1 lipca 2009

Epitafium

Profesor Jan ZIELIŃSKI

Pożegnaliśmy wspaniałego Człowieka, oddanego przyjaciela, a przede wszystkim wybitnego lekarza, który wspierał swoje pacjentki w trudnym i ciężkim leczeniu onkologicznym.

Wiele z Jego podopiecznych zapamiętało podtrzymujące na duchu słowa, dające siłę do walki z chorobą, ciepły dotyk ręki i optymizm.
Karierę lekarską rozpoczął w 1955 roku, po odbyciu studiów na Warszawskiej Akademii Medycznej. Pierwsza praca to asystentura w oddziale położniczo-ginekologicznym Instytutu Gruźlicy w Warszawie, pod kierunkiem Pani Profesor Małgorzaty Serini-Bulskiej. Tam poznał swoją żonę, dr med. Danutę Sławińską, z którą przeżył całe życie. Po uzyskaniu specjalizacji w zakresie położnictwa i ginekologii, w 1962 roku, rozpoczął pracę w Instytucie Onkologii w Warszawie. Doktorat uzyskał w 1966 roku, co wiązało się z awansem na stanowisko adiunkta i jednocześnie rozpoczęciem przygotowań do utworzenia oddziału operacyjnego w Klinice Ginekologii Onkologicznej, którą kierowała niezapomniana Profesor Ludwika Tarłowska. Odbył w tym czasie liczne staże w wiodących klinikach w Polsce, a w 1970 roku miał możliwość zapoznania się z najnowocześniejszymi metodami leczenia nowotworów złośliwych w światowej rangi ośrodkach francuskich w Villejuif, Foundation Curie w Paryżu i Centre Oncologique w Lyonie. Zdobyte w tym okresie wiedza i umiejętności ułatwiły Mu uruchomienie w Instytucie Onkologii w Warszawie jednego z najnowocześniejszych oddziałów operacyjnych w ginekologii onkologicznej w Polsce. Coraz powszechniejsze stosowanie kompleksowego leczenia skojarzonego niewątpliwie przyniosło korzyść pacjentkom. Profesor, po opublikowaniu pionierskich doniesień dotyczących terapii raka endometrium, otrzymał w 1978 roku stopień doktora habilitowanego i stanowisko docenta.
Lata 80. i 90. to okres, moim zdaniem, największych sukcesów zawodowych (w 1989 roku otrzymał tytuł profesora). Ugruntowana pozycja najlepszego operatora w Polsce w zakresie ginekologii onkologicznej zjednywała Mu licznych przyjaciół. Dzięki swoim ogromnym zdolnościom językowym i urokowi osobistemu z łatwością nawiązywał kontakty z najwybitniejszymi specjalistami w tej dziedzinie na świecie. Kontakty te przerodziły się później w przyjaźń i spowodowały, że polska ginekologia onkologiczna stała się rozpoznawalna na świecie, a do naszego kraju przyjeżdżali między innymi tacy naukowcy, jak profesorowie Barber, Onnis, Gitsh, Charkwiani, Bohman, Fuller i Griffitz.
Z tych znajomości skorzystało wielu polskich specjalistów, przed którymi otworzyła się możliwość odbycia staży w ośrodkach zagranicznych, a tym samym wielu z nas jest rozpoznawanych przez znakomitych naukowców na świecie. To jest ogromna zasługa Profesora i za to dziękujemy. Od 1985 roku, po przejściu prof. Ludwiki Tarłowskiej na emeryturę, objął kierownictwo Kliniki i Jemu przypadło w udziale otwieranie nowej siedziby na warszawskim Ursynowie, w dzisiejszym Centrum Onkologii. Kliniką kierował do 2001 r., tj. do przejścia na emeryturę. Niestety, w połowie lat 80. pojawiły się pierwsze oznaki choroby serca, które spowodowały konieczność leczenia operacyjnego w Wiedniu. Po krótkim okresie rehabilitacji poświęcił się bez reszty umacnianiu pozycji polskiej ginekologii onkologicznej. W kraju wychowywał kolejnych specjalistów. Utworzył Polskie Towarzystwo Ginekologii Onkologicznej i dzięki Jego staraniom ginekologia onkologiczna została uznana prawnie za jedną z nadspecjalizacji. Za granicą całym sercem bronił zdobytej pozycji wśród najwybitniejszych onkologów.
W ostatnich latach, kiedy liczne choroby dokuczały Mu coraz bardziej, Profesor nie poddawał się, walcząc z nimi, działał aktywnie na polu zwalczania raka w programie profilaktyczno-edukacyjnym dla kobiet pod nazwą „Różowa Konwalia”. Otrzymał odznaki Zasłużonego Pracownika Służby Zdrowia (1973) i Zasłużonego dla m.st. Warszawy (1979), w 1984 roku Złoty Krzyż Zasługi, a w 2002 Kawalerski Krzyż Orderu Odrodzenia Polski.
24 maja 2009 roku odszedł od nas wspaniały Człowiek i Wybitny Naukowiec, pozostawiając po sobie smutek i pustkę, która dla wielu trudna będzie do wypełnienia. Żegnaj, Profesorze i Przyjacielu.

Jerzy Stelmachów

***

Dr Elżbieta GŁÓWCZEWSKA-STALSKA

Pamięć o zmarłych przywraca ich do życia
M. Maeterlinck

W 2000 r. odeszła do wieczności dr Elżbieta Główczewska–Stalska, znany i ceniony psychiatra. Niewątpliwie zasłużyła sobie na wspomnienie w prasie lekarskiej.

Przez ponad 30 lat łączyły mnie z Elżbietą bliskie kontakty zawodowe i przyjacielskie. Kiedy w 1962 r. podjąłem pracę w Tworkach, była długoletnim ordynatorem szpitala. Miałem szczęście znaleźć się pod Jej „skrzydłami” i przez kilka lat pracowałem na Jej oddziale. Wiele Jej zawdzięczam.
Nasze drogi zawodowe rozeszły się po 6 latach. Elżbieta odeszła z Tworek do Warszawy, gdzie zorganizowała na Woli poradnię zdrowia psychicznego. Kierowana przez Nią poradnia należała do najlepszych tego typu placówek w stolicy.
Przez cały czas utrzymywaliśmy ze sobą kontakt. Elżbieta patronowała mi w pracy oraz cieszyła się z moich sukcesów zawodowych i naukowych.
Od wielu lat cierpiała na liczne i poważne schorzenia, w tym na depresję. Pomimo to była pogodna i do czasu przejścia na emeryturę – aktywna zawodowo i społecznie. Odznaczała się rzadko spotykaną dziś empatią i z tego względu była bardzo lubiana przez pacjentów.
Na tydzień przed Jej nagłą śmiercią umówiliśmy się na kawę, aby wreszcie wypić bruderszaft. Może spotkamy się kiedyś na drugim brzegu…

Marek Uleniecki

Archiwum