28 stycznia 2022

Kto ma problem ze wskaźnikiem?

Skala umieralności nadmiarowej z ostatnich dwóch lat kładzie się cieniem na naszej polityce zdrowotnej i funkcjonowaniu systemu opieki zdrowotnej. Wskaźnik ten obejmuje wszystkie nadmiarowe zgony, niezależnie od ich przyczyny, czyli także te pośrednio związane z COVID‑19 lub z ogólnym funkcjonowaniem systemu ochrony zdrowia w czasie pandemii. Dlatego przyjmuje się, że jest on lepszym wskaźnikiem radzenia sobie z pandemią przez poszczególne kraje niż liczba zgonów bezpośrednio związanych z COVID-19. Wiemy chociażby, że istnieją różnice w sposobie rejestrowania i kodowania tych zgonów, a także wiarygodności danych dotyczących zakażeń koronawirusem.

MAREK BALICKI

Wskaźnik umieralności nadmiarowej wypada u nas gorzej niż źle. W niedawno przedstawionym raporcie OECD Polska znalazła się na niechlubnym drugim miejscu, jeśli chodzi o liczbę nadmiarowych zgonów w przeliczeniu na milion mieszkańców. Wyprzedził nas tylko Meksyk. Analiza objęła 35 krajów należących do OECD w okresie od stycznia 2020 r. do końca czerwca 2021. Liczba nadmiarowych zgonów w Polsce sięgnęła w tym okresie 3,6 tys. na milion mieszkańców przy średniej dla OECD wynoszącej około 1,5 tys. Skutki czwartej fali z ostatnich miesięcy 2021 r. wskaźnik dla Polski bez wątpienia pogorszą. Nie trzeba dodawać, że wysoka liczba zgonów nadmiarowych skutkuje skróceniem oczekiwanej długości życia.

Duże różnice w tym zakresie między poszczególnymi krajami OECD wynikają nie tylko z czynników będących poza bezpośrednim wpływem rządów, takich jak struktura demograficzna populacji czy występowanie czynników ryzyka, ale przede wszystkim z przyjętych strategii ograniczania i łagodzenia skutków pandemii oraz zdolności dostosowania się systemów opieki zdrowotnej do nowych wyzwań związanych z pandemią. Dlatego krytyka kierowana pod adresem Ministerstwa Zdrowia, począwszy od drugiej fali, nie może nikogo dziwić. Zwłaszcza w kontekście nadmiarowych zgonów.

Tymczasem, zamiast wzięcia przez ministerstwo odpowiedzialności za te zgony, mamy obwinianie pacjentów. Nie opracowano raportu z pogłębionymi analizami i wnioskami na przyszłość. Jest za to zdumiewająca w kontekście zgonów wypowiedź rzecznika prasowego resortu, że „gros problemów z dostępnością leży po stronie pacjentów” i „bardzo wielu z nich wystraszyło się COVID-19”. A co zrobił rząd, by tak nie było? Bertolt Brecht powiedziałby w tej sytuacji, że jeśli społeczeństwo nie odpowiada władzy, powinna ona sobie je wymienić.

Impulsem do zmian może stać się akt rozpaczy, jakim była rezygnacja z funkcji większości członków Rady Medycznej ds. COVID-19. Napisali, że powodem podania się do dymisji były rozbieżności między przesłankami naukowymi i medycznymi a praktyką, które stały się szczególnie jaskrawe w kontekście bardzo ograniczonych działań w obliczu fali jesiennej, a potem wobec zagrożenia wariantem Omikron, mimo przewidywanej olbrzymiej liczby zgonów.

Najwyższy też czas, by w gremiach kierowniczych ochrony zdrowia znaleźli się także specjaliści zdrowia publicznego. Wśród ośmiu najważniejszych osób odpowiadających za system (kierownictwo resortu i szefowie NFZ i GIS) nie ma obecnie takiej osoby, a tylko jedna ma wykształcenie medyczne. Zmiana w tym obszarze może ułatwić przywrócenie partnerskiej współpracy ze środowiskami medycznymi. A jest ona konieczna.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum