanym szpitalu były „wręcz rażące”.

W opisanej sprawie od momentu zakażenia do wydania prawomocnego wyroku upłynęło 10 lat. Zasądzona kwota jest wysoka, aczkolwiek stopień pokrzywdzenia pacjentki jest znaczny, a konsekwencje – nieodwracalne. Należy również mieć na względzie długi czas, jaki upłynął od hospitalizacji do wydania wyroku. Z treści orzeczenia wynika, że nie było próby mediacji między stronami, a pozwany szpital dopiero pod koniec procesu uznał zasadność roszczeń, ale wciąż kwestionował wysokość zasądzonej kwoty. Można zastanawiać się jedynie, czy gdyby na wcześniejszym etapie, być może niezwłocznie po zdarzeniu, zaoferowano odpowiednie wsparcie pacjentce, skala sporu nie byłaby inna i czy nie zakończyłby się o wiele wcześniej. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum