7 grudnia 2020

Po godzinach. Lubię ciszę

O muzycznej pasji, artystycznych projektach oraz sile i wytrwałości w dążeniu do realizacji marzeń opowiada Jadwiga Kłapa-Zarecka, lekarz medycyny rodzinnej, autorka tekstów i kompozytorka, wokalistka grająca na pianinie i saksofonie, w rozmowie z Anettą Chęcińską.

Jakie jest pani pierwsze wspomnienie z dzieciństwa związane z muzyką?

Siedzę na kolanach mamy i dotykam klawiatury. Mama często grała na pianinie, a ja lubiłam jej przeszkadzać. Mam zdjęcie, które przypomina tamte chwile. Rodzice są muzykalni, rodzina od strony mamy liczna. Razem śpiewaliśmy na rodzinnych spotkaniach. Babcia starała się uczyć mnie i siostrę gry na fortepianie, ale ja wolałam tworzyć własne kompozycje. Proste melodie układałam, mając cztery lata. Jako pięciolatka miałam na koncie pierwszy występ. Moja kuzynka uczyła się w ognisku muzycznym. Na zakończenie roku szkolnego odbył się koncert, na który poszłam z babcią. Gdy uczniowie wykonali swoje partie, spontanicznie podeszłam do fortepianu i zagrałam. Publiczność biła mi brawo. Byłam bardzo zadowolona. Jedna z nauczycielek powiedziała, żebym uczyła się u niej. Zaczęłam chodzić na lekcje i od razu chciałam grać Chopina. Pani Iwona Kowala (obecnie Lusser), z którą do dzisiaj mam kontakt, nie zniechęciła mnie do muzyki mozolnymi ćwiczeniami gam i pasaży. Dała mi sporo swobody.

Jak przebiegała muzyczna edukacja?

Pochodzę z Ustronia. Do szkoły muzycznej w Cieszynie, do której zostałam przyjęta, ostatecznie nie poszłam. Muzyka towarzyszyła mi cały czas, ale nie byłam zbyt zainteresowana nauką gry na pianinie. W trzeciej klasie podstawówki usłyszałam po raz pierwszy dźwięk saksofonu. Kilka lat później dostałam używany saksofon od córki przyjaciół rodziców. Jej nie był już potrzebny. Na podarowanym instrumencie grałam wiele lat. Początkowo korzystałam z rad nauczyciela klarnetu i przede wszystkim eksperymentowałam. Ponieważ pociągała mnie muzyka jazzowa, saksofon był instrumentem odpowiednim dla mnie. Zaczęłam uczestniczyć w licznych jam session i dzięki temu poznałam świetnych muzyków, rozwijałam się muzycznie.

Kiedy przyszedł czas występów przed szerszą publicznością?

Gdy byłam nastolatką, należałam do zespołu działającego przy kościele. Oczywiście, grałam na saksofonie. Występowaliśmy na festiwalach chrześcijańskich w Polsce i zagranicą. Dopiero po maturze odważyłam się na autorskie projekty. Założyłam z dwiema koleżankami zespół Kid Brown. Do naszych największych osiągnięć należał występ w koncercie debiutów podczas Krajowego Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu. Zaśpiewałyśmy „Jednego serca” Czesława Niemena i otrzymałyśmy świetne recenzje. Mimo że zagrałyśmy później wiele koncertów, nie czułam, że oddają mnie w pełni. Po pewnym czasie zespół się rozpadł, a ja występowałam w innych gościnnie, wciąż pragnąc pójść własną drogą.

Udało się ten cel zrealizować?

Trzy lata temu przeżyłam trudny i smutny okres. Miałam wypadek, złamałam nogę, straciłam ciążę. Wówczas zatrzymałam się w biegu. Nim doszłam do zdrowia miałam czas na przemyślenie, co naprawdę chcę robić. Nagrałam płytę, rozpoczęłam realizację projektu „Jadźka Kłapa”. Czuję, że spełniam się muzycznie, mam zaszczyt współpracować ze świetnymi muzykami. Mój mąż Paweł Zarecki jest producentem, a studio nagrań mamy w domu.

Muzyka i medycyna to wymagające dziedziny. Czy poświęcając się sztuce, można znaleźć czas, by być lekarzem?

Nie marzyłam o medycynie, ale lubiłam ludzi i pomyślałam, że lekarz to pewny i potrzebny zawód. Przez lata studiów, staż i okres specjalizacji (od roku jestem lekarzem medycyny rodzinnej) prawie wszyscy się ze mnie śmiali. Znajomi muzycy uważali, że jestem romantyczką, studiując medycynę, i że mogłabym o wiele lepiej zarabiać dzięki koncertom. Z kolei koledzy lekarze, a nawet wykładowcy, zwracali uwagę, że powinnam się zdecydować albo na jedno, albo na drugie. Ale głęboko wierzyłam, że to, co robię, jest dobre i warto walczyć o marzenia. Patrząc z perspektywy, przyznam, że było w tym sporo szaleństwa: po wieczornym koncercie w Gdańsku spędzać noc w samochodzie i następnego dnia rano na drugim końcu Polski zdawać egzamin z pediatrii. Potrzebowałam wielkich sił i samozaparcia, żeby temu podołać. Ale nie zrezygnowałam ani z medycyny, ani z muzyki. Nie chciałam i nie potrafiłam. Podczas pandemii przekonałam się, jak bardzo słuszne były te decyzje.

Gdyż artyści przestali występować, a lekarze wciąż mają ogrom pracy?

Tak. I z tego powodu wymyśliłam „Muzyczną kroplówkę”. Muzyków, którzy zostali bez pracy, zapraszałam do udziału w koncertach. Każdy występ był połączony ze zrzutką, a muzyka z naszego domu za pośrednictwem Internetu szła w świat. Słuchali i oglądali nas ludzie w Nowej Zelandii, Izraelu, Ameryce Południowej, w różnych zakątkach świata. Otrzymaliśmy wiele podziękowań, ciepłych słów, dobrych recenzji. I wciąż odpowiadamy na pytania, jak organizować podobne przedsięwzięcia. Doceniam, że dzięki mojej stabilnej pracy mogłam pomóc innym. Jeszcze przed pandemią wymyśliłam również „Wizytę domową”. Ludzie pisali zgłoszenia, a ja wybierałam, do kogo pojadę i zagram koncert. Wpływy z występu przeznaczaliśmy na szczytny cel. Jako lekarz mam stały dochód, mogę muzyką zajmować się dla czystej przyjemności, radości dzielenia się z innymi i grania tego, co się chce.

Lekarz leczy ciało, artysta duszę?

Gdy gram solo, czuję, że mój występ jest dla słuchaczy terapią. Śpiewając, dotykam różnych sfer życia: przemijania, rozczarowań, śmierci, ale też radości. Wierzę, że muzyka ma moc wzbudzania emocji, uspokajania, podnoszenia na duchu. Medycyna i muzyka to bardzo bliskie sobie dziedziny.

Pacjenci przychodzą do lekarza, ale czy widzą w pani muzyka?

Kiedyś udawało mi się ukrywać, że gram. Jestem jednak coraz bardziej rozpoznawalna. Tak, pacjenci wiedzą i dobrze reagują na moją artystyczną pasję. Bywają nawet śmieszne sytuacje. Na wizytę przyszła pacjentka z synem i zapytała, czy mogłabym przesłuchać syna. Wyjęłam stetoskop, bo myślałam, że chciała, abym go osłuchała, a ona: – Nie trzeba, syn jest zdrowy. Chodziło jej o przesłuchanie muzyczne. Wśród moich pacjentów jest również sporo osób z branży muzycznej, znają mój numer telefonu i często dzwonią po radę.

Jakie są pani plany zawodowe i artystyczne?

Na razie chcę się rozwijać i zdobywać wiedzę przydatną lekarzowi rodzinnemu. W przyszłości, „kiedyś, kiedyś”, może zajmę się jeszcze psychoterapią. To moje marzenie z dawnych lat. A muzyczne? Chciałbym dokończyć autorską płytę. Poza tym dostaliśmy z mężem propozycję skomponowania muzyki do filmu. Będzie kręcony na Bliskim Wschodzie. Pandemia wstrzymała realizację projektu, gdyż wiąże się z dłuższą podróżą, ale gdy tylko sytuacja się uspokoi, zapewne wyruszmy w drogę, aby spełniać kolejne marzenia.

Jaka muzyka rozbrzmiewa w pani domu?

Wbrew pozorom w moim domu panuje cisza. Czasami przełamują ją dźwięki fortepianu, gdy chcę posłuchać mojego ulubionego pianisty jazzowego Billa Evansa. Tak, lubię ciszę. W niej rodzą się najlepsze pomysły.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum