5 października 2020

Słowa na zdrowie. Oklaski

Prof. Jerzy Bralczyk

Mamy wiele sposobów głośnego wyrażania aprobaty, uznania, podziwu. Czasami wyrażamy je szczerze, czasem konwencjonalnie; czasem indywidualnie, czasem zbiorowo, zachęceni przez innych – albo dlatego, że tak wypada. W instrukcjach zachowania się publiczności po wystąpieniach przywódców było nawet takie stopniowanie: „oklaski – burzliwe oklaski– burzliwe oklaski przechodzące w owację – burzliwe oklaski przechodzące w owację, wszyscy wstają”. Ale czasem ręce same się składają do oklasków.

Owacje (z łacińskiego ovatio – ‘triumf’) i wiwaty z natury są głośne i burzliwe, wzięty z niemieckiego aplauz (a tam z łacińskiego applaudere) jest związany z wewnętrznym przekonaniem i nawet nie musi być głośny. Najczęstsze u nas są nasze słowiańskie oklaski i włoskie brawa – i te, i te dziś głównie w liczbie mnogiej. Brawo! jest nadal okrzykiem uznania, na początku głównie teatralnym, potem używanym i w innych okolicznościach, najpierw z koniecznym wykrzyknikiem, teraz już i bez wykrzyknika, a w reklamowej zabawie nawet skierowanym do siebie samego (brawo ja). A brawa słyszymy – można powiedzieć, że w formie oklasków. Dodajmy dla pełności obrazu, że w językach romańskich bravo łączyło się czasem ze wspaniałością, czasem z poczciwością, czasem z męstwem, a czasem i srogością. Za różne rzeczy do dziś brawa dajemy – a do br`awury mamy stosunek raczej ambiwalentny.

Oklaski mają też liczbę pojedynczą, choć od dawna nieużywaną. Poklask został, zresztą z dźwiękiem mniej się już kojarzy, ale oklasku ostatnio nie słychać. Oklaski za to – owszem, często. A biorą się, oczywiście, z klaskania.

Dziś klaskanie to już tylko wyraz stosunku do tego, co wywołało nasz podziw, uznanie, zachwyt. Kiedyś klaskano też z bicza, jeszcze dawniej zębami, woda o brzegi klaskała, a ptaki skrzydłami. Teraz klaszczemy (czasem klaskamy) dłońmi. Klasków zresztą też już nie słychać, tylko oklaski. Dawniej, jak mówią stare słowniki, można było i plaskać, i kleskać, i klęskać, i nawet kląskać w podobnym znaczeniu, a znaczyło to u Lindego „głośno w plask uderzyć”, a sto lat później „uderzyć głośno w plask”. Nawet bez zamiaru. Zresztą dotąd klaśnięciem (z koniecznym dodatkiem w dłonie) nazywamy na ogół spontaniczne wyrażenie emocji, najczęściej pozytywnych.

Wymienione czasowniki wydają się dźwiękonaśladowcze, są podobne do takich jak chlastać, trzaskać czy mlaskać, czyli są związane z naturą… Kląskają jednak już tylko niektóre ptaki, plaskanie z pluskaniem się kojarzy, a klęskanie dziwnie przypomina coś niegodnego raczej oklasków, czyli klęskę, wziętą zresztą skądinąd z praindoeuropejskiego rdzenia klen- nazywającego ‘pochylanie się’. Zostało klaskanie, z prasłowiańskiego kleskati, w wyniku którego to klaskania powstają oklaski i ogólny poklask, który już nie musi być słyszany jako brawa. I jeśli chcemy czemuś przyklasnąć, także w dłonie bić nie musimy.

 A wyrażamy nasz podziw, nasze uznanie, najchętniej tym, którzy nie szukają poklasku (czasem dodajemy taniego) za to, co dobrze robią i dobrze, że robią. Wtedy nasze oklaski są najbardziej szczere.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum