17 lutego 2006

Uważam, że…

Państwo zamówi kształcenie?
Szef rządu Kazimierz Marcinkiewicz zapowiada utworzenie Narodowego Centrum Badawczego, które stanowić będzie nowy impuls dla rozwoju nauki, stylu nauki i gospodarki w Polsce – głosi komunikat zamieszczony na stronie internetowej Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Według Kazimierza Marcinkiewicza najlepsze polskie uniwersytety i uczelnie techniczne wymagają wzmocnienia, umożliwiającego wprowadzenie reform w sposobie kształcenia. Mówił o tym w styczniu, na Uniwersytecie Jagiellońskim, w czasie spotkania ze środowiskiem naukowym Krakowa. Prezes Rady Ministrów podkreśla, że obowiązujący na polskich uczelniach system limitów miejsc na poszczególnych kierunkach nie odpowiada potrzebom państwa, a istnieją kierunki i zawody niezbędne do rozwoju Polski. Stąd jednym z najważniejszych elementów zmian będzie zamawianie przez państwo kształcenia na najlepszych kierunkach, na najlepszych polskich uczelniach.
Na sprecyzowanie, które to uczelnie i kierunki są najlepsze, i pod jakim kątem, pewnie przyjdzie nam jakiś czas poczekać. A tak naprawdę potrzebna jest diagnoza – jak uratować to, co już jest! Zanim bowiem powstanie rządowa diagnoza dotycząca kierunków medycznych, może okazać się, że – jak piszą w „Newsweeku(nr 4/06) Bernadetta Waszkielewicz i Dariusz Wilczak – niedługo w Polsce zostaną tylko kamasze, bo lekarze wyjadą za granicę.
A wtedy… państwo zamówi kształcenie! A jak wykształci, to nowo wykształceni lekarze też wyjadą, bo nikt nie pomyśli, że jak się wykształcą, to chcieliby pracować za godziwe pieniądze, w godziwych warunkach, i jeszcze chcieliby np. specjalizować się, a pacjenci chcieliby dostać się do np. do okulisty czy ortopedy w ciągu tygodnia, a nie – w następnym półroczu.
Chciałbym zostać w kraju, ale przeraża mnie coraz większa bieda szpitali – mówi w”Newsweeku” Marek Derkacz (Lublin), a nasz kolega z Warszawy Tomek Skajster pakuje walizki – jedzie do Niemiec, bo chciał być neurochirurgiem, ale polska klinika zaproponowała mu otwarcie specjalizacji w roku 2009.

Andrzej Włodarczyk

Archiwum