2 sierpnia 2013

Zdrowie bez polityki

Paweł Walewski

Polityce wstęp wzbroniony – takie hasło w połowie lat 90. XX w. umieścił ówczesny szef resortu prof. Ryszard J. Żochowski w wejściu do gmachu Ministerstwa Zdrowia. Posłanka Prawa i Sprawiedliwości Jolanta Szczypińska chyba wtedy nie bywała na Miodowej, bo zapamiętałaby ten napis. Wyśmiewano się wtedy z niego, zarzucając pomysłodawcy naiwność, bo przecież kto jak kto, ale minister powinien wiedzieć, że zdrowie to sprawa polityczna, i nie ma takiego kraju na świecie, gdzie udałoby się oddzielić obie sfery od siebie. Po latach okazuje się, że polityka ministra Żochowskiego, przejawiająca się w formułowaniu antypolitycznych apeli, była niewinną próbą utemperowania politykierstwa na medycznym szczycie władzy, co dziś należy wspomnieć z nostalgią. Obecni politycy nie mają już żadnej skromności ani hamulców, a Jolanta Szczypińska wdrapała się w czerwcu na szczyt nie tylko politycznej, ale też zwyczajnie ludzkiej nieodpowiedzialności.
Otóż członkini Sejmowej Komisji Zdrowia poinformowała w audycji radiowej, że zrezygnowała z leczenia onkologicznego w akcie solidarności z osobami, które nie mają możliwości poddania się kuracji. Przy czym pani poseł nie poinformowała dziennikarzy ani słuchaczy, na co choruje i jakiego leczenia odmawia. Byłoby to słuszne, gdyby swojej decyzji nie upubliczniała, jednak w tym kontekście epatowanie publiczności własnymi problemami zdrowotnymi nie ma nic wspólnego z niedawnym szumem medialnym wznieconym przez Angelinę Jolie. Podczas gdy aktorka zachęciła kobiety do badań onkologicznych i w pewnym sensie nawet do dramatycznej kuracji, nasza pseudocelebrytka z ław poselskich uczyniła krok odwrotny.
Polityczna wypowiedź i polityczna decyzja przedstawicielki opozycji, wymierzona oczywiście w rząd, który – jak rozumiem – utrudnia pacjentom chorym na raka leczenie, a nawet wręcz je uniemożliwia, to przykład skrajnej niedojrzałości. O ile pamiętam, długa działalność Jolanty Szczypińskiej, prowadzona w parlamencie i na Pomorzu już za czasów rządów PiS, w żaden sposób nie ułatwiała pacjentom tego leczenia. A jako posłanka już dawno miała szansę pracować nad poprawą leczenia onkologicznego i dostępem do terapii, zamiast obrażać się na rząd i jeszcze udawać przed rzeszą pacjentów, że odmawia kuracji w politycznym akcie nieposłuszeństwa. Jaki kraj – tacy politycy; jacy politycy – taka ochrona zdrowia. Minister Żochowski byłby pewnie wielce zniesmaczony tą sytuacją, choć jego wola niewpuszczania polityki do szpitali nie odniosła żadnego skutku. Następcy prof. Żochowskiego nigdy nie wyzwolili się spod przymusu łączenia polityki ze zdrowiem. Żaden temu nie przeciwdziałał. Swoją drogą ten, który powie, że posiada taką moc, nie powinien nigdy obejmować tego stanowiska – jest fantastą, a złudzenia w rządzeniu to największy grzech.

Autor jest publicystą „Polityki”.

Archiwum