27 lipca 2006

Empatia

Wobec daleko posuniętego zdehumanizowania naszego zawodu – drukujemy poniżej artykuł przypominający, jak ważnym elementem w relacjach bilateralnych między lekarzem a pacjentem jest empatia.

Na obraz lekarzy w dobie współczesnej doniosły wpływ ma jego stosunek do podopiecznego, do pacjenta. Wzajemny stosunek lekarza do pacjenta, i odwrotnie, to relacje bardzo istotne, mające wpływ na ocenę lekarza. Stosunki te mogą być różnorodne, ale mają pewne ramy – obrazują sympatie, antypatie, syntonie i empatie.
Empatia jest to w naszym pojęciu „wczuwanie się”. Słowo to pochodzi z greckiego (gdzie en lub em to wewnątrz). Mówiąc najprościej, jest to pozytywny stosunek emocjonalny człowieka do człowieka, pozbawiony oczywiście elementu erotycznego.

Sasz i Hollender wg Gaertnera rozróżniają następujące
relacje lekarza i pacjenta:

1. Aktywność lekarza i bierność pacjenta – stosunek paternalistyczny;

2. Dominacja lekarza i podporządkowanie się pacjenta, ale współpracującego z lekarzem – niepełna postać stosunku paternalistycznego;

3. Obustronne uczestnictwo lekarza i pacjenta o charakterze partnerskiego układu. Ta relacja jest obecnie ceniona najwyżej.

Niestety, doświadczenie uczy nas, że jest jeszcze jedna postać relacji lekarz – pacjent, oparta na obojętności lekarza-urzędnika, aprobującego wszelkie polecenia i prośby pacjenta. Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na inny dość istotny problem, mianowicie ubóstwo naszego społeczeństwa. Jak rzadko lekarz pyta pacjenta, czy ma on pieniądze na wykupienie lekarstwa…
Czy nie są to elementy empatii, wczucia się w los pacjenta przez lekarza? Chcę wspomnieć o stosunku pacjenta do lekarza, który winien być pełen zaufania, wierząc bezwzględnie w wiedzę lekarską i doświadczenie, widząc w lekarzu autorytet, a poza tym odczuwać rzeczywiste i bezinteresowne zainteresowanie jego losem. Medycyna jest nauką, a leczenie – często sztuką. Trzeba umieć być lekarzem. Wiedza o chorobie staje się coraz bardziej wszechstronna i wnikliwa, możliwości postawienia właściwego rozpoznania coraz łatwiejsze, jak również możliwości udzielenia pomocy choremu coraz większe. Niestety, nawet teraz stajemy na progu bezsilności wobec grozy choroby, nieuchronności śmierci. Doświadczenie uczy nas, że szczególnie w tych trudnych przypadkach chorobowych konieczna jest głęboka empatia – „wczucie się” w los cierpiącego.
Coraz więcej umiemy, coraz więcej rozumiemy, coraz sprawniej posługujemy się różnymi przyrządami diagnostycznymi i leczniczymi. Mamy wspaniałe aparaty radiologiczne, TK, MRI, możliwości badań genetycznych, a nawet modyfikację kodu genetycznego. Dochodzimy niemal do możliwości tworzenia życia. Roboty wyręczają lekarzy w zabiegach operacyjnych. Lekarz doby dzisiejszej musi być sprawnym mechanikiem, ale czy to wszystko? Czy na tym polega rola lekarza?
Starożytni przekazali nam piękne sylwetki lekarzy, jak: Asklepios, Hipokrates, Avicenna, lekarzy starożytnych Chin,
w których działaniu lekarskim spotykamy filozofię, psychologię i wszelkie odcienie myślenia humanistycznego. Byli oni daleko od medycyny współczesnej, a w leczeniu dominowało słowo.
W „Polityce” nr 14 z dnia 8 IV 2005 r. Paweł Walewski
w artykule: „Prawdę mówiąc o znaczeniu słowa w ustach lekarza”, powołując się na wypowiedź dr. Chmielarczyka, mówi: „Na poziomie reakcji chemicznych czy zaburzeń genetycznych możesz leczyć bez słów. Na poziomie osoby – najbardziej uniwersalnym narzędziem leczenia jest słowo„. To słowo jest
w stanie spenetrować wszystkie obszary niedostępne tabletkom. Ponadto jest w stanie we wszystkich tych miejscach zasiać ziarno nadziei. Słowo jest wyrazem emocji, uczucia.
Jeszcze w niezbyt odległych czasach wielu wspaniałych lekarzy, mających umiejętność posługiwania się słowem
i dotykiem, zapisało się w historii medycyny. Wymienię jedynie polskich lekarzy, nam najbliższych, jak: Biegański, Szenajch, Korczak, Kacprzak, Aleksandrowicz, Kępiński i wielu, wielu innych.
W postępowaniu tych lekarzy bezwzględnie dominowała empatia, a więc uczuciowa relacja między lekarzem a pacjentem, współbrzmienie i rozumienie cierpienia. Sylwetki takich lekarzy pozostają w pamięci społeczeństwa na zawsze. Wiemy, że często lekarzowi pozostaje łagodzenie cierpienia, i ma to dominujące znaczenie. Pewne formy postępowania lekarza w kontakcie z pacjentem winny być rutynowo wykonywane, mogą one wypływać z empatii. Lekarz podczas spotkania z pacjentem winien pierwszy nawiązać kontakt. Chociażby przez podanie ręki pacjentowi, przedstawienie się.
Zbadanie pacjenta powinno polegać na ogólnym spojrzeniu holistycznym, a nie ograniczeniu się do chorego narządu. Lekarz winien wysłuchać skarg, a nawet zwierzeń pacjenta. Mogą te zwierzenia być drogą do poprawy zdrowia pacjenta, który czeka na tę chwilę. Historia życia pacjenta czy jego osobowości są bardzo ważne; wymagają one czasu
i doświadczenia lekarza, ale pomagają lekarzowi w leczeniu. Rozumiemy, że lekarza nie może obowiązywać empatia, będąca uczuciem, którego nie można się nauczyć,
a wypływa ona raczej z naszej osobowości, z naszego wnętrza. Natomiast właściwe, kulturalne formy zachowania lekarskiego wypływają z zasad etyki lekarskiej, a więc są one nabyte, nauczone i obrazują istotne formy pracy lekarza.
Lekarz doby dzisiejszej jest przeciążony liczbą chorych, a w Polsce – przede wszystkim nieudolną organizacją służby zdrowia. W tej rzeczywistości narastać może konflikt lekarzy z pacjentem i oczywiście empatia traci swój sens.
Najtrudniejszym jednak problemem, ale i obowiązkiem lekarza jest informowanie pacjenta i jego rodziny o stanie zdrowia. Pacjent na oddziale jest bacznym obserwatorem, widzi każdy gest, wyraz twarzy lekarza, a często w tej twarzy widzi swój los. Czeka na słowo, dotknięcie, chociażby przez zbadanie tętna – na pewno zbliżyłoby to lekarza do pacjenta. Niestety, w obecnie panujących zwyczajach podobne gesty lekarzy zdarzają się rzadko.
Doświadczenie lekarza uczy, że ciężko chorzy jedynie czasami pytają o swoją chorobę, np. podejrzenie nowotworu. Wydaje mi się, że ciężko chory pacjent, ale jeszcze sprawny intelektualnie, przeczuwa czasami swoją tragedię. Aby podtrzymać atmosferę empatii między lekarzem a pacjentem, informacja o chorobie musi być rzeczowa, prawdziwa, ale wypowiedziana przez lekarza tonem ciepłym, niepozbawiającym chorego nadziei. Wiemy, że nadzieja poprawia nastrój pacjenta i wpływa dodatnio na przebieg choroby. Niestety, informacja dla pacjenta o jego chorobie często, mimo że prawdziwa, jest chłodna, bezduszna, bez cienia empatii. Oczywiście, jest to informacja o negatywnym wydźwięku.
Trudna jest też informacja przekazywana rodzinie pacjenta – musi być prawdziwa, ale uwzględniająca tę biedną, bezsilną rodzinę. A więc empatia i tutaj ma swoje miejsce. Winno w tej informacji dominować wczucie się w los pacjenta. Należy pamiętać, że zawędruje ona w jakiejś formie do chorego, którego też i tą drogą możemy pozbawić nadziei.
W tych przypadkach rodzina winna odczuwać ciepły stosunek lekarza. Uważam, że informacja musi być uwarunkowana zasadą: „Kto mówi, do kogo mówi i co mówi”,
i chyba te uwagi nie wymagają wyjaśniania. W pracy lekarza istotne są pewne jego cechy osobowościowe, wymaga ona również doświadczenia oraz działania opartego na rzetelnej wiedzy. Praca lekarza winna jednak być pogłębiona uczuciowo.
Na koniec odniosę się do klęski lekarza, do śmierci pacjenta. Informacja ta musi być podana rodzinie we właściwy sposób. Rodzina winna zrozumieć ciężkość stanu chorego i wszelkie wysiłki lekarza dla ratowania jego zdrowia i życia. Nie wolno urazić rodziny dotkniętej tym smutnym losem.
Czy dla nas, lekarzy wychowanych w tym brutalnym świecie, w którym pozostały dwie wartości: władza i pieniądz, istnieje jeszcze nuta nadziei, że empatia może pozostać koniecznością w stosunku lekarza do pacjenta? Wydaje mi się, że szlachetne, humanitarne wartości w pracy lekarza pozostaną na zawsze i powinny być przekazywane z pokolenia na pokolenie. Przecież zawód lekarza jest jednym
z najpiękniejszych zawodów, jest on najbliższy człowiekowi, jego psychice i jego ciału.
Ze zdziwieniem przeczytałem ostatnio notatkę w „Gazecie Wyborczej”: „Judym na emeryturę”. Był to próbny egzamin dojrzałości. Chodziło o przedstawienie najciekawszej sylwetki z „Ludzi bezdomnych” Żeromskiego. Młodzi uczniowie bez wahania omówili tę piękną sylwetkę dobrego lekarza i dobrego człowieka. Czy nie jest to tęsknota ludzi młodych za takim lekarzem? Czy rzeczywiście dr Judym musi iść na emeryturę? Ü

Olgierd KOSSOWSKI

Dr n. med. Olgierd Kossowski jest prezesem
Oddziału Beskidzkiego Polskiego Towarzystwa Lekarskiego

„Biuletyn OIL w Białymstoku” nr 1/2006

Archiwum