3 października 2007

Moim zdaniem – Dobry Ludwik Dorn

Mam szczery żal do tych koleżanek i kolegów lekarzy, którzy niepochlebnie wyrażają się o marszałku Sejmu, a szczególnie o jego wypowiedziach pod adresem medyków. Bo czyż nie troską o naszą społeczność podyktowane były słowa: „Lekarzy weźmiemy w kamasze”? I tu chciałbym kolegom uzmysłowić dobro tej wypowiedzi.

Czy może być lepsze zajęcie niż bycie lekarzem w wojsku? Lekarz dostaje stopień oficerski, ma „lekką pracę” i lepszą płacę niż w cywilu. Ma za darmo wikt
i opierunek. Poza tym się nie przepracowuje. Musi od czasu do czasu sprawdzić, czy żołnierze nie mają wszy i czy im się nogi nie pocą.
Autorytet lekarza w wojsku jest znacznie wyższy niż w cywilu. Z dowódcą jednostki często jest on „na ty”. W czasie wolnym od służby, a najczęściej w czasie świąt kościelno-państwowych, lekarz „w kamaszach” może się odprężyć i pojechać (niby służbowo) czołgiem lub wozem pancernym po alkohol do najbliższego sklepu. Niepotrzebny mu samochód z garażu. Nikt mu nic nie zrobi.
Istnieje też duże prawdopodobieństwo, że jego jednostka może być wizytowana przez najwyższe władze państwowe. Wtedy istnieje szansa, że zobaczyłby z bliska twarz ministra Szczygły. Ba, może nawet udałoby mu się z nim porozmawiać. Co za zaszczyt!

Lekarz w wojsku nie musi się martwić, że po 5 latach straci prawo do wykonywania zawodu, nawet jeśli z leczeniem nie ma nic wspólnego. Może też wyjechać do Iraku lub Afganistanu i tam sobie postrzelać.
Słynne słowa dobrego Ludwika Dorna: „Zobacz lekarzu, co masz w garażu” też nie powinny nas obrażać. Będąc w kamaszach, można sprzedać swój samochód. W pustym już garażu stęskniona żona może np. hodować pieczarki.
Biorąc pod uwagę takie perspektywy, nie zdziwiłbym się, gdyby nastąpił masowy odpływ lekarzy z cywila do wojska.
Może się jednak zdarzyć, że w ramach dyspozycyjności część lekarzy „w kamaszach” zostanie skierowana do cywilnej służby zdrowia. I tak np. lekarz ze specjalizacją z chorób zakaźnych może być skierowany na kardiochirurgię (Znam to z autopsji. Mając tytuł doktora nauk medycznych z radiologii, zostałem ordynatorem polowego oddziału wewnętrznego tylko dlatego, że miałem ten tytuł, zaś znakomity anatomopatolog, nieżyjący już doc. Andrzej Rosnowski, został
w jednostce szefem od WF). W wojsku wszystko jest możliwe.

Mam prośbę do przewodniczącego ORL Andrzeja Włodarczyka, aby w najbliższym „Pulsie” odwołał swoje zastrzeżenia co do wypowiedzi naszego dobrego marszałka – Ludwika Dorna.

Jerzy BOROWICZ
emerytowany
podporucznik WP

Archiwum