28 października 2006

Krzyknęliśmy głośno

O kontrowersyjnej kampanii reklamowej – z redaktorem naczelnym „Życia WarszawyAndrzejem ZAŁUCKIM rozmawia Ewa Gwiazdowicz

Dlaczego „Życie Warszawy” zdecydowało się na tak ostrą kampanię – prowokacyjne billboardy, spoty?
Chcieliśmy zwrócić na siebie uwagę. W zalewie reklam, spotów reklamowych, billboardów trzeba wstrząsnąć, by wzbudzić refleksję. Zastanawialiśmy się, co ludzi bulwersuje. Jedna z niepokojących spraw to emigracja młodych ludzi. Wśród nich jest wielu lekarzy. W innych krajach mają lepsze warunki rozwoju zawodowego, i mają prawo z tego korzystać. A my nie chcemy, żeby młodzi ludzie wyjeżdżali. Chodzi nam o to, aby stworzono dobre i godne warunki pracy w naszym kraju. Taki był cel tej kampanii. Oparliśmy ją na emocjach.

Nie uważa pan, że lekarze mogą się jednak poczuć urażeni?
Zadajemy pytanie: Dlaczego lekarze mieliby nie brać?
Są fachowcami, są wykształceni, chcą pracować, pracują bardzo dużo, a nie są dobrze wynagradzani. Traktuje się ich tak, jak to było w minionej epoce. Wtedy mówiono, że lekarz nie musi dużo zarabiać, bo… jakoś sobie poradzi.
Teraz podkreśla się, że lekarze dostają dodatkowe gratyfikacje, aresztuje się ich za wzięcie 50 zł w kopercie albo butelki koniaku. Nasza kampania ma pokazać, że nie w tym rzecz. Nie mówimy, że lekarz, aby leczył, powinien dostać łapówkę, bo tak nie jest! Ale zastanówmy się: przecież lekarze są fachowcami, i ktoś im daje te dodatkowe pieniądze. Oczywiście jest to pewna przewrotność, ponieważ wielu lekarzy nie przyjmuje nic w podziękowaniu, a jednak wielu Polaków jest, niestety, przekonanych, że lekarzowi trzeba dać łapówkę. Rozmawiałem z młodymi lekarzami – powiedzieli: „Życie Warszawy” nigdy tego nie puści, to jest zbyt odważne, i nikt z nich nie poczuł się obrażony.
Państwa akcja balansuje na cienkiej linii dopuszczalnej prowokacji. Można odnieść wrażenie, że włącza się w kampanię negatywną przeciwko środowisku lekarskiemu, odwracając uwagę od właściwych problemów służby zdrowia…
Chcemy pokazać, choć może w przewrotny sposób, że to nie jest wina lekarzy, że czasem przyjmują podziękowania. Politycy nie widzą konieczności przeznaczenia wyraźnie większych pieniędzy na zdrowie, bo wiedzą, że lekarze nie będą walczyć na ulicach i np. nie podpalą gmachu Sejmu. Chcemy, żeby ci, których wybraliśmy w wyborach, zajęli się problemem, a nie tylko mówili, że się postarają i odkładali problem na półkę.
Na naszych łamach zajmujemy się tym zagadnieniem w inny sposób. Piszą do nas lekarze, opisują problemy, i my o tym piszemy, organizujemy debaty… Żeby coś powiedzieć dobitnie, trzeba czasem krzyknąć – my krzyknęliśmy głośno! Ü

***

Ad vocem
Mówi dr Hanna HAMER, psycholog:

Nie obawiam się pytania: „Dlaczego lekarze mieliby nie brać?”. Boję się odpowiedzi, pokrętnie usprawiedliwiającej korupcyjne zachowania, których obronić się po prostu nie da. To przykład kampanii, z której może wyniknąć więcej złego niż dobrego. Nauczyciele czy policjanci, podobnie jak lekarze, też chcieliby zarabiać więcej, ale nikt przy zdrowych zmysłach nie zaproponuje im podobnego sposobu zwiększania dochodów.
Wszyscy chcemy, aby młodzi, wykształceni ludzie zostawali w kraju dla dobra nas wszystkich. Dlatego warto proponować poważną ogólnopolską debatę o tym, jak podnieść ceny pakietów usług, jak je refundować i co zrobić, żebyśmy tu i teraz mieli lepsze i godniejsze warunki pracy. Sugerowanie jednak, że drogą do tego celu jest zgoda na łamanie standardów etycznych to nieporozumienie. Nie warto zamazywać granicy między dobrem a złem.
Jajeczko nie może być „częściowo nieświeże”. Ü

Archiwum