29 czerwca 2014

Punkt widzenia – Na ratunek

Gdy na jednej z tras szybkiego ruchu zdarzył się karambol spowodowany zamgleniem, dyspozytorzy pogotowia też działali jak we mgle. Wzywali i odwoływali karetki, chaotycznie dzielili się strefami wpływów, zabrakło koordynatora akcji na miejscu. System ratownictwa jest tak skonstruowany, że powinien działać sprawnie, niezależnie od miejsca i warunków atmosferycznych. Ale nie pierwszy raz mieliśmy do czynienia z sytuacją, kiedy do katastrofy doszło na granicy powiatów i wszystko zaczęło się sypać. W sezonie wakacyjnym, wzmożonych wyjazdów oraz częstszych wezwań do wypadków, służby ratownicze muszą reagować perfekcyjnie. Niestety, raz po raz dowiadujemy się o źle przeprowadzonej akcji ratunkowej. Co nas czeka tego lata?
Jakiś czas temu, aby przeżyć zawał w Polsce, trzeba było go zaplanować o właściwej porze i we właściwym miejscu, by pomoc była skuteczna. Dziś całodobowe dyżury w ośrodkach, gdzie można udrożnić zatkaną tętnicę, są normą w całym kraju, a karetki pogotowia wyposażono nawet w modemy do przesyłania danych wprost na specjalistyczne oddziały. Mamy jeden z najlepiej działających w Europie systemów ratowania zawałowców, ale niech nikogo nie zmyli ten sielankowy obraz. W dużej mierze zawdzięczamy go Narodowemu Funduszowi Zdrowia, gotowemu płacić wysokie stawki za ratowanie życia tych chorych. A i tak często się zdarza, że karetka zamiast bezpośrednio do pracowni hemodynamicznej wiezie pacjenta do najbliższej izby przyjęć, skąd dopiero po kilku godzinach przewożony jest we właściwe miejsce.
Sytuacja wygląda jeszcze gorzej, jeśli przyjrzeć się wyposażeniu niektórych SOR i rozmieszczeniu szpitali powiatowych, do których powinny jak najszybciej trafiać ofiary katastrof. Ratownictwo było przez pewien czas oczkiem w głowie władz lokalnych, ale gdy przycichły debaty wokół szczegółów ustawy, zapał do zmian wyparował. Wyparowały też pieniądze, które potrzebne są jak kroplówka podtrzymująca przy życiu omdlałego pacjenta. Słabym punktem systemu pozostaje w dalszym ciągu praca dyspozytorów stacji. Otrzymali w maju nowe algorytmy, mające ułatwić podejmowanie decyzji, ale czy starczy im wyobraźni, by wśród setek zgłoszeń znaleźć te najpilniejsze? Ministerstwo Zdrowia wciąż nie pokusiło się o rozsądną akcję społeczną, informującą, czym powinna być medycyna ratunkowa. Tylko w ten sposób można zmienić ludzkie przyzwyczajenia. Na razie na 1 mln 700 tys. zgłoszeń odebranych przez Centra Powiadamiania Ratunkowego było zaledwie 300 tys. wezwań do osób, które rzeczywiście potrzebowały pomocy. Reszta telefonów pod numer 112 była lekkomyślną zabawą. Nie pomogą rozporządzenia, helikoptery ani ofiarni ratownicy, jeśli wzywającym brakować będzie wyobraźni i zdrowego rozsądku.

Autor jest publicystą „Polityki”.

Archiwum