21 czerwca 2013

Pieniądze i etyka

NFZ przesadził. Podpisał w bieżącym roku umowy z placówkami na kwotę o 2,5 mld zł wyższą niż środki na świadczenia medyczne, którymi będzie dysponował. Dziury w budżecie funduszu można się było spodziewać. Ekonomiści przestrzegali, że spowolnienie gospodarcze będzie poważniejsze, niż optymistycznie zakładał minister finansów. Ale trudno znaleźć winnego, skoro planowanie budżetu NFZ odbyło się zgodnie z zapisami ustawy.
Winnego więc nie ma, ale kara będzie. A raczej liczne kary, które posypią się na szpitale. NFZ, by wybrnąć z trudnej sytuacji, będzie skwapliwie szukać nieprawidłowości w realizacji kontraktów. Każda nieprawidłowość skutkuje karą, którą fundusz odbiera sobie natychmiast w formie bieżących płatności. Jeśli okaże się, że kara była niezasadna, szpital może wywalczyć pieniądze w sądzie, lecz odzyska je za trzy lata albo pięć…
Polacy kontroli nie lubią i nie akceptują. A przeprowadzane przez NFZ wzbudzają szczególny opór. Ale nie może być inaczej, skoro służą one szukaniu i „odzyskiwaniu” pieniędzy, a nie poprawianiu działania placówek. Pokazał to dobitnie niedawny raport NIK. Duże szpitale miewają kontrole nawet kilka razy w roku, przychodnie – średnio raz na 14 lat. Potwierdziła to zresztą prezes Agnieszka Pachciarz, mówiąc, że NFZ kontroluje głównie te placówki, w których są największe przepływy pieniędzy. Takie kontrole stopniowo demoralizują kontrolowanych.
Przychodnie i szpitale tworzą jeden system, ale kontrolerzy szukają nieprawidłowości w każdym z tych segmentów oddzielnie. Kontrola NFZ pokazała np., że jedna trzecia dzieci została przyjęta na oddział pediatryczny niezasadnie. Szpital obłożono karą… akurat w tym czasie, kiedy media nagłośniły tragiczny przypadek śmierci małej Dominiki. Lekarz z nocnej pomocy do niej nie przyjechał, bo był tylko jeden, choć zakontraktowano trzech. Ale placówka mogła jeszcze latami tak działać, gdyby nie śmierć dziecka.
Ze względu na takie nastawienie funduszu nie należy się dziwić, że nocna pomoc lekarska to w sporej części fikcja istniejąca na papierze, że POZ w dużej mierze nie spełnia swoich zadań, a zdesperowany chory, potrzebujący szybkiej pomocy, szuka jej na najwyższym szczeblu, czyli w szpitalu.
W 2013 r. będzie mu znacznie trudniej ją uzyskać, bo szpitale są na celowniku NFZ, który walczy z dziurą budżetową. Lekarz z izby przyjęć musi się liczyć z realiami ekonomicznymi i zarządzeniami dyrektora, bo inaczej pogrąży swoją placówkę finansowo. Narastająca od lat presja na oszczędzanie znieczula.
I w tej właśnie sytuacji minister podjął się nowej misji. Apeluje do przyjaciół lekarzy, by dobro chorego było dla nich najwyższym prawem. Skuteczność takich apeli można z góry przewidzieć.
Marzę o tym, by dobro chorego stało się kiedyś najwyższym prawem dla ministra zdrowia i dla NFZ. Na razie w ich działaniach tego nie widać.

Elżbieta Cichocka

Archiwum