14 czerwca 2011

Płaczą i płacą

Paweł Walewski

W niekończących się rozmowach o potrzebie uzdrowienia polskiej ochrony zdrowia stale powraca jeden temat: brakuje pieniędzy.
Nie ma tylko odważnego, który wskazałby, kto ma je dać. Prywatne szpitale nie są specjalnie zafrasowane tym problemem, bo łatwiej im znaleźć adresata swoich żądań – jest właściciel, są udziałowcy, no i pacjenci, na których można wymóc, by szerzej otworzyli portfele. W publicznym lecznictwie nadal wszystko przesłonięte jest mgłą, a niewidoczną rękę rynku wspiera nie mniej tajemniczy budżet. Poziom świadomości ekonomicznej Polaków pozostał niestety w tyle za znajomością kwestii zdrowotnych (choć wiedza rodaków w obu dziedzinach rosła przez 20 lat od tego samego, niskiego poziomu) i nadal mało kto zdaje sobie sprawę, że budżetowe pieniądze to nasze zarobki, podatki i składki. Jeśli więc minister finansów trzyma budżet pod kluczem, to nie wydaje moich i twoich pieniędzy. Czy dla ratowania publicznego lecznictwa nie powinien jednak postąpić inaczej? Tak chciałoby wielu, choć odnoszę wrażenie, że ten krok ministra ucieszyłby najbardziej tych, którzy właśnie nie zdają sobie sprawy, iż nasze wspólne pieniądze nie biorą się znikąd.
Patrząc szerzej, trzeba powiedzieć, że większość prób dyscyplinowania wydatków szpitali – dla podreperowania ich finansów – odbywa się ze stratą dla chorych. Pozorne oszczędności nie są bowiem tym, co może uratować przed katastrofą. Dziś szpital nie kupuje wystarczającej ilości materiałów jednorazowych i środków czyszczących, jutro będzie musiał znaleźć pieniądze na wypłatę odszkodowań za wywołane zakażenia. Najlepiej rozumieją to lekarze i ordynatorzy, którzy na ogół protestują przeciwko kuriozalnym pomysłom cięcia wydatków z paragrafu: bezpieczeństwo chorych. Na błędach uczą się niektórzy dyrektorzy.
Ale wytłumaczcie to księgowym i tzw. organom założycielskim, czyli politykom traktującym szpital jak dopust boży, by raczyli spojrzeć nań nie jak na przedsiębiorstwo mające przynieść dochód!
Nie wiem, czy przygotowana (w założeniach ustawowych, bo co do zmiany mentalności mam spore zastrzeżenia) reforma autorstwa Platformy Obywatelskiej przyniesie oczekiwane skutki. Zwłaszcza w kwestii uratowania ochrony zdrowia przed bankructwem.
Jeśli trzeba wyciągać z opresji zadłużone szpitale, należałoby wpierw wskazać źródło ich dofinansowania, a tu wszystkie nitki i tak będą prowadzić do kieszeni pacjentów. Pod tym względem nie ma większej różnicy między placówką prywatną i publiczną, inaczej tylko rozkłada się akcenty. Jedni mówią o tym wprost, drudzy w dość zawoalowany sposób, by nie stracić sympatii wyborców.

Autor jest publicystą „Polityki”.

Archiwum