6 lutego 2018

Bez znieczulenia

  Marek Balicki

Odwołanie z rządu Konstantego Radziwiłła nie było niespodzianką. Zadecydowały o tym wydarzenia ostatnich tygodni i brak pomysłu na wyjście z konfliktu z rezydentami. W styczniu notowania ministra zaczęły tak szybko spadać, że utrzymanie go na stanowisku po tak dużej rekonstrukcji rządu mogłoby przekreślić jej polityczny efekt.

Paradoksalnie to, co miało być największym atutem byłego wieloletniego lidera samorządu, czyli dobre relacje ze środowiskiem medycznym, okazało się obciążeniem. Sposób działania szefa resortu zdrowia wobec narastającego od miesięcy protestu lekarzy musiał budzić coraz większy niepokój. Zarzucanie rezydentom przez ich niedawnego mentora, że nie chcą się dogadać, niezależnie od oceny realności zgłoszonych postulatów, było politycznym błędem. Zwłaszcza w sytuacji, kiedy kolejne szpitale nie mogą sobie poradzić z zapewnieniem obsady lekarskiej.

Zarzut braku wystarczających działań wobec narastającego niedoboru lekarzy jest kierowany, co zrozumiałe, do obecnego rządu i odchodzącego ministra. Robi to również opozycja. A przecież zarzut zaniechania powinien się odnosić przede wszystkim do jej rządów. Z problemem niewystarczającej liczby lekarzy zetknęła się już na samym początku sprawowania władzy i nic z tym nie zrobiła.

Latem 2007 r., po fali lekarskich strajków, Sejm jednogłośnie uchwalił ograniczenie czasu pracy lekarzy do 48 godzin w tygodniu, z możliwością podpisania klauzuli opt-out. Nowe przepisy miały wejść w życie z początkiem 2008 r. Jednak po jesiennej zmianie rządu świeżo powołana minister chciała to opóźnić. Obawiała się problemów szpitali z obsadą dyżurów. Do tego ostatecznie nie doszło. A ponieważ szpitale jakoś sobie poradziły, rządzący uznali, że problem sam się rozwiązał, i dalej nic nie trzeba robić. Zmarnowano następnych osiem lat, a dzisiaj mamy rezultaty.

Warto przypomnieć, że w roku akademickim 2008/2009 limit przyjęć na dzienne studia lekarskie prowadzone w języku polskim wynosił 2774. W ostatnim roku rządów poprzedniej koalicji wyniósł 3589, czyli w latach 2008–2015 nabór na kierunek lekarski zwiększył się o 815 miejsc. Tymczasem tylko w ostatnich dwóch latach wzrósł już o 860, ale efekty tych działań ministra Radziwiłła będą odczuwalne dopiero za kilka ładnych lat.

Nowy szef resortu zdrowia otrzymał w spadku wiele spraw, z którymi będzie się musiał zmierzyć w najbliższych miesiącach. Najpilniejszą jest z pewnością rozwiązanie konfliktu z rezydentami.  Na początek dobrym ruchem byłoby szybkie usunięcie z ostatniej nowelizacji rozporządzenia w sprawie wynagrodzeń rezydentów niesprawiedliwego zróżnicowania płac w zależności od czasu rozpoczęcia specjalizacji. W jego efekcie młodsi lekarze, którzy teraz rozpoczynają rezydenturę, mogą mieć wynagrodzenie wyższe nawet o 20 proc. od starszych kolegów. Przedłużający się konflikt nikomu nie wyjdzie na dobre, ani władzy, ani lekarzom i pacjentom. Trzeba więc trzymać kciuki za ministra Szumowskiego. 

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum