3 września 2020

Polska to chory kraj

Paweł Walewski

Narodowy kryzys zdrowia będzie trwał jeszcze długo. Dopóki politycy nie zrozumieją, że obywatele w swojej łaskawości nie będą bez końca łożyć na ich leczenie.

Jakie zapowiedzi odnośnie do zdrowia ze strony kandydatów na prezydenta utkwiły mi w pamięci po ostatniej kampanii wyborczej? Słowa Andrzeja Dudy z wywiadu w TVP Info: – Ja przeciwko grypie się nie szczepiłem nigdy i nie mam zamiaru się szczepić. Uważam, że jak zachoruję, to najwyżej będę chory.

W tym lapidarnym obwieszczeniu urbi et orbi mieści się potencjał intelektualny naszej klasy politycznej dotyczący ochrony zdrowia. „(…) najwyżej będę chory”! Od tego są lekarze, żeby mnie postawili na nogi; szpitale, w których zapewniają wikt i opierunek; leki, za które zapłaci NFZ. Całe leczenie sfinansuje państwo ze składek podatników, więc na co komu szczepienia, które przed tym wszystkim mogłyby ochronić?

Gdyby jeszcze za przekonaniem, że niewidzialna ręka państwa (a nie Twoje, Obywatelu, podatki) wspiera dostatnio ochronę zdrowia, szły mądre decyzje, które rzeczywiście mnożyłyby na nią pieniądze! Nic z tego. Brakuje pomysłów i politycznej odwagi. Symbolem były puste krzesła w siedzibie naszej OIL, czekające na kandydatów w wyborach prezydenckich podczas przygotowanej dla nich debaty. Znamienne, że pojawił się na niej tylko Władysław Kosiniak-Kamysz, którego kampania wyborcza została przez wielu komentatorów uznana za najbardziej merytoryczną. Kosiniak-Kamysz, jedyny w tej stawce lekarz, miał konkretne zamiary, a mimo to skończył wyścig do Pałacu Prezydenckiego z zawstydzającym poparciem 2,36 proc. (co odpowiadało 459 tys. głosów). Czy to nie daje do myślenia? Wybory z kretesem przegrywa medyk, który bardziej niż inni serio traktuje ochronę zdrowia, a wygrywa prawnik kpiący sobie ze szczepień. Nie ma się więc co dziwić, że inni kandydaci na najwyższy urząd w 38-milionowym państwie przez dwa miesiące kampanii opowiadali na temat polityki zdrowotnej frazesy. Po co mieli się wysilać, skoro nagrodą był głos oddany na polityka zupełnie nierozumiejącego najważniejszej idei współczesnej medycyny (profilaktyki) i w rzeczywistości pognębiającego ochronę zdrowia („jak zachoruję, to mnie leczcie!”). Zupełnie jakbyśmy byli społeczeństwem ignorantów – tak, hasło „Polska to chory kraj” bardzo tu pasuje, zwłaszcza kiedy prezydent kraju wręcz prosi się nadchodzącej jesieni o grypę i nie bierze pod uwagę ryzyka jej poważnych powikłań.

Kiedyś mówiono, że rząd się sam wyżywi, dziś politycy raczej nie muszą się martwić o swoje leczenie. Dlatego głowa państwa może lekceważyć grypę i skuteczną nań szczepionkę. Poczucie bezpieczeństwa, oparte na prze-konaniu, że zawsze można załatwić sobie miejsce u zaprzyjaźnionego profesora w tej czy innej klinice, ma jednak szersze implikacje, gdyż zwalnia z odpowiedzialności za stan opieki zdrowotnej dla wszystkich obywateli. Dlatego nie trzeba wpisywać w program wyborczy tematyki prozdrowotnej, bo choć z deklaracji wynika, że dla ludzi jest ona najważniejsza – w praktyce nikt z tego nie rozlicza ani nikogo nie interesuje, jakie spojrzenie ma na nią prezydent.

Jedynym skonkretyzowanym wkładem Andrzeja Dudy w ochronę zdrowia będzie tej jesieni Fundusz Medyczny. Zapowiedziany co prawda jeszcze przed kampanią wyborczą, ale projekt skierowano do Sejmu tuż przed terminem wyborów i nie pozostawiał złudzeń, że to prezent z Kancelarii Prezydenta. Szkoda, że nie wskazano w nim dodatkowych źródeł finansowania nowego funduszu.

Autor jest publicystą „Polityki”.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum