27 lutego 2015

Tangerska medina

Jacek Walczak

W opisywanej przez Trumana Capote Cafe Baba przy Petit Socco na tangerskiej medinie do dzisiaj wisi fotografia palącego kif lidera grupy Rolling Stones Micka Jaggera. Obok wiszą portrety Boba Marleya i Jimiego Hendriksa. Są też inne ślady po mistrzach rocka. Właściciel El Marocco Club łaskawie zaprowadzi do domu, w którym jego ojciec organizował nagrania Stonesów z podobnymi oryginałami. Pełno tam starych fotografii rockmanów w dżalabijach.
Z okien kawiarni widać tarasy położonej tuż przy kazbie willi Sidi Hojni. Tę niezwykłą rezydencję sprzątnęła sprzed nosa generałowi Franco dziedziczka fortuny Woolwortha – Barbara Hutton. Mimo upływu lat wspomina się przyjęcia organizowane w jej willi. Ze świetnych czasów pozostał rolls-royce madame Barbary, dla którego trzeba było poszerzać uliczki mediny.
Do dzisiaj działa też w niezmienionym kształcie słynny lokal Tangeru – Cafe de Paris, położony przy Place de France. Był świadkiem niejednej awantury, ale także wzniosłych dyskusji o literaturze i sztuce. Podobno podczas II wojny światowej spotykały się tu największe gwiazdy światowego szpiegostwa obydwu stron. Po wojnie gościł w Cafe de Paris ulubiony komandos Hitlera, agent Abwehry – Otto Skorzenny. Ponoć organizował transakcje bronią i przerzuty nazistów do Ameryki Południowej.
Niezwykła dusza Tangeru zawsze przyciągała artystów.
To stąd zabrał wspomnienia Eugčne Delacroix, by uwiecznić je w serii orientalnych obrazów. Widoki z okna Grand Hotel Villa de France stały się tematem prac Henri Matisse’a. Fatalna pogoda w czasie jego pobytu w Tangerze zimą 1912 r. przyczyniła się do powstania słynnej „Wazy z irysami”.
Większą część swojego życia spędził w Tangerze Paul Bowles, znakomity amerykański pisarz, tłumacz, kompozytor. Dołączyła do niego małżonka Jane, ale zamieszkała osobno, w hotelu Remrandt. Znane były jej liczne związki z damami z różnych sfer. Stała się najbliższym powiernikiem i pocieszycielem Tennessee Williamsa, autora dramatów „Tramwaj zwany pożądaniem” i „Kotka na gorącym blaszanym dachu”. Znany pisarz przybył do Tangeru w 1956 r., po dramatycznym rozpadzie 14-letniego związku z… Frankiem Merlo.

Inny nietuzinkowy pisarz William Burrough zamieszkał w plugawym hotelu Muniria, niedaleko Petit Socco na medinie. Uwielbiał spędzać czas w okolicznych spelunkach, w najbardziej szemranym towarzystwie. Na tarasie Cafe Central powstała jego największa powieść „Nagi lunch”, dzieło tyleż kultowe, co skandaliczne. W tym samym obskurnym hotelu zatrzymywali się często Allen Ginsberg i Francis Bacon. W willi Gazebo, na Old Moutain, Alan Sillitoe napisał „Samotność długodystansowca”. Nie sposób wymienić wszystkich artystów, wolnych ptaków, łazików, którzy swój los złączyli z tym niezwykłym miejscem. Co zatem sprawiło, że Tanger stał się mekką dziwaków z całego świata?
Bardzo dawno osadę założyli Berberowie. Dopiero w VII w. p.n.e. Tanger skolonizowali Fenicjanie. Wyjątkowo strategiczne położenie sprawiło, że w całej jego historii przewijały się wszystkie nacje, m.in.: Rzymianie, Germanowie, Bizantyjczycy, Arabowie, Portugalczycy i Anglicy.
Po odbiciu z rąk arabskich Tanger znalazł się pod panowaniem Portugalczyków. Nie na długo. W 1661 r. został wraz z Bombajem oddany Brytyjczykom. Było to swoiste wiano księżniczki Katarzyny Bragancy, narzeczonej króla Karola II Stuarta. Wkrótce Brytyjczycy oddali Tanger w ręce sułtana Mulaja Ismaila. Pod jego panowaniem miasto pozostawało praktycznie do początków XX w. Mocarstwa kolonialne nie zapomniały jednak o łakomym kąsku. Niekończący się spór między Francją i Hiszpanią doprowadził w 1923 r. do utworzenia Międzynarodowej Strefy Wolnego Handlu. Z przerwą (1940-1945) spowodowaną II wojną światową, kiedy Tanger znalazł się pod okupacją hiszpańską, strefa ta istniała do 1956 r. Była zarządzana przez dziewięciu konsulów państw zachodnich. Stała się prawdziwym rajem – bez wiz, ceł, przepisów, podatków itd. Wszystko to nie sprzyjało bynajmniej oficjalnym interesom. Kwitł za to przemyt, spekulacja, pranie pieniędzy, handel walutami, nawet podczas wojny. Właśnie przez Tanger w 1943 r. hitlerowcy przerzucili do Anglii podrobione w Sachsenhausen angielskie funty.
Po wojnie narodziła się nowa legenda Tangeru. Na medinie pojawili się banici wszelkiej maści. Wszystko było dozwolone. Wyjęci spod prawa nadrabiali zaległości. Zbiegli kolaboranci i naziści, lekarze bez praw, ekskomunikowani księża, alkoholicy i homoseksualiści zamierzali zacząć tam życie od początku. Takie miejsce ściągało także ekscentryków o rozmaitych korzeniach. Nie omijali go przypływający luksusowymi jachtami znakomici turyści – Maria Callas, Marion Chesney, Charlie Chaplin, Greta Garbo, Aristotelis Onasis i jego żona Jacqueline. Na urodziny miliardera Forbesa przyleciał z Nowego Jorku concord z Barbrą Streisand i Henrym Kissingerem na pokładzie. W latach 60. zwabieni marihuaną, kifem, wolnym seksem i brakiem ograniczeń zaczęli przybywać masowo hipisi, zwłaszcza od czasu przyjazdu do Tangeru The Rolling Stones.
Po wielu latach powróciłem do Tangeru. Spędziłem tam kiedyś cztery lata. Przed wieczorem przysiadłem na ławce przy Grand Socco. Plac jest dzisiaj schludny, są trawniki, fontanna. Zniknęły gdzieś setki straganów. Słychać monotonną muzykę arabską. Tanger niby taki sam, żyje, ale inaczej.

Archiwum