4 września 2020

Co dwie głowy to nie jedna? Nie w tym przypadku

W ubiegłorocznej kampanii społecznej „Polska to chory kraj” jeden z postulatów brzmiał: „Utworzenie wspólnego Ministerstwa Zdrowia i Polityki Społecznej już od nadchodzącej kadencji parlamentu”. Nowa kadencja parlamentu nadeszła, a podział ministerstw został utrzymany. Politycy zapowiadają zmiany w rządzie i jego strukturze jesienią, ale akurat o resortach zdrowia oraz pracy, rodziny i polityki społecznej się nie mówi. Zapytaliśmy ekspertów, czy ich zdaniem połączenie ministerstw byłoby dobrym pomysłem, a jeśli tak, to dlaczego?

Dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego: Idea połączenia wspomnianych resortów jest słuszna i była już realizowana w latach 1960–1999, gdy istniało Ministerstwo Zdrowia i Opieki Społecznej. Od lat pojawiają się głosy wielu środowisk wskazujące na potrzebę zastosowania takiego rozwiązania i korzyści z niego wynikające. Przy braku odwagi politycznej do organizacyjnego połączenia tych resortów, apeluje się o zwiększenie ich integracji funkcjonalnej. Rozumiem przez to wprowadzenie zintegrowanych programów opieki zdrowotnej i pomocy społecznej, koordynowanych z wykorzystaniem nowoczesnych technologii informatycznych i informacyjnych. Konieczne w tym procesie jest zredefiniowanie ról poszczególnych dostawców usług i stworzenie ram prawnych dla nowych mechanizmów, w tym finansowych, które będą motywowały do kompleksowej opieki nad pacjentem w całym cyklu życia, zależnie od indywidualnych potrzeb.

Efektywne realizowanie celów zdrowotnych i polityki społecznej, a także zarządzanie dostępnymi w tych obszarach zasobami jest możliwe wtedy, kiedy prace są koordynowane przez jeden podmiot. Instytut, którym kieruję, od wielu lat zajmuje się analizą kosztów związanych z chorobą ponoszonych przez NFZ na finansowanie świadczeń, a także kosztów społecznych pokrywanych przez ZUS. Wielokrotnie powtarzałam tezę, że wydatki Zakładu Ubezpieczeń Społecznych są lustrzanym odbiciem systemu opieki zdrowotnej. Bardzo często długie absencje w pracy, renty w młodym wieku są skutkiem deficytów w opiece zdrowotnej: mało skutecznej profilaktyki, ograniczonej dostępności wczesnej diagnostyki, skutecznego leczenia oraz rehabilitacji. Ograniczane przez lata inwestycje w zakresie zdrowia i wciąż niskie, na tle krajów OECD, nakłady skutkują gorszymi wskaźnikami zdrowotnymi Polaków w porównaniu z notowanymi u europejskich sąsiadów. Choroby często wykluczają z aktywności zawodowej, a to wpływa na skalę wydatków związanych ze zwolnieniami lekarskimi oraz rentami.

W niewielu państwach resorty zdrowia i opieki społecznej są oddzielone. Oczywiście, patrząc na Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej, widzimy, że to wielka instytucja, z licznymi uprawnieniami i szeroką odpowiedzialnością. Dlatego w kontekście połączenia obu resortów myślimy przede wszystkim o zintegrowaniu polityki zdrowotnej z opieką społeczną. Uważam, że pozostałe zakresy odpowiedzialności MRPiPS, w szczególności związane z polityką demograficzną, zatrudnieniem, systemem emerytalnym itp., powinny pozostać w kompetencjach tego resortu i być silnie koordynowane z polityką gospodarczą.

Zbliżanie się ku sobie zdrowia i opieki społecznej już teraz bardzo dobrze przebiega w strukturze organizacyjnej urzędów marszałkowskich, które od lat zarządzają tym obszarem z poziomu Departamentu Zdrowia i Polityki Społecznej. To dowodzi, że istnieje potrzeba integracji polityki społecznej i polityki zdrowotnej, ale także jeszcze większego upodmiotowienia władz regionalnych w realizacji zadań z tym związanych. Polska jest dużym krajem, o heterogenicznych potrzebach społecznych uzależnionych od stopnia rozwoju danego regionu, od bardzo zróżnicowanej struktury zasobów lokalnych. Wyższy poziom decentralizacji i dostęp do narzędzi koordynacji regionalnej dawałby większą efektywność rozpoznawania i zaspokajania potrzeb oraz gospodarowania zasobami. Jeszcze lepszych efektów integracji można się spodziewać na poziomie powiatów. Gdybyśmy wcześniej zadbali o instrumenty prawne umożliwiające funkcjonalne łączenie tych obszarów, być może nie musielibyśmy mówić o połączeniu organizacyjnym ministerstw, zwłaszcza że politycy – mam wrażenie – są na to najmniej gotowi, a przecież potrzebujemy w tej materii postępu.

Dr n. med. Jarosław Biliński, wiceprezes ORL w Warszawie: Walcząc o podniesienie nakładów na ochronę zdrowia, często spotykaliśmy się ze stopującymi nas komunikatami od ministrów, że domagamy się pieniędzy pochodzących z funduszu będącego w dyspozycji innego członka rządu, który nie chciał z nich dla nas nic uszczknąć. Finansowanie jednego obszaru pochodzi zatem de facto z wielu źródeł. To utrudnia ujednolicenie celów, na jakie pieniądze są przekazywane. Po drugie, Ministerstwo Zdrowia czasem planuje zadania, nie wiedząc, co szykuje Ministerstwo Pracy, Rodziny i Polityki Społecznej, dlatego bywa, że wydatki się dublują, a pieniądze są marnotrawione. Po trzecie, polityka społeczna nierozerwalnie wiąże się z ochroną zdrowia. Często ludzie, którzy korzystają z opieki społecznej, mają jednocześnie różnego rodzaju problemy zdrowotne. Wydatki państwa związane z takimi osobami powinny być planowane wspólnie na oba obszary. Tymczasem mamy Polskę resortową, w której każde ministerstwo próbuje wyszarpać dla siebie jak najwięcej, by utrzymać swoją biurokrację. Nie zgadzam się z tym modelem. Uważam, że powinno się wrócić do systemu sprzed lat, w którym zdrowie i polityka społeczna leżały w kompetencjach jednego ministerstwa, by wydawać środki efektywniej.

Co więcej, ze względu na mocną pozycję ministra finansów w Radzie Ministrów wiele jego decyzji dotyczących podziału tortu, jakim są przychody budżetu państwa, jest ostatecznych. Osoba stojąca na czele tak potężnej instytucji jak połączone ministerstwa zdrowia i polityki społecznej powinna mieć rangę wicepremiera. Dzięki temu łatwiej by jej było dyskutować z ministrem finansów.

Oprac. Michał Niepytalski

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum