16 stycznia 2005

Sex-med

Pikantna przyprawa. Pojawia się prawie w każdej powieści, w wielu opowiadaniach, esejach, wierszach. Seks. Towarzyszy nam od początku świata. Oczywiście, nie jest również obcy środowisku medycznemu.

Na przełomie lat 1951/52 pracowałem w charakterze laboranta rentgenowskiego w Centralnej Poradni Przeciwgruźliczej przy ul. Wiejskiej 19. Obsługiwałem małoobrazkowy aparat rtg. służący do masowych badań płuc na okoliczność gruźlicy, która wtedy nie należała do rzadkości. Do pokoju badań, na przemian, wchodziła grupa mężczyzn, a potem kobiet.
Zauważyłem wówczas pewną prawidłowość: Jak kobieta była ładna i miała ładny biust, to już w środku kolejki obnażała się do połowy. Inne, brzydsze, robiły to dopiero w ostatniej chwili. Pewnego dnia jedna z badanych, bardzo ładna dziewczyna, z pięknymi piersiami, wdała się ze mną w rozmowę. Pytała, kiedy będzie wynik, nie przysłaniając biustu, oczywiście. Oblałem się rumieńcem, a błogie ciepło owładnęło moim ciałem. W rezultacie w wieku niespełna 18 lat zostałem mężczyzną.
Przed kilkudziesięciu laty ogromnym powodzeniem cieszyła się amerykańska komedia filmowa pt. „Hospital”. Amerykanie zrobili satyrę na stosunki panujące w jednym z dużych szpitali, gdzie był wprost kosmiczny bałagan. Chorzy z izby przyjęć trafiali na inne oddziały, niż trzeba; na stół operacyjny kładziono nie tego chorego itd. Wszystko utrzymane w konwencji komediowej. Była tam też scena w pokoju lekarskim, w której doszło do zbliżenia pielęgniarki z lekarzem. Takie zbliżenia pomiędzy białym personelem zdarzają się niekiedy i w polskich szpitalach. Usposabia do tego specyfika pracy – w czasie ciężkiego dyżuru lekarz i pielęgniarka, zmęczeni, piją razem kawę w dyżurce lekarskiej, mają chwilę relaksu i – bywa – „ulegają pokusie”.
Pouczającą historyjkę opowiedział mi kiedyś docent Zenon
Walecki, nieżyjący już, znakomity radiolog dziecięcy i świetny gawędziarz. Jego kolega, lekarz, zakochał się w pielęgniarce (był żonaty). Doszło do zbliżenia. W czasie uniesień miłosnych dostał zawału serca i zmarł (piękna i przyjemna śmierć). Jak
z tego widać, prawdziwa miłość warta jest nawet śmierci.
Historia ta przypomniała mi się, gdy w „Gazecie Wyborczej” z 26 października 2004 r. (nr 252) przeczytałem notatkę następującej treści:
GRYFICE: OKÓLNIK o SPANIU LEKARZY z PIELĘGNIARKAMI
Niezwykły okólnik rozesłał swoim podwładnym Krzysztof Kozak, dyrektor szpitala w Gryficach. Dyrektor podzielił się z pracownikami rozważaniami o kontaktach pielęgniarek i lekarzy. Wcześniej związkowcy z „Solidarności” serio zarzucali mu, że przymyka oko na to, że pielęgniarki i lekarze sypiają ze sobą podczas dyżurów. – Zobowiązałem się, że zajmę oficjalne stanowisko w tej sprawie – śmieje się Kozak. „Opierając się na własnym doświadczeniu, nie widzę w tym niczego złego, w szczególności w sytuacji niepewności związanej z dostawami gazu do kotłowni, co może skutkować wyziębieniem pomieszczeń w zakładzie. W tej sytuacji spanie lekarzy z pielęgniarkami poprawia efekt cieplny zainteresowanych osób, a zakład uchroni przed koniecznością zakupu ciepłej bielizny obcej” – napisał dyrektor. Kozak podkreśla: jeżeli intencje lekarza i pielęgniarki są zgodne, to nie ma problemu. Z jednym zastrzeżeniem. „Stanowczo zabraniam robienia tego w obecności pacjentów, nawet wtedy, jeśli wyrażą na to pisemną zgodę odnotowaną w historii choroby. Szczególnie zabraniam takich działań w łóżkach chorych”.

Apeluję do polskich reżyserów filmowych – scenariusz gotowy. Kręćcie film!

Jerzy BOROWICZ

Archiwum