5 lutego 2007

Zapomniano o rezydentach?

Mimo że mamy już 2007 rok, chciałbym raz jeszcze nawiązać do burzliwej końcówki ubiegłego roku. A dokładniej do wywalczonej przez lekarzy podwyżki. Jak wiadomo, wspólnymi siłami pracowników służby zdrowia udało się wynegocjować zwiększenie wynagrodzenia zasadniczego. Podwyżki objęły w zasadzie cały personel biały oraz administrację placówek zdrowotnych. Jednakże przy rozdziale środków zapomniano o dość licznej grupie lekarzy, a mianowicie o rezydentach. Ci ostatni nie dostali żadnej podwyżki. Chociaż również są lekarzami i razem ze swoimi kolegami zatrudnionymi na etatach, ramię w ramię brali udział w protestach i późniejszych negocjacjach płacowych.
Co gorsza, część rezydentów nawet straciła na uchwalonych podwyżkach, gdyż ze względu na wyrównanie podstawowych pensji w swoich ośrodkach straciła korzystny dla nich przelicznik dyżurowy (stawka za 1 godz. pełnienia dyżuru, która jest zależna od podstawy wynagrodzenia).
Jako postronny obserwator mogę zrozumieć, że rezydenci, zatrudnieni bezpośrednio przez MZ, a nie przez ośrodki zdrowia same w sobie, są finansowani
z innej puli funduszy oraz że podlegają pod inne zwierzchnictwo. Rozumiem też, że warunki ich pracy i płacy określa oddzielna ustawa. Jednak, jako rezydent z krwi i kości, nie mogę zrozumieć, dlaczego pewna, wydawałoby się, prestiżowa grupa lekarzy (w końcu każdy, kto dostał rezydenturę, zdał trudny egzamin kwalifikacyjny) jest obecnie relatywnie najgorzej opłacaną mniejszością w całej służbie zdrowia. (…)

Piotr SŁAWIŃSKI
Szpital Praski w Warszawie

Archiwum