12 sierpnia 2013

Bez znieczulenia

Można powiedzieć, nic nowego.
Najpóźniej do 25 października powinna zostać wdrożona do naszego porządku prawnego tzw. dyrektywa transgraniczna z 2011 r. Czasu zostało mało, niespełna dwa miesiące, a odpowiedniej ustawy nie widać. Skierowane do konsultacji w lutym założenia do tej ustawy spotkały się z powszechną krytyką. Później sprawa przycichła. Ze stron internetowych Ministerstwa Zdrowia wynika, że do sierpnia założenia nie trafiły pod obrady rządu, a co tu mówić o ustawie. Jak zwykle wszystko będzie na ostatnią chwilę. I znowu, przy takim trybie prac, nie uniknie się błędów. Czeka nas więc zapewne szybka nowelizacja. Na kampanię informacyjną czasu już nie wystarczy. A były aż dwa lata na dobre przygotowanie procesu wdrożeniowego. Najwyraźniej minister Arłukowicz nadal nie radzi sobie z koordynacją pracy resortu.
Ale są jeszcze inne problemy. Z punktu widzenia pacjentów bardzo istotne. Głównym celem dyrektywy jest stworzenie, zgodnie z orzecznictwem Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, przejrzystych ram prawnych dotyczących korzystania przez pacjentów z usług medycznych w innych krajach Unii Europejskiej, z możliwością otrzymania refundacji kosztów tych usług przez publiczny system ubezpieczenia zdrowotnego, któremu pacjent podlega. Dyrektywa nie wprowadza zatem rewolucyjnych zmian w zakresie nowych uprawnień pacjentów. Przede wszystkim obliguje kraje członkowskie do wdrożenia procedur ułatwiających korzystanie z opieki transgranicznej. Poza kwestią refundacji obejmują one m.in. uzyskiwanie informacji o możliwościach i kosztach leczenia w innych państwach oraz uznawanie recepty sporządzonej w innym kraju.
Problem polega na tym, że Ministerstwo Zdrowia obawia się, iż wejście w życie dyrektywy spowoduje zwiększone zainteresowanie Polaków leczeniem za granicą. I zamierza, zamiast działać na rzecz poprawy sytuacji ochrony zdrowia w Polsce, wprowadzić szereg administracyjnych ograniczeń utrudniających Polakom korzystanie z opieki transgranicznej. Warto wspomnieć, że na tle rządów innych krajów UE nasz rząd jest w tej sprawie negatywnym wyjątkiem. W efekcie dyrektywa, która miała dać obywatelom instrumenty do lepszego korzystania z ich praw, staje się polem do wymyślania różnego rodzaju barier.
Tymczasem zdaniem wielu ekspertów obawy ministerstwa są nieuzasadnione. Nie przewiduje się, aby wejście w życie dyrektywy zagrażało finansom NFZ.
Korzystanie z opieki transgranicznej istotnie ograniczy bowiem zasada refundowania poniesionych wydatków – do wysokości kosztów krajowych. A ponieważ koszty np. w krajach „starej” Unii są wielokrotnie wyższe, będzie to dla większości bariera nie do pokonania. I tym powinien sobie zaprzątać głowę minister zdrowia, a nie wymyślaniem kolejnych utrudnień.
Niech zatem rząd odstąpi od forsowania ograniczeń i skupi się na przygotowaniu dobrych rozwiązań prawnych, aby dyrektywa mogła być w pełni wdrożona. Na to czekają pacjenci.

Marek Balicki

Archiwum