16 czerwca 2004

Taki sobie casus.. – Psychiatra uczestniczy w porwaniu człowieka

4 października 200… roku, około godziny 20.00, do pana Stanisława Z.1 zatelefonował jego czterdziestosiedmioletni syn Jerzy Z., żądając od ojca pożyczki w wysokości 3 tysięcy złotych. Stanisław Z. odmówił jej udzielenia. Należy wyjaśnić, że jest on człowiekiem w podeszłym wieku. Od bardzo długiego czasu (prawdopodobnie „od zawsze”) między nim i synem trwał głęboki konflikt. Szczegółów tego konfliktu sąd lekarski nie wyjaśniał. Zeznając przed sądem, pokrzywdzony zeznał, że według jego wiedzy syn jego jest narkomanem i potrzebował znacznych sum na zaspokojenie nałogu. Podejrzewając, że owe 3000 złotych zostałoby przeznaczone na środki odurzające, Stanisław Z. odmówił. Ojciec i syn pokłócili się przez telefon, w sprzeczce prawdopodobnie padały jakieś „mocne słowa”, być może także pogróżki. Jerzy Z. twierdził potem, że ojciec wypowiedział przez telefon zdanie: „Porozwalam wam łby” („wam” to znaczy jemu i jego matce, z którą rozstał się przed wielu laty).
Tej samej nocy do drzwi mieszkania Stanisława Z. ktoś zadzwonił. Godziny, o której to się stało, sąd nie zdołał ustalić na pewno, prawdopodobnie jednak było to między 2.30 a 3.30.
Stanisław Z. podjął rozmowę z nieznanym sobie osobnikiem przez uchylone drzwi, zabezpieczone łańcuchem. Obcy oświadczył, że jest lekarzem, który zajmuje się Jerzym, tzn. synem p. Stanisława Z., oraz że syn jego znalazł się w jakichś kłopotach (nie wyjaśnił, jakich). Stanisław Z. wiedział, że jego syn wcześniej podejmował próby samobójcze i że leczył się psychiatrycznie, uznał to wyjaśnienie za wiarygodne, zdjął łańcuch i otworzył drzwi. Do mieszkania weszli lekarz psychiatra Krzyszof C. oraz syn Stanisława Z., Jerzy Z.
Stanisław Z. pierwszy raz widział na oczy Krzysztofa C. Natomiast Jerzy Z. i Krzysztof C. znali się od dawna, a relacje między nimi były nader subtelne: otóż od pewnego czasu Jerzy Z. żył w konkubinacie z żoną lek. Krzysztofa C.2 Stanisław Z. utrzymywał także, iż obu panów łączy – według jego wiedzy – skłonność do używania środków odurzających.
Po wejściu do mieszkania lek. Krzysztof C. zaczął rozmawiać ze Stanisławem Z. W każdym razie Stanisław Z. uznał tę wymianę wypowiedzi za rozmowę; z jego zeznań wynikało, że lek. Krzysztof C. nie uprzedzał go, aby rozmowa ta miała mieć charakter badania psychiatrycznego3. Trwała ona około pół godziny. Stanisław Z. zeznał, iż w pewnej chwili Krzysztof C. zapytał go, czy ma w domu siekierę, na co odpowiedział, że ma tasak kuchenny. Natomiast w treści skierowania do szpitala psychiatrycznego, które lek. Krzysztof C. później wystawił, napisał on, że Stanisław Z. przechowywał przy drzwiach mieszkania siekierę dla obrony przed synem.
Przebieg rozmowy OSL ustalił w praktyce tylko na podstawie zeznań pokrzywdzonego. Wezwany w charakterze świadka Jerzy Z. przybył wprawdzie do OROZ, ale odmówił składania jakichkolwiek zeznań w tej sprawie4. Lekarz Krzysztof C., jak już wyżej wspomnieliśmy, złożył zeznania jako świadek, zresztą niezbyt obszerne i niemożliwe do wykorzystania w charakterze dowodu. Od momentu przedstawienia zarzutów nie pojawił się już ani razu przed OROZ, ani przed OSL (rozprawa odbywała się zaocznie). Zeznania Stanisława Z. były jednak na tyle spójne wewnętrznie, ponadto w zestawieniu z innymi dowodami, że sąd dał pokrzywdzonemu wiarę co do przebiegu wypadków owej nocy.
Po przeprowadzeniu rozmowy (czy też badania?) lek. Krzysztof C. powiedział Stanisławowi Z., że jest on człowiekiem niebezpiecznym dla otoczenia i że musi zostać hospitalizowany, a przewiezienie do szpitala w razie potrzeby nastąpi z użyciem przymusu. Pokrzydzony odmówił hospitalizacji. Obwiniony zatelefonował wówczas po karetkę i po chwili w mieszkaniu zjawili się sanitariusze. Pokrzywdzony zeznał, że nastąpiło to tak szybko, iż karetka musiała być przez Krzysztofa C. i Jerzego Z. przygotowana już wcześniej i prawdopodobnie cały czas czekała pod domem5. Po wejściu sanitariuszy Stanisław Z. poszedł do karetki, nie próbując stawiać oporu.
Krzysztof C. wystawił na nazwisko Stanisława Z. skierowanie do szpitala psychiatrycznego, a następnie wraz z Jerzym Z. i sanitariuszami przewieźli Stanisława Z. do szpitala. W izbie przyjęć szpitala psychiatrycznego w X pokrzywdzony został zbadany przez lek. Mariolę F. (drugą obwinioną w późniejszym postępowaniu przed OSL). Przy przyjęciu pacjenta do szpitala odnotowała ona: Kontakt dość dobry. Pacjent nieufny, pobudzony psychoruchowo. Przyspieszony tok myślenia. Zaburzenia uwagi średnio nasilone. Obniżony krytycyzm ksobny, interpretacje urojeniowe. Konfabulacje? Zaburzenia pamięci, głównie świeżej. Zaburzenia sprawności intelektualnej o uwarunkowanym nasileniu. W trakcie badania okresowo dysforyczny. Rozpoznanie wstępne: zespół otępienny. Uzależnienie od alkoholu. Dysforia. W wyjaśnieniach dodała, że Stanisław Z. był „pobudzony, wobec syna napastliwy”, zaatakował go, a Jerzy Z. robił wrażenie przestraszonego tym atakiem. Pacjentowi podano 50 mg Pernazyny. W sprawie tej zachodziła pewna dziwaczna niejasność. Z dokumentacji wynikało, że lek został podany w trybie przymusu bezpośredniego. Rzetelność dokumentacji budziła jednak zastrzeżenia: notatka w tej sprawie została nadpisana na innym, wcześniejszym zapisie, zamalowanym korektorem. Co było napisane wcześniej, sąd nie zdołał odcyfrować. Obwiniona wyjaśniła, że Pernazynę podano za zgodą Stanisława Z. Wreszcie, Stanisław Z. konsekwentnie zeznawał, że w ogóle przy przyjęciu do szpitala nie podawano mu żadnych leków (rzeczywiście mu nie podawano? nie pamięta tego?).
W pięć dni po przyjęciu Stanisława Z. do szpitala (10 października) Sąd Rejonowy w X, Wydział IV Rodzinny i Nieletnich orzekł, że w przypadku Stanisława Z. nie zachodziły przewidziane w ustawie o ochronie zdrowia psychicznego podstawy do przyjęcia go do szpitala psychiatrycznego bez jego zgody. Pokrzywdzony pozostał jednak w szpitalu na zasadach ogólnych, tj. dobrowolnie, aż do 19 października6. Po opuszczeniu szpitala stwierdził, że pod jego nieobecność Jerzy Z., posługując się wcześniej wystawionym przez ojca upoważnieniem, pobrał w dniach 6 i 8 października znaczne kwoty z książeczek oszczędnościowych Stanisława Z. (16940 zł 47 gr). Fakt ten został w postępowaniu dowiedziony za pomocą dokumentów, wystawionych przez bank PKO BP – wynikało z nich, że między 5 i 19 października Jerzy Z. dokonał serii wypłat – pierwsza z nich nastąpiła następnego dnia po przyjęciu Stanisława Z. do szpitala w X.
Ponadto Stanisław Z. zeznał, że z jego mieszkania zginęły różne cenne przedmioty ruchome, niewątpliwie skradzione przez Jerzego Z. podczas pobytu jego ojca w szpitalu.
Stanisław Z. złożył do Okręgowego Rzecznika Odpowiedzialności Zawodowej mazowieckiej OIL zawiadomienie o przewinieniu zawodowym, popełnionym przez lekarzy psychiatrów Krzysztofa C. i Mariolę F. Po przeprowadzeniu postępowania OROZ wniósł wniosek o ukaranie lek. Krzysztofa C. za to, że „bez zgody pacjenta Stanisława Z., wobec braku wskazań medycznych spowodował jego hospitalizację w szpitalu w X.” oraz lek. Marioli F. za to, że „pełniąc dyżur w izbie przyjęć szpitala w X., przypisała p. Stanisławowi Z. nie sprawdzone i nie udokumentowane objawy psychotyczne, co przyczyniło się7 do przyjęcia wyżej wymienionego bez jego zgody do szpitala”.
Mimo wielu wspomnianych wyżej wątpliwości – niektóre fakty w sprawie Okręgowy Sąd Lekarski uznał za niezbicie dowiedzione.
Po pierwsze – 5 października 200… r. Stanisław Z. został na kilka dni umieszczony bez własnej zgody w szpitalu psychiatrycznym.
Po drugie – został do szpitala przywieziony nocą przez lekarza psychiatrę Krzysztofa C., któremu towarzyszył syn pokrzywdzonego Jerzy Z.
Po trzecie – 10 października sąd powszechny uznał hospitalizację Stanisława Z. za bezpodstawną (w sensie braku podstaw do umieszczenia w szpitalu bez zgody)8.
Po czwarte – Jerzy Z. wykorzystał dwutygodniową nieobecność ojca w domu, aby okraść go z oszczędności i innych rzeczy.
Po zestawieniu powyższych faktów z pozostałym materiałem dowodowym OSL uznał za dowiedzione, że w nocy z 4 na 5 października 200… r. obwiniony lek. Krzysztof C., działając prawdopodobnie na prośbę swojego znajomego Jerzego Z., przybył wraz z nim do mieszkania Stanisława Z. w z góry powziętym zamiarze, aby skierować tego ostatniego na przymusową hospitalizację psychiatryczną, wiedząc, że w rzeczywistości nie ma powodów do takiej hospitalizacji. Inicjatorem tej akcji musiał być, zdaniem OSL, Jerzy Z., który wieczorem 4 października domagał się pożyczenia trzech tysięcy złotych, czego ojciec mu odmówił. Sąd uznał też, że z okoliczności wynika, iż obwiniony lek. Krzysztof C. „współdziałał z Jerzym Z. świadomie i w złej wierze”.
Z zeznań lek. Krzysztofa C.9, z treści skierowania, które on wystawił, wreszcie z wywiadu, który lek. Mariola F. zbierała częściowo od niego, wynika następująca wersja wydarzeń owej nocy: 4 października wieczorem zadzwonił do niego Jerzy Z., przerażony pogróżkami, które miał pod jego adresem wypowiadać ojciec. Poprosił o pomoc. Krzysztof C. zgodził się pojechać wraz z nim do miejsca zamieszkania Stanisława Z. Zbadał pacjenta i z wywiadu wywnioskował, że zachodzą podstawy do przymusowego przyjęcia Stanisława Z. do szpitala psychiatrycznego. Lekarz wystawił skierowanie, wezwał karetkę i uczestniczył w przewozie Stanisława Z. do izby przyjęć szpitala w X.
Podobny przebieg wydarzeń OSL uznał za „psychologicznie niemożliwy”, ponieważ 4 października wieczorem i później w nocy Stanisław Z. nie uczynił niczego takiego, co pozwalałoby wnioskować, że „z powodu zaburzeń psychicznych zagraża bezpośrednio swojemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób” (formułą taką posługują się przepisy art. 23 i 24 u. o ochr. zdr. psych.). Pod wieczór między Stanisławem Z. i Jerzym Z. doszło do telefonicznej kłótni o gwałtownym przebiegu. Jej powodem była odmowa pożyczenia synowi 3000 złotych. Niewykluczone, że w rozmowie Stanisław Z. groził „porozwalaniem łbów” (tak przynajmniej utrzymywał Jerzy Z., kiedy po przyjęciu ojca do szpitala jeden z zatrudnionych tam lekarzy zbierał od niego wywiad).
Poza opisaną rozmową nic więcej się nie działo. W jaki więc sposób Stanisław Z. okazał swoim zachowaniem, że zagraża bezpośrednio życiu względnie zdrowiu syna? Jak zauważył sąd lekarski, obu rozmówców „dzieliła przestrzeń i kabel telefoniczny”. Nie mieszkali wspólnie. Stanisław Z. to człowiek stary, schorowany i niedołężny. Był fizycznie niezdolny do natychmiastowego zagrożenia synowi. Wprawdzie (według treści wywiadu zebranego od Jerzego Z. podczas pobytu ojca w szpitalu) Stanisław Z. był dawniej człowiekiem gwałtownym i agresywnym, często bił syna i żonę, jednak według tych samych wypowiedzi Jerzego Z. agresja ojca od dawna była już wyłącznie werbalna.
Obwiniony wspólnie z Jerzym Z. przybyli do mieszkania Stanisława Z. w środku nocy. Było to około siedmiu godzin po telefonicznej kłótni. Aby dostać się do środka, Krzysztof C. użył podstępu i powiedział Stanisławowi Z. o rzekomych kłopotach, w których znalazł się jego syn. Znalazłszy się wewnątrz, zebrał wywiad, prawdopodobnie nawet nie informując swojego „pacjenta”, że właśnie jest na nim przeprowadzane badanie psychiatryczne. Uzyskał następujące informacje: Stanisław Z. pali dużo papierosów, pije sporo alkoholu, jest silnie skonfliktowany z synem. Ostatnio konflikt tak się zaostrzył, że Stanisław Z. pije ze zdenerwowania znaczne ilości Nervosolu. Dowiedział się też – rzekomo – że Stanisław Z. przechowuje w domu siekierę (czy też tasak kuchenny) z zamiarem, aby się w razie potrzeby móc obronić się przed synem. Ostatecznie powiadomił Stanisława Z., że jako osobnik groźny dla otoczenia zostanie przewieziony do szpitala, w razie potrzeby z użyciem przymusu.
Opisane wyżej fakty świadczą według OSL, że owej nocy Stanisław Z. nie stwarzał swoim zachowaniem bezpośredniego zagrożenia dla życia lub zdrowia ani swojego syna, ani tym bardziej jakichkolwiek innych osób. Nie sposób też uwierzyć, że lek. Krzysztof C. działał w dobrej wierze, dał się omamić Jerzemu Z. i rzeczywiście uwierzył w zagrożenie, stwarzane przez Stanisława Z. Jak to określił sąd, obwiniony „nie jest naiwnym dzieckiem, lecz profesjonalistą, dysponującym pewnym doświadczeniem zawodowym i życiowym”, wobec czego nie sposób uwierzyć, że tamtej nocy był on tylko niczego nierozumiejącym narzędziem w rękach Jerzego Z. Musiał być wtajemniczony w jego zamiary i wykorzystał swoje umiejętności zawodowe w taki sposób, aby ojciec Jerzego Z. trafił do szpitala psychiatrycznego. Sąd podkreślił również, że przez cały czas lek. Krzysztof C. „zachowywał się w taki sposób, jakby dążył jedynie do znalezienia pretekstu dla umieszczenia Stanisława Z. w szpitalu”. Nie było natomiast dowodów, że lek. Krzysztof C. wiedział, że jego znajomy wykorzysta pobyt ojca w szpitalu psychiatrycznym dla podjęcia działań na jego szkodę (dodamy od siebie: nie można oczywiście wykluczyć, że jednak to wiedział…).
Według OSL „nie zmienia to jednak zasadniczej oceny postępowania obwinionego, który drastycznie nadużył zawodu lekarza dla uwięzienia Stanisława Z. w szpitalu psychiatrycznym”.
Ostatecznie sąd uznał lek. Krzysztofa C. winnym tego, że „wiedząc o braku jakichkolwiek wskazań faktycznych do takiego postępowania, doprowadził do bezpodstawnej, przymusowej hospitalizacji pacjenta Stanisława Z. z naruszeniem przepisów ustawy o ochronie zdrowia psychicznego, co stanowi przewinienie zawodowe z art. 2 KEL w związku z art. 24 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego”. Czyn ten sąd uznał za tak głęboko sprzeczny z lekarskim powołaniem zawodowym, że orzekł wobec Krzysztofa C. karę zawieszenia prawa wykonywania zawodu na okres lat trzech (a więc najsurowszą możliwą karą tego rodzaju; „wyżej” ustawa o izbach lekarskich zna już tylko dożywotnie pozbawienie prawa wykonywania zawodu).
Jak widać, przewinienie, za które OSL skazał lek. Krzysztofa C., polegało na umyślnym, bezpodstawnym skierowaniu Stanisława Z. do szpitala psychiatrycznego. Natomiast przewinienie lek. Marioli F. polegało według sądu na niedołożeniu należytej staranności przy przyjmowaniu p. Stanisława Z. do szpitala.
Na początek krótko przypomnimy stan prawny obowiązujący w tej mierze. Według przepisów ustawy o ochronie zdrowia psychicznego zasadą jest dobrowolna hospitalizacja psychiatryczna (art. 22)10. Od tej zasady istnieją dwa wyjątki, kiedy lekarz jest władny zadecydować o niezwłocznym przyjęciu człowieka – choćby wbrew jego sprzeciwowi – do szpitala psychiatrycznego11.
* Osoba, która jest chora psychicznie i której dotychczasowe zachowanie wskazuje zarazem, że z powodu tej choroby zagraża bezpośrednio własnemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób może być przyjęta do szpitala psychiatrycznego bez swojej zgody (art. 23).
* Osoba, która być może jest chora psychicznie, ale zachodzą co do tego wątpliwości, i której zachowanie wskazuje zarazem, że z powodu zaburzeń psychicznych zagraża bezpośrednio swojemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób, może być przyjęta do szpitala psychiatrycznego bez swojej zgody wyłącznie dla wyjaśnienia tych wątpliwości. Okres pobytu w szpitalu w tym trybie nie może przekraczać 10 dni; w okresie tym nie może być prowadzone leczenie psychiatryczne, lecz tylko obserwacja (art. 24).
Stanisław Z. był przyjęty do szpitala w X z powołaniem się na art. 24 ustawy, co oznaczałoby, że 5 października zachodziły wątpliwości co do tego, czy jest on chory psychicznie, a obserwacja miała dopiero potwierdzić jego chorobę (czy też ją wykluczyć).
Legalność hospitalizacji w trybie z art. 24 ustawy wymaga spełnienia (między innymi) dwu warunków: 1. żeby dotychczasowe zachowanie osoby hospitalizowanej wskazywało, iż cierpi ona na zaburzenia psychiczne; oraz 2. żeby owo zachowanie wskazywało na to, że zagraża ona (z powodu zaburzeń psychicznych) bezpośrednio swojemu życiu albo życiu lub zdrowiu innych osób. Jak już wspomnieliśmy, Sąd Rejonowy orzekł, że 5 października podstawy te w odniesieniu do Stanisława Z. nie były spełnione. Okręgowy Sąd Lekarski podzielił to stanowisko.
Mariola F. popełniła swoisty błąd diagnostyczny, uznając Stanisława Z. za człowieka niebezpiecznego dla innych osób i na tej podstawie podejmując decyzję o umieszczeniu go w szpitalu. Samo w sobie nie przesądza to o popełnieniu przewinienia zawodowego. W psychiatrii nietrafna diagnoza „może się zdarzyć” tak samo, jak w innych gałęziach medycyny. Jednak diagnoza Marioli F. była nietrafna z tego powodu, że przy jej stawianiu nie wykazała ona dostatecznej staranności i rozwagi przy ustalaniu faktów. Brała ona za dobrą monetę wszystko, cokolwiek mówili jej Krzysztof C. i Jerzy Z. Jednocześnie interpretowała wszystkie znane sobie fakty na niekorzyść pacjenta12.
Obwinionej nie dziwił fakt, że dwu ludzi około trzeciej w nocy dokonało nieoczekiwanego najścia na dom Stanisława Z. Nie dziwiło jej to, że kolega – lekarz psychiatra – bez żadnego wyraźnego powodu postanawia o tak niezwykłej porze zbadać starego, mieszkającego samotnie człowieka, który w tym czasie spał w najlepsze, a nie biegał z siekierą po klatce schodowej. Biegły z zakresu psychiatrii, powołany przez OSL, skomentował sposób postępowania ze Stanisławem Z. jako „przypominający metody policyjne, a nie psychiatryczne”. Także sędziom Okręgowego Sądu Lekarskiego całe zdarzenie wydawało się wręcz niecodzienne (trzeba przyznać, że Stanisław Z. znalazł się w sytuacji, jak ze złego snu). Natomiast lek. Mariola F. nie była tym zdziwiona (później na rozprawie oświadczyła tylko, że w praktyce psychiatrycznej przypadki tego rodzaju zdarzają się…).
Informacje obwinionej na temat zagrożenia, jakie Stanisław Z. wraz ze swoim tasakiem miał stwarzać dla syna, były wzajemnie niespójne. Miała świadomość, że Stanisław Z. nie dopuścił się żadnych aktów agresji czy autoagresji, lecz tylko wypowiadał pogróżki pod adresem syna i miał ów nieszczęsny tasak. Wiedziała o jakimś zadawnionym i głębokim konflikcie między nimi. Wiedziała, że Stanisław Z. i Jerzy Z. nie mieszkają razem i widują się raczej rzadko13. Pacjent utrzymywał wręcz, że obecnie nie wpuszcza syna do domu. Jednocześnie w nocy 5 października Jerzy Z. miał powiedzieć Marioli F., że opiekuje się ojcem i przez to jest stale narażony na atak z jego strony. Sprzeczności tych obwiniona nie próbowała wyjaśniać, wierząc wyłącznie osobom, które przywiozły pacjenta do izby przyjęć szpitala.
Obwiniona wyjaśniała m.in., że interpretacje pacjenta miały siłę i pewność niepodlegającą dyskusji. Pacjent mówił dość ogólnikowo, że syn szykuje na niego jakiś zamach, w którym wspiera go lekarz kierujący. Wypowiedzi niosły duży i zupełnie niekontrolowany ładunek emocjonalny. Wypowiedzi te w opinii obwinionej wskazywały na przeżywanie lęku („Boję się go”). Lęk jest doznaniem chorobowym, które cechują: myślenie katastroficzne i wyolbrzymianie niebezpieczeństwa. W efekcie doszła do wniosku, że zachowanie Stanisława Z. nosi cechy nieadekwatności do realnej sytuacji, co może sugerować, że podejmuje je z pobudek urojeniowych.
Rozumowanie obwinionej wydało się sądowi lekarskiemu niespójne z faktami. Obwiniona uważała, że reakcje pacjenta są nieadekwatne do realnej sytuacji. Ale wcale nie ustaliła rzetelnie, jak właściwie owa realna sytuacja wygląda. Wiedziała, że Stanisław Z. i jego syn są z jakiegoś powodu od dawna głęboko skłóceni (wynikało to zarówno ze skierowania, jak i z wywiadu). Jednak nie wzięła pod rozwagę, że Stanisław Z. w wyniku owego konfliktu być może ma racjonalne powody bać się syna i w jakimś stopniu darzyć go niechęcią. Pominęła też, że może być celowo wprowadzana w błąd przez Krzysztofa C. i Jerzego Z., gdy dziwaczne okoliczności, w jakich przywieziono pacjenta, nakazywałyby taką możliwość wziąć pod uwagę.
Wypowiedzi Stanisława Z. owej nocy zapewne rzeczywiście niosły „duży i niekontrolowany” ładunek emocji. Jak jednak zauważył sąd lekarski, wypada sobie w tym miejscu zadać na wpół retoryczne pytanie: a co mówiłby w takiej sytuacji i jak zachowywałby się zdrowy psychicznie człowiek w podeszłym wieku, który został w istocie porwany z własnego domu? Nie można się też oprzeć uwadze, że – sądząc z tego, co przydarzyło się p. Stanisławowi Z. nocą 5 października 2001 r. i w następnych dniach – także jego wcześniejsze obawy przed synem nie były irracjonalne ani nieadekwatne do sytuacji (z uzasadnienia).
Tytułem ciekawostki należy jeszcze nadmienić, że w postępowaniu w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej lekarzy obwiniona nadal wyrażała przekonanie, że jej diagnoza, postawiona nocą 5 października 200… roku była trafna, a stan, w jakim się znajdował Stanisław Z., dawał podstawę do przymusowej hospitalizacji w myśl art. 24 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego.
Występujący przed OSL biegły uznał m.in., że lek. Mariola F. bezpodstawnie odnotowała „przy przyjęciu wypowiedzi urojeniowe prześladowcze, ksobne” i postawiła rozpoznanie: „zaburzenia urojeniowe organiczne”, gdyż „prześladowany nie wpuszcza prześladowcy z nieznanym mu osobnikiem o 2.00 czy 3.00 godz. w nocy do mieszkania i nie upoważnia prześladowcy do wszystkich książeczek oszczędnościowych”. Obwiniona próbowała podważyć tę opinię w ten sposób, że świadczy ona o „niespójności w myśleniu i zachowaniu” Stanisława Z., co „przemawia (…) za kierowaniem się przez pacjenta własną, wewnętrzną logiką, wynikającą prawdopodobnie z zaburzenia psychicznego i wskazuje na nieprzewidywalność podejmowanych przez niego działań i realność wypowiadanych gróźb”.
OSL napisał w uzasadnieniu, że przy takim rozumowaniu diagnostycznym staje się nieistotne, co właściwie robił i co mówił Stanisław Z. – tak czy inaczej można go uznać za groźnego szaleńca. Gdyby bał się wpuścić syna do mieszkania o trzeciej w nocy, byłoby to interpretowane jako przejaw „kierowania się pobudkami urojeniowymi”. Skoro go wpuścił, jest to interpretowane jako przejaw „kierowania się własną wewnętrzną logiką”.
Ostatecznie sąd uznał lek. Mariolę F. winną tego, że „pełniąc dyżur w izbie przyjęć szpitala w X., przypisała p. Stanisławowi Z. niesprawdzone i nieudokumentowane objawy psychotyczne oraz stan zagrożenia stwarzany przezeń dla życia i zdrowia osób trzecich i w efekcie podjęła bezzasadną decyzję o przyjęciu wyżej wymienionego do szpitala psychiatrycznego, co stanowi przewinienie zawodowe z art. 4 ustawy o zawodzie lekarza oraz z art. 8 KEL [tzn. niezachowanie należytej staranności przy wykonywaniu czynności zawodowych – M. B. i P. K.]”. Za to przewinienie OSL orzekł upomnienie, tj. najłagodniejszą karę, przewidywaną przez ustawę o izbach lekarskich. Jako okoliczności wpływające na taki wymiar kary wzięto pod uwagę, że decyzja o przymusowej hospitalizacji nie była wynikiem złego zamiaru (jak w przypadku lek. Krzysztofa C.), lecz zawinienia nieumyślnego, jak również to, że obwiniona została umyślnie wprowadzona w błąd przez inne osoby.
Warto w tym miejscu przytoczyć in extenso najciekawszy naszym zdaniem fragment z uzasadnienia orzeczenia [podkreślenia w tekście – M. B. i P. K.]:
„Ustawa o ochronie zdrowia psychicznego nie bez powodu przewiduje tak rozbudowane przesłanki i skomplikowane procedury orzekania hospitalizacji przymusowej. Umieszczenie człowieka w szpitalu psychiatrycznym bez jego zgody jest swoistą odmianą pozbawienia wolności i wobec tego musi być stosowane z najwyższą rozwagą.
Bezzasadne umieszczenie w szpitalu może być nie tylko wynikiem złego oszacowania sytuacji przez samego lekarza. Jest, niestety, prawdopodobne i zdarza się w praktyce, że lekarz podejmujący taką decyzję zostaje zmanipulowany przez osoby trzecie, którym z jakichś powodów zależy na zamknięciu pacjenta w szpitalu psychiatrycznym. W konfliktach rodzinnych zdarza się, że jedna osoba próbuje z drugiej „zrobić wariata”, wyolbrzymiając lub wręcz zmyślając występujące u niej zaburzenia psychiczne, żeby jej zaszkodzić w opinii otoczenia, uczynić z siebie ofiarę prześladowań chorego psychicznie, doprowadzić do ubezwłasnowolnienia, podważyć ważność czynności prawnej lub wiarygodność zeznań składanych przed sądem. Lekarz uprawniony do podejmowania decyzji o przymusowej hospitalizacji musi powyższe fakty mieć stale na uwadze i musi podejmować przynajmniej próby zweryfikowania tego, czego o pacjencie dowiaduje się od osób trzecich„.

Ani Krzysztof C., ani Mariola F. nie odwołali się od orzeczenia. Stało się ono prawomocne.

Maria BORATYŃSKA, Przemysław KONIECZNIAK
Autorzy są pracownikami naukowymi Wydziału Prawa i Administracji UW

1 Jak zwykle użyte przez nas personalia oraz inne szczegóły pozwalające na identyfikację osób są fikcyjne.
2 Zeznanie o takiej treści złożył przed OSL pokrzywdzony Stanisław Z. Potwierdził je „poza protokołem” (wg własnego określenia) sam lek. Krzysztof C., gdy składał zeznania przed OROZ. Stanisław Z. twierdził również, że w pewien czas po opisywanych wydarzeniach kobieta ta miała zginąć w dość niejasnych okolicznościach, prawdopodobnie śmiercią samobójczą.
3 Przeciwnie opisywał to Krzysztof C., gdy był przesłuchiwany w charakterze świadka. Zeznanie takie nie stanowi jednak dowodu, jeśli osoba, przesłuchana jako świadek, zostanie potem objęta oskarżeniem.
4 Przypominamy, że świadek w postępowaniu w przedmiocie odpowiedzialności zawodowej lekarzy ma prawny obowiązek złożenia zeznań i jest objęty rygorem odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania. Rzecznicy odpowiedzialności zawodowej i sądy lekarskie nie są jednak władni stosować środków przymusu wobec opornego świadka.
5 Stanisław Z. wyrażał też wątpliwości, czy samochód ten to była rzeczywiście karetka, oraz czy osoby, podające się za sanitariuszy, faktycznie nimi były. Pod nieobecność Krzysztofa C. oraz Jerzego Z. OSL nie miał możliwości sprawdzenia tego.
6 Faktem jest, że Stanisław Z. niemal na pewno cierpi na zaburzenia psychiczne, co jednak nie stwarzało samo w sobie podstawy do przymusowej hospitalizacji.
7 Sformułowanie wniosku o ukaranie było mocno niezręczne: lek. Mariola F. nie „przyczyniła się do przyjęcia” Stanisława Z. do szpitala; ona osobiście zadecydowała o jego przyjęciu.
8 Obwiniona Mariola F. próbowała przed OSL podważyć orzeczenie Sądu Rejonowego, twierdząc, że zostało ono wydane w oparciu o opinię biegłej, sporządzoną 9 października po kilku dniach pobytu Stanisława Z. w szpitalu i podawania mu niewielkich dawek Pernazyny. Wobec tego – uważała obwiniona – opinia ta nie może odzwierciedlać stanu pacjenta w chwili przyjęcia do szpitala, tj. 5 października. OSL uznał za niewyobrażalne, aby kwestionować prawomocne orzeczenie sądu powszechnego. Co więcej, biegły powołany przez OROZ także wyraził poważne wątpliwości, czy w momencie przyjęcia Stanisława Z. do szpitala były spełnione przesłanki hospitalizacji, wymienione w art. 24 ustawy o ochronie zdrowia psychicznego.
9 Z tego, że zeznania te nie stanowią dowodu w postępowaniu, nie wynika, że nie możemy się na nie powołać, pisząc ten artykuł.
10 Przyjęcie osoby z zaburzeniami psychicznymi do szpitala psychiatrycznego następuje za jej pisemną zgodą, jeżeli lekarz wyznaczony do tej czynności, po jej osobistym zbadaniu, stwierdzi wskazania do przyjęcia.”
11 Pominiemy sądowy tryb hospitalizacji przymusowej (art. 29), który na tle sprawy Stanisława Z. jest „nie na temat”.
12 OSL podkreślił w uzasadnieniu orzeczenia, że wyjaśnienia Marioli F. sprawiały (…) wrażenie, jakby wszelkie fakty, które ustaliła w czasie badania, interpretowała ona w takim duchu, aby potwierdziły potrzebę przymusowego pozostawienia pacjenta w szpitalu, natomiast ignorowała wszelkie fakty, które mogłyby tę potrzebę podać w wątpliwość.
13 Kiedy jeden z lekarzy szpitala w X zbierał od Jerzego Z. wywiad dotyczący ojca, określił on swoje spotkania ze Stanisławem Z. od ok. 20 lat jako „sporadyczne, wymuszone właściwie przez matkę, która uważa, że trzeba wybaczać”.

Archiwum