12 lutego 2013

Samorząd to wszyscy lekarze


Panie prezesie, dlaczego samorząd lekarski, lekarze tak często przegrywają w konfrontacji z Ministerstwem Zdrowia i Narodowym Funduszem Zdrowia? Jak ocenia pan pozycję samorządu lekarskiego w dialogu z władzą publiczną? Jakie samorząd ma narzędzia i czy z nich korzysta? Czy wie pan, jak lekarze obecnie oceniają izby lekarskie?
Nie wiem, co kryje się pod zawartym w pytaniu stwierdzeniem „przegrywają”. Oczywiste jest, że prawo stanowią posłowie i senatorowie, rządzi minister zdrowia za pomocą aktów wykonawczych, czyli rozporządzeń. Mimo że projekty rządowe przechodzą przez Sejm i Senat prawie bez poprawek, minister zdrowia wydaje rozporządzenia nie zawsze zgodnie z duchem ustaw. To oznacza praktyczne wyeliminowanie wszystkich stron społecznych z procesu legislacji. Interpretuję to zachowanie jako lekceważące zarówno w stosunku do tych, którzy tworzą ustawy – posłów i senatorów, jak i do wszystkich samorządów zawodowych będących stronami społecznymi. Należy jednak podkreślić, że wśród wszystkich samorządów zawodowych samorząd lekarski jest jednym z bardziej skutecznych w działaniu, gdyż już niejednokrotnie udało nam się doprowadzić do zmiany rozporządzenia, by zawarte w nim zapisy nie szkodziły dobru zawodowemu lekarzy. Przykładem takiej skutecznej pracy jest chociażby rozporządzenie o specjalizacjach. Gdyby nie „twórcze” myślenie resortu zdrowia przez ubiegły rok, między końcem uzgodnień a podpisaniem – dokument byłby praktycznie dziełem samorządu. Podobnie ostatnie rozporządzenie w sprawie recept, w przypadku którego analizowanie treści przez samorząd i wiceministra Igora Radziewicza-Winnickiego dało rezultat w postaci konkretnych zmian – racjonalnych i dobrych.
Gdy pyta pani o dialog z ministrem zdrowia, trzeba podkreślić, że minister starał się ignorować samorząd lekarski w ramach wyższości urzędu nad społeczeństwem. Również zapraszana wielokrotnie na posiedzenia Naczelnej Rady Lekarskiej prezes NFZ nigdy się nie pojawiła. To efekt decyzji politycznych, a nie bierności samorządu. Chcemy docierać do rządzących i opinii publicznej z naszymi problemami. Świadczy o tym nasza pełna otwartość i natychmiastowe upublicznianie wszystkich uchwał, stanowisk, listów czy pełnej korespondencji, jaką prowadzimy. Zamieszczamy wszystko na naszych stronach internetowych i aktywnie współpracujemy z mediami. Zdaję sobie sprawę, że dla rządzących taka aktywność samorządu może być niewygodna, bo mówimy o tematach trudnych, ale ważnych. Nie boimy się prawdy. Taka postawa pozwoliła nam, jako samorządowi lekarskiemu, zdobyć zrozumienie społeczne, chociażby w kwestii biurokratyzacji zawodu lekarza.
Jeśli chodzi o ocenę samorządu przez poszczególnych lekarzy, uważam, że zależy przede wszystkim od działania okręgowej izby – jej organizacji, reakcji na sytuacje kryzysowe, komunikacji z lekarzami, sposobu opieki nad starszymi kolegami, sierotami po zmarłych lekarzach, umiejętności komunikacyjnych itd.

Kończy się kolejna czteroletnia kadencja władz samorządu lekarskiego. Prawie dokładnie za rok odbędzie się Krajowy Zjazd Lekarzy. Co teraz, po trzech latach sprawowania funkcji prezesa NRL, uważa pan za swój największy sukces, a co za porażkę? Co z pana zamierzeń udało się zrealizować? Na jakich problemach i działaniach skupił się pan w ciągu minionych trzech lat?
W opinii wszystkich działających w samorządzie ta kadencja była najtrudniejszą z dotychczasowych. Tak zwany pakiet ustaw zdrowotnych do ostatniej chwili trzymany był przed nami i parlamentarzystami w tajemnicy, później gorączkowy proces legislacyjny spowodował niesłychany bałagan w organizacji ochrony zdrowia. Do tego pojawiły się napięcia wewnątrz środowiska lekarskiego, bo przecież nie tylko Ewa Kopacz, Jacek Paszkiewicz, Bartosz Arłukowicz, ale również całe grono ich lekarskich i dentystycznych stronników spowodowało chaos. W takim chaosie bardzo trudna jest walka o jedność środowiska, które skupia się dodatkowo w różnych organizacjach – w Ogólnopolskim Związku Zawodowym Lekarzy, Porozumieniu Zielonogórskim, Stowarzyszeniu Lekarzy Praktyków i innych. Problemem są też różnice poglądowe między nami, szczególnie gdy zamykamy dyskusję i mamy przystąpić do działania. Pracujemy razem w strukturach demokratycznych, stąd znacznie większa rola Naczelnej Rady Lekarskiej i jej prezydium. Wyzwalając aktywność wielu osób, można więcej osiągać. Stąd już dzisiaj moje podziękowania dla wiceprezesów, sekretarza, skarbnika, członków prezydium, przewodniczących komisji problemowych i wielu, wielu innych osób. Dzięki poprawionej komunikacji – stronie internetowej, newsletterowi, nowej, nareszcie czytanej „Gazecie Lekarskiej” i jej (w przygotowaniu) wersji internetowej – możliwe było zaangażowanie większej liczby lekarzy w rozwiązywanie naszych problemów. Muszę przyznać, że poprawiła się również organizacja biura NIL. Oczywiście są wśród nas i tacy, którzy chcieliby zorganizowania izby lekarskiej według wiersza Jiřiego Kolářa, który napisał: „Wyłam drzwi, wyważ i rozbij okna, poprzewracaj meble, ściągnij obrazy, rozrzuć co się da i naśmieć, jak się da, żeby było jak po jakimś strasznym wybuchu albo wstrząsie”, ale ja uważam, że dobrze funkcjonujące biuro to podstawa.
A także chęć współpracy oraz otwarci na dyskusję i współdziałanie partnerzy.

Jakie wyzwania staną przed prezesem NRL i Naczelną Radą Lekarską w przyszłej kadencji? Czy zdecydował się pan już na ponowne kandydowanie? Jeżeli tak, to pod jakim hasłem stanie pan do wyborów? Jakimi argumentami zamierza Maciej Hamankiewicz przekonać delegatów, by na niego głosowali?
Na zakończenie X Krajowego Zjazdu Lekarzy poproszony zostałem o wypowiedzenie przysięgi: „Ja, który nie jestem lepszy od Was, przysięgam Wam, którzy nie jesteście gorsi ode mnie, że będę Wam wiernie służył”. Tych słów dotrzymałem i dotrzymywać będę, bo nie ma dla mnie nic ważniejszego ponad nasz lekarski i dentystyczny stan. Ponieważ sam jestem lekarzem praktykującym, mogę śmiało powiedzieć, że znam oczekiwania lekarzy i lekarzy dentystów wobec izb lekarskich. W pełni je też podzielam, z ubolewaniem przyjmując, że rola izb została ściśle określona w zbyt sztywnych ramach ustawy o izbach lekarskich. A i te ramy są czasami podważane. Kroplę goryczy dolał ostatnio Trybunał Konstytucyjny, uznając, że nie mamy legitymacji do mówienia w imieniu świadczeniodawców. A przecież według ustawy o izbach lekarskich możemy występować w sprawach zdrowotnych społeczeństwa (sic!). Tej sprawy nie zostawię, podważa bowiem w sposób znaczący rolę izb lekarskich.
Wszystkim, którzy namawiają mnie, bym kontynuował swoje działania w przyszłej kadencji, dziękuję. Na hasła wyborcze mam jeszcze ponad rok. Przez ten czas, który pozostał do kolejnych wyborów, jako prezes NRL będę gorąco przekonywał całe nasze środowisko, że samorząd to wszyscy lekarze i tylko wtedy możemy stworzyć silny samorząd zawodowy, kiedy lekarz i lekarz dentysta to zrozumie. Ja w to wierzę.

pytała Ewa Gwiazdowicz-Włodarczyk

Archiwum