19 listopada 2008

Uważam, że…

Danego słowa trzeba dotrzymywać. Do dzisiaj pamiętam słowa jednej ze znanych, zwłaszcza moim rówieśnikom lub starszym ode mnie, piosenek nieodżałowanego „Kabaretu Starszych Panów”, śpiewanej przez Wiesława Michnikowskiego. W piosence tej znakomity aktor przypominał: Wszystko może być dęte, lecz słowo musi być święte…

Dlaczego o tym piszę? Otóż właśnie mija sześć miesięcy od chwili, gdy, po niespodziewanym pobycie
w szpitalu (miałem wtedy dużo czasu na przemyślenia), podjąłem decyzję o złożeniu dymisji z funkcji wiceministra ze względu na stan zdrowia. Decyzja
ta przerwała lub, jak kto woli, doprowadziła
do zaniechania wielu podjętych przeze mnie albo realizowanych z mojej inicjatywy działań, które
– przynajmniej w mojej opinii – były potrzebne.

Kiedy żegnałem się z urzędem, miałem jedyną prośbę związaną z dokończeniem sprawy, której wyjaśnianiem (zresztą na polecenie Pani Minister) się zajmowałem. Sprawa ta dotyczyła bezpodstawnego, jak wykazało przeprowadzone przeze mnie „dochodzenie”, i jak wynikało z dokumentów, do których udało mi się dotrzeć, zwolnienia z pracy z „wilczym biletem” (bo z artykułu 72 Kodeksu pracy) jednego
z naszych kolegów. Koledze temu obiecałem, że
doprowadzę sprawę do końca, w zgodzie z moim sumieniem. Decyzja o zwolnieniu go z ważnego stanowiska w jednej z najważniejszych agent resortu zdrowia podjęta była ewidentnie z powodów politycznych, w uzasadnieniu powoływano się na nieistniejące zarzuty po kontroli NIK-u i Departamentu Kontroli Wewnętrznej Ministerstwa Zdrowia.

Tym, którzy nie są biegli w prawie pracy, wyjaśniam, że zwolnienie z tego artykułu zamyka w praktyce drogę do zatrudnienia w państwowych zakładach pracy, a całkiem uniemożliwia zajmowanie stanowisk kierowniczych. W mojej obecności Pani Minister
wezwała wysokiego urzędnika resortu i poleciła,
aby sprawa ta została do końca załatwiona i wypowiedzenie z artykułu 72 zostało anulowane.

Niedawno, będąc w Sejmie, spotkałem Andrzeja jako eksperta jednej z federacji pracodawców i, ku mojemu zdziwieniu, dowiedziałem się, że sprawa, o której piszę, nie została jednak załatwiona.

Jedna z najbliższych mi osób w trakcie pisania tego tekstu spytała: – Po co o tym piszesz? Co to da?
Odpowiedziałem: – Piszę, bo liczę, że sprawiedliwości jednak stanie się zadość, piszę wreszcie dlatego, że…
wszystko może być dęte, lecz moje słowo jest święte.

PS Andrzeju, jeszcze raz przepraszam, że to tak długo trwa. Mam nadzieję, że ten tekst przeczyta Pani Minister i jednak sprawa, zgodnie
z głoszoną zasadą państwa prawa, będzie doprowadzona do pomyślnego dla Ciebie końca.

Andrzej Włodarczyk

Archiwum