15 marca 2007

Muzy i my

O Ryszardzie Kapuścińskim

Wiadomość o śmierci Ryszarda Kapuścińskiego wywołała ogromny smutek i żal. Przywykliśmy do jego reportaży – obiektywnych, rzetelnych i głęboko ludzkich. Cieszyły się one wielkim powodzeniem. „Cesarz”, „Heban”, „Imperium”, „Podróże z Herodotem”, „Wojna futbolowa” – wciąż zachwycamy się jego książkami.
Ryszard Kapuściński był korespondentem Polskiej Agencji Prasowej w trudnych czasach Polski Ludowej; nie schlebiał władzy, a mimo to był wysyłany w świat, pisał i był doceniany. To dzięki niemu mogliśmy się dowiedzieć, co naprawdę dzieje się w dalekich krajach Afryki, Azji czy Ameryki Południowej. Książki z tych podróży – wydawane w licznych nakładach – były przetłumaczone na wiele języków obcych.
Wiadomość, że zmarł po długiej i ciężkiej chorobie 74-letni człowiek w pełni sił twórczych, wywołała nie tylko ból jego bliskich, ale wielkich rzesz czytelników.
Z pewnością tryb życia, jaki wiódł z racji zawodu, przyczynił się do tej przedwczesnej śmierci. Tak pisze w „Wojnie futbolowej” w roku 1970 – przebywał wówczas w okolicy La Paz, gdzie często chorował: „Przyroda jest wrogiem człowieka, nie ma co jeść, nie ma wody, drzewa, z których kapie żywica, gorsza od kwasu solnego, jadowite węże, chmary wielkich mrówek, moskity, są to strony, gdzie rząd wysyła przeciwników politycznych (w domyśle – na śmierć) … przez 8 dni nie mieliśmy nic w ustach”.
W ciągu miesiąca przewędrował 5 krajów Afryki, w których toczyła się wojna. W tym czasie często chorował na malarię i amebozę. Dokuczała mu bezsenność, wybroczyny na skórze, odwodnienie przy obfitym poceniu – oraz tropikalna chandra, której objawy opisał tak: „Sen szarych komórek, znieczulenie opuszków palców, brak wrażliwości na kolory, utrata słuchu”. Jak tragiczny musiał być stan jego zdrowia, skoro wysłał depeszę do Polskiej Agencji Prasowej – prosząc o pozwolenie powrotu do kraju. Oczywiście redaktor naczelny PAP Michał Hofman nie tylko wyraził zgodę, ale wręcz nakazał jak najszybszy powrót. Był to rok 1967. Kapuściński – odtransportowany do Lagos – wrócił do Warszawy prosto do szpitala na ul. Płocką. Wyzdrowiał – choć rekonwalescencja była zbyt krótka.
Wiadomość o jego śmierci podały agencje prasowe na całym świecie – poświęciły mu wiele ciepłych słów i wyrazów żalu. W gabinecie pisarza, pełnym książek, tomików wierszy, pozostały liczne pamiątki z podróży, dyplomy uznania, statuetki.
Był kandydatem do literackiej Nagrody Nobla, ale nie „zasłużył” sobie na polską nagrodę „Nike” – choć w 2005 r. był do niej nominowany; wprost trudno uwierzyć, że pisarz tej miary, co Ryszard Kapuściński mógł zostać pominięty. Odnoszę wrażenie, że Nagroda „Nike” z roku na rok traci swój prestiż.

Anna Bieżańska

Dotknął – i opisał

O projekcie książki Macieja Andrzeja ZARĘBSKIEGO „Dotknię-
cie Ameryki – pięćdziesiąt dni w Stanach”
pisałam już
w „Pulsie” (por. nr 7-8/2005 – red.) – po spotkaniu w Klubie Lekarza w marcu 2005 r., tuż po podróży Macieja po USA. Dziś dzieło jest już gotowe – udane zarówno pod względem treści, jak i formy. Ma klasę. Pomysłowa okładka (projekt autora) przypomina
o Polonii zza oceanu.
Od pierwszej strony wyruszamy z Maciejem w ciekawą podróż, zaczynamy odkrywać, dziwić się, zachwycać, odpoczywać po rozlicznych wrażeniach, denerwujemy się, czy starczy sił do zdrowego przeżycia tylu wypełnionych po brzegi dni. Powinno się udać, wszak „Bóg kocha Amerykę”, może więc i tę podróż osłoni dobrym skrzydłem.
Książka wciąga w tok opisu. Zaciekawia każdy dzień Maćkowego dotykania tego fascynującego kontynentu. Trudno oderwać się od lektury. Czytamy z radością proste, ładnie zbudowane zdania, przyglądamy się zdjęciom, które – jak pięknie powiedział poeta i krytyk Zdzisław Łączkowski – mają kolor, zapach i smak Ameryki. One również są dziełem Macieja.
Nie ma tu schematu urzeczenia mitami o dolarowej karierze od pucybuta do milionera. Autor daje nam reportaż literacki z poszukiwania piękna zza wielkiej wody. Opowieści o uroku miast
i egzotyce przyrody przeplatają się z przemyśleniami osobistymi. Huczy Niagara, zasypia San Francisco w złocie Golden Gate, zaciekawiają tajemnice mormonów, jest też historia Ameryki i Polski, oparta na pamięci o przeszłości i tym, co dziś żyje tu i tam. Jest zauważona nawet ulica Lecha Wałęsy.
Pięćdziesiąt dni dotykania Ameryki, wizyty, rozmowy, noclegi, kolacje, msze. Tyle zmęczenia, ile radości i wiedzy. Potem już Warszawa, Muzeum Niepodległości, promocja. Słuchamy wyjątków czytanych przez Janinę Jaroszyńską. Pięknie. Pisarz Przeździecki mówi, że można pozazdrościć autorowi udanej literatury faktu, porównuje ją z dziełami Kapuścińskiego. Mówi też Zdzisław Łączkowski; widać, że ma satysfakcję, bo może opowiadać o dobrych wrażeniach przy lekturze udanej książki przyjaciela.
Powiedziano wiele miłych słów. Mądrze. Widać piękno omawianego przedmiotu mobilizuje ludzi intelektu do precyzji wyrazu
i radości słów.
Ja też piszę o tej książce z przyjemnością, dziękując jednocześnie Małżonce Macieja, Ludomirze, za trud redakcyjny i korektę. Wspaniała osoba, stojąca oddaniem i talentem przy mężu. To mądry zespół lekarski spełniający doskonale pozamedyczną pasję.
Na koniec zdradzę tajemnicę. Autor „Dotknięcia Ameryki” właśnie pakuje walizy za ocean, „będzie dotykał” dalej, w planie ma też Meksyk. Będzie o czym opowiadać i pisać. Jestem pewna, że czarodziej z Zagnańska znowu nas zainteresuje i zadziwi.

Jolanta ZARĘBA-WRONKOWSKA

Dr n. med. Maciej Andrzej
Zarębski – lekarz, absolwent AM
w Białymstoku, „człowiek orkiestra”, ur. w Kielcach, animator wszystkiego, co kulturalne w Staszowie, mistrz „małej ojczyzny”, twórca Muzeum Świętokrzyskiego, red. naczelny „Eskulapa Świętokrzyskiego”, twórca i szef Centrum Kultury Świętokrzyskiej
w Zagnańsku. Wydał ok. 20 książek, ma wydawnictwo, liczne zbiory historyczne, a także salon literacki w domu, w Zagnańsku.

Archiwum