25 czerwca 2006

Obietnice bez pokrycia

Z Andrzejem WŁODARCZYKIEM rozmawia Wojciech Kuta*

Sygnały ze strony rządowej dotyczące podwyżek wynagrodzeń o 30% jesienią br. są sprzeczne. Minister Zbigniew Religa mówi – tak, ale już minister Zyta Gilowska ostrzega, że wprowadzenie zmian do budżetu w ciągu roku mogłoby być zakwestionowane przez Trybunał Konstytucyjny. Czy rozpoczynając protest, nie mieli państwo obaw, że spełnienie żądań płacowych nie będzie na razie realne?

Każdy, kto protestuje i stawia żądania, ma świadomość, że czasami trzeba się z czegoś wycofać, aby coś uzyskać. Dla nas sukcesem byłoby uzyskanie ustawowej gwarancji jak najszybszego podniesienia nakładów na opiekę zdrowotną do minimum 6% PKB. I nie chodzi tylko o zwiększenie uposażeń pracowników placówek medycznych, ale przede wszystkim o poprawę sytuacji pacjentów. To oni są najważniejszym podmiotem systemu ochrony zdrowia, o czym wiele osób zapomina. Bo ani my nie możemy istnieć bez pacjenta, ani pacjent bez nas.
Drugim celem naszych działań jest również ustawowa gwarancja podwyżki wynagrodzeń w najbliższym czasie – że np. za 2-3 lata osiągniemy to minimum, o które teraz walczymy, czyli trzy średnie krajowe dla lekarza bez specjalizacji.

Powiedział pan o podwyżkach „w najbliższym czasie”. Ale 1 stycznia 2007 r. to byłoby już zbyt późno?

I w tę datę nie bardzo wierzymy. Dlaczego? Bo wciąż nie widzimy nic konkretnego na papierze.

Jednak rząd zapewnia, że pracuje nad odpowiednią ustawą, aby jak najszybciej trafiła pod obrady Sejmu.

Tak, ale, niestety, projekt tej ustawy pokazuje, jak dotąd, jedynie wirtualne źródła pieniędzy. Poza tym w opinii prawników przepisy w tym dokumencie są niekonstytucyjne. Gdyby weszły w życie, wprowadziłyby wielki zamęt do ustawy o działaniu i finansowaniu świadczeń przez NFZ. (…)

W drugiej połowie maja prace nad prawną regulacją wzrostu wynagrodzeń idą jakby żwawiej. Tyle że legislacja bywa czasochłonna. Czy akcja protestacyjna zostanie więc zawieszona w oczekiwaniu na dobrą, „podwyżkową” ustawę?

Nie! Nie wstrzymamy akcji protestacyjnej, bo na razie nie mamy nic poza obietnicami bez pokrycia. Powtarzam, do tej pory nie otrzymaliśmy żadnych gwarancji, że nasze postulaty, nawet jeśli nie wszystkie, to chociaż w dużej mierze, zostaną spełnione. Dlaczego mielibyśmy,
ni z gruszki, ni z pietruszki, powiedzieć nagle rządzącym: „Tak, już wam wierzymy”. A co powiedzieliby ci ludzie, którzy w tym czasie protestowali, manifestowali, jeździli do Warszawy, maszerowali? Ü

Archiwum