16 czerwca 2012

Pro enefezet bono

Jerzy Borowicz

Jest teraz okres podpisywania nowych umów z NFZ dotyczących prawa do wypisywania recept na leki i inne świadczenia medyczne. Apeluję do wszystkich koleżanek i kolegów, aby respektowali zasady zawarte w tych umowach. A te zasady są następujące:

  1. osoba uprawniona (czyli każdy lekarz) ma prawo do wystawiania recept na leki: dla siebie – pro auctore, i dla osoby uprawnionej – pro familia, czyli dla żony, wstępnego i zstępnego członka rodziny w linii prostej, rodzeństwa, osób przysposobionych w linii prostej. Oczywiście dotyczy to tylko osób ubezpieczonych;
  2. osoba uprawniona (lekarz) zobowiązana jest prowadzić dokumentację medyczną osób, którym przepisuje leki.

I tutaj istotna sprawa – dokumentacja indywidualna, prowadzona przez lekarza w przypadku wystawiania recept pro auctore i pro familia, winna zawierać co najmniej następujące dane dotyczące pacjenta: a) imię i nazwisko, b) stopień pokrewieństwa wobec osoby uprawnionej, c) datę urodzenia, d) numer PESEL, oraz informacje dotyczące stanu zdrowia i choroby, w szczególności: a) rozpoznania choroby, problemu zdrowotnego lub urazu, b) zaleceń, c) zapisywanych leków wraz z dawkowaniem, d) miejsca przechowywania dokumentacji medycznej.
Nic to, że żona, jak również ja chorujemy na nadciśnienie i cukrzycę, a więc choroby, które wymagają leczenia do końca życia. Za każdym razem, gdy przepisuję leki, stosowne w przypadku tych chorób, mam badać żonę i siebie. NFZ uznał bowiem, że badanie pacjenta przed wypisaniem recepty na leki refundowane jest konieczne. Warunkiem wystawienia recepty jest bowiem rozpoznanie schorzenia (choć rozpoznanie naszych schorzeń jest znane już od czasów Mieszka I).
Jakby na potwierdzenie tych zaleceń, zwróciła się do mnie teściowa z prośbą o zapisanie „czegoś” na wypróżnienie.
W tym celu (radzę to zrobić wszystkim lekarzom) wygospodarowałem w swoim mieszkaniu kącik między ubikacją a przedpokojem, w którym urządziłem „minigabinecik” lekarski. Jak wiadomo, podstawowe badanie lekarskie składa się z wywiadu, obmacywania, opukiwania, osłuchiwania i oglądania pacjenta. Zgodnie z tymi kanonami sztuki lekarskiej kazałem się teściowej rozebrać do naga, bowiem zamierzam ją obmacywać i opukiwać. Przerażoną teściową tak to zalecenie zdenerwowało, że „puściły jej gazy” i pięknie się opróżniła, co dało się odczuć. Lekarstwo było już niepotrzebne, a NFZ nie musiał już refundować leku dla teściowej. Oczywiście założyłem teściowej (zgodnie z zaleceniem NFZ) „kartę choroby” na okoliczność wspomnianego wypróżnienia.
„Kartę choroby” założyłem też dla żony i siebie. Jeśli chodzi o żonę, to jej słodki pocałunek informuje mnie, niezależnie od gleukometru, o poziomie cukru w jej organizmie.
Gorzej ze mną, bo za każdym razem, gdy chcę dla siebie przepisać receptę, muszę poprosić koleżankę lekarkę, by mnie pomacała.

Archiwum