9 kwietnia 2018

Zakażenie emocjonalne

Na CZASIE

Krystyna Knypl

Tradycyjnie szerzej rozprzestrzeniające się zimą infekcje dróg oddechowych w tym roku zostały wyparte przez szybko namnażające się patogeny zakażenia emocjonalnego. To specyficzne schorzenie zaatakowało szerokie rzesze obywateli w Polsce i wielu innych krajach połączonych wspólną przeszłością wojenną. Cechą powodującą wybuch zakaźnych emocji jest odmienne podejście interpretacyjne do tych samych
faktów.

Od dawna wiadomo, że emocje są zaraźliwe. Pierwszy zwrócił na to uwagę Carl Gustav
Jung w 1935 r., podczas jednego ze swoich wykładów. Rozważania o zakażeniu społecznym były modne w XIX w., gdy debatowano o zbiorowych histeriach i psychozach. Wszyscy spotkaliśmy się z zaraźliwym śmiechem. To skądinąd sympatyczne zjawisko jest współcześnie wypierane przez zaraźliwą nienawiść, szerzącą się głównie przez media internetowe.

Wszystkie takie zjawiska są określane mianem zakażenia społecznego. Obejmuje ono przenoszenie procesów behawioralnych, poznawczych i afektywnych. Koncentrując się na zagadnieniach związanych z afektem, trzeba odróżnić nastrój od emocji. Uważa się, że nastrój jest zjawiskiem rozciągniętym w czasie, o niewielkim natężeniu, powstającym stopniowo. Trudno określić początek nastroju, jego największe nasilenie oraz zakończenie. Emocje zaś są krótkotrwałe, intensywne, mają wyraźny początek i zakończenie. Odróżnia się więc zakażenie nastrojem i zakażenie emocjonalne. Oba stany zaliczane są do zakażenia afektywnego.

Stany zakażenia emocjonalnego mogą służyć komunikacji między ludźmi. Do niedawna badania nad zakażeniem emocjonalnym były prowadzone na niewielkich grupach i dlatego nie zawsze można było wnioski z nich rozciągać na większe populacje.

Klinicyści nie zajmują się szczęściem

Klasycznie wykształceni klinicyści nie zajmują się szczęściem, jest ono poniżej ich naukowej uwagi. A powinni! Na łamach „British Medical Journal” w 2008 r. ukazało się doniesienie „Dynamic spread of happiness in a large social network: longitudinal analysis over 20 years in the Framing ham Heart  Study”(http://www.bmj.com/content/337/bmj.a2338.abstract?ijkey=130f0b51ace2ebfa392 108016931fb9f20cb6640&keytype2=tf_ipsecsha). Zbadana w zakresie czynników ryzyka schorzeń układu krążenia populacja miasteczka Framingham, niedaleko Bostonu, została poddana jeszcze jednej analizie przez Jamesa H. Fowlera z Department Political Science, University of California oraz Nicholasa A. Christakisa z Department of Health Care Policy, Harvard Medical School i Department of Sociology, Harvard University. Ciekawe, że populacją Framingham zainteresowali się przedstawiciele nauk społecznych, a nie stricte medycznych, jak to miało miejsce do tej pory.

Celem było sprawdzenie, czy uczucie bycia szczęśliwym może rozprzestrzeniać się z osoby na osobę w sieci społecznej i czy istnieją nisze szczęścia w obrębie tej sieci. Badaniem objęto 4739 osób w okresie od 1983 do 2003 r. Szczęście mierzono (tak!) w skali czterostopniowej oraz przez analizę zachowań. Okazało się, że gdy ktoś jest szczęśliwy, jego przyjaciołom zamieszkałym w odległości nie większej niż 1 mila (1,6 km) udziela się to uczucie. O 25 proc. czują się bardziej szczęśliwi. Podobnie, jak z najbliższymi sąsiadami, ma się sprawa ze współmałżonkami i rodzeństwem – im też udziela się stan szczęśliwości. Nieszczęścia i frustracji nie badano, ale można sądzić, że udzielają się na podobnych zasadach.

Epidemia otyłości

Wszyscy znamy to określenie, ale nie bierzemy pod uwagę jego zakaźnego charakteru. A może powinniśmy? Wskazuje na to inne badanie przeprowadzone na społeczności
Framingham. Wyniki opublikowano na łamach „The New England Journal of Medicine” (N Engl J Med. 2007 Jul 26;357(4):370-9. Epub 2007 Jul 25). Doniesienie ma tytuł „The spread of obesity in a large social network over 32 years”, a autorami są N.A. Christakis i J.H. Fowler. W okresie 1971–2003 na grupie 12 067 osób oceniano, czy BMI danej osoby ma jakiś związek z BMI jej rodziny, krewnych oraz przyjaciół. Okazało się, że ryzyko stania się otyłym zwiększa się o 57 proc., gdy mamy grubasa w rodzinie lub wśród przyjaciół. Gdy nasz brat lub siostra cierpią na otyłość, nasze ryzyko zostania osobą otyłą rośnie o 40 proc., a gdy wysokie BMI ma jeden małżonek, ryzyko wzrostu BMI u drugiego zwiększa się o 37 proc.

Epidemia nastrojów udzielonych

Przedstawione tu badania dotyczyły zdarzeń z życia codziennego. Ktoś miał realny powód, aby być szczęśliwym, i podzielił się wiadomością o swoim szczęściu z sąsiadem. Ktoś lubiący grillować zaprosił na wspólną degustację swojego sąsiada raz, drugi… i obaj popadli w nadwagę lub otyłość.

W dobie mediów masowych i Internetu duża część naszego życia dzieje się w środowisku elektronicznym. I okazuje się, że tu również jest miejsce na zakaźne nastroje. Przekonano się o tym w sposób naukowy, testując użytkowników Facebooka, a wyniki badań – a raczej manipulacji – opublikowano w „Proceedings of the National Academy of Sciences of the United States of America” w 2014 r., w artykule Adama D.I. Kramera i wsp. zatytułowanym „Experimental evidence of massive-scale emotional contagion through social net-works” (http://www.pnas.org/content/111/24/8788.full).

W 2012 r., w okresie od 11 do 18 stycznia, poddano testom ponad 155 tys. użytkowników Facebooka. W pierwszej badanej grupie umieszczano wiadomości o pozytywnym wydźwięku, w drugiej o wydźwięku negatywnym. Analizując komentarze użytkowników portalu, stwierdzono szerzenie się emocji przez posty pisane przez internautów, przy czym większą siłę oddziaływania i większy zakres szerzenia się miały posty z wiadomościami negatywnymi. Stwierdzono też, że lektura informacji umieszczanych na Facebooku
w sposób znamienny wpływała na nastrój użytkowników. Mimo że negatywne wiadomości nie pochodziły z realnego świata, realnie oddziaływały na ludzi.

Czy tylko Facebook posługuje się taką manipulacją? Nie! – odpowie każdy uczestnik życia społecznego w każdym kraju. Wszystkie rządy manipulują opinią społeczną, mając na względzie swój polityczny interes. Jako środowisko lekarskie codziennie doświadczamy manipulacji opinią społeczną na temat funkcjonowania systemu ochrony zdrowia. Choć współcześnie dostęp do usług medycznych jest szerszy niż kilkadziesiąt lat temu, poziom niezadowolenia pacjentów jest o wiele wyższy.

Jako Polacy doświadczamy okresowo manipulacji społeczną opinią międzynarodową na temat naszego kraju. Czytamy w Internecie, jak to wszyscy na świecie zamartwiają się stanem demokracji w naszym kraju, jakością prawa lub interpretacją przeszłości. Mam bardzo zdystansowany stosunek do tych opisów zamartwiania się międzynarodowej społeczności sprawami Polski od czasu pewnej rozmowy z kelnerem w Dallas.

Hej, John! Pomóż mi obsłużyć ten automat do nalewania kawy – zagaiłam do kelnera w sali śniadaniowej.

Nie umiesz obsłużyć tego automatu? – zdziwił się kelner.
A skąd jesteś?

Jestem z Warszawy – odpowiedziałam. Na twarzy kelnera malowała się perfekcyjna pustka.

Z Warszawy, z Polski – dodałam z uprzejmym uśmiechem.

A gdzie leży Polska? – zainteresował się kelner. – To gdzieś na północy?

W Europie – odpowiedziałam resztkami sił i, nie czekając na następne pytanie młodego Amerykanina, który najwyraźniej nie uważał na lekcjach geografii, oddaliłam się defiladowym krokiem do swojego stolika.

Jak wniosek płynie z tej opowieści? Miliony ludzi na całym świecie żyją swoimi, lokalnymi sprawami, a sprawy dotyczące osób z odległych krajów, o których często nic nie wiedzą, nie zajmują nawet na chwilę ich uwagi.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum