7 stycznia 2008

New York City Marathon 2007

Autor – uczestnik maratonu – z numerem startowym: 25469

Spośród 98 tysięcy chętnych, aby 4 listopada 2007 r. wystartować w słynnym nowojorskim maratonie (NYCM), wybrano ostatecznie prawie 40 tysięcy. Główną metodą znalezienia się na liście startowej jest udział w swoistej loterii. Udział w biegu można też sobie zagwarantować poprzez wpłatę na Fundusz Dzieci Nowego Jorku nie mniej niż 3 tys. USD. Wielu chętnych musi więc aplikować do listy startowej kilka razy.

Dlaczego udział w NYCM jest wydarzeniem szczególnym? Powodów jest wiele. Bieg przez 5 dzielnic Nowego Jorku, jednego z najsłynniejszych miast świata, w grupie niemal 40 tysięcy uczestników, przed 2 milionami rozentuzjazmowanych kibiców, pod opieką tysięcy wolontariuszy – to faktycznie przeżycie wyjątkowe.
NYCM należy do ekskluzywnego grona „The World Marathon Majors”, obok takich biegów, jak: Boston, Chicago, London i Berlin. W NYCM uczestniczyło wielu znanych ludzi. W 2006 r. brał w nim udział kolarz wszech czasów Lance Armstrong, zajmując 247. miejsce pośród 37869 biegaczy, którzy bieg ukończyli. Kilka lat wcześniej startował tu z powodzeniem były premier RP, prof. Grzegorz W. Kołodko.
Miejscem startu jest Staten Island. Z tej dzielnicy, przez słynny dwupoziomowy Verrazano Narrows Bridge, wbiega się do Brooklynu. Jego ostatnią część tworzy Green Point, skupisko nowojorskiej Polonii, skąd przez Most Pułaskiego wbiega się do Queens. Przez Queensborough Bridge docieramy do Manhattanu, by następnie odwiedzić Bronx (1 mila) i powrócić do Manhattanu od strony Harlemu. Ostatni odcinek trasy biegnie przez Manhattan do Central Parku.
Nie sposób wyrazić słowami entuzjazm tłumów kibicujących biegaczom. Nie ma wątpliwości, że nowojorczycy kochają swój maraton i pokazują zaangażowanie tak, jak biegnący uczestnicy. Jeśli ktoś chce zrozumieć pojęcie: społeczeństwo obywatelskie, powinien się znaleźć w tym czasie na ulicach Nowego Jorku, gdzie ponad 2 miliony mieszkańców utożsamia się z wysiłkiem 40 tysięcy biegaczy. Na starcie słychać słynny standard „New York, New York” w wykonaniu Franka Sinatry, a statki przy Verrazano Narrows Bridge tworzą niezwykłą, czerwono-biało-niebieską fontannę.

Historia NYCM zaczyna się w 1970 r., kiedy to na trasie The Park Drive of Central Park ścigało się 127 biegaczy, z których połowa ukończyła bieg. Doliczono się 100 (sic!) kibiców. Kiedy w 1976 r. wytyczono trasę przez całe miasto, nowojorczycy odpowiedzieli na to entuzjastycznie. Można więc oczekiwać, że warszawski maraton też będzie kiedyś wywoływał podobne emocje.

W 2006 r. w NYCM wystartowało 38368 osób. Sklasyfikowano 37869 biegaczy ze 107 krajów. Bieg oglądało bezpośrednio 2 mln widzów i 300 mln zgromadzonych przed telewizorami. Organizatorom pomagało 12 tys. wolontariuszy. Zebrano 11,5 mln USD na cele dobroczynne. Dyrektor biegu, Mary Wittenberg, ocenia zysk miasta w dniu maratonu na 200 mln USD.
Rezultaty czołowych biegaczy są świetne, ale wiadomo, że trasa NYCM, z jej podbiegami, szczególnie na starcie i na ostatnim odcinku, nie należy do najszybszych.

Tegoroczni zwycięzcy to Kenijczyk Martin Lel (2:09:04) i Angielka Paula Radcliffe (2:23:09). Wyczyn tej ostatniej jest o tyle niezwykły, że uzyskany kilka miesięcy po porodzie. Poza tym Paula wygrała wszystkie z 8 maratonów, w których startowała.

Pierwszy Polak był na 85. miejscu (2:38:23), pierwsza Polka na 6093. miejscu (3:40:01). Autor tekstu i zarazem fotoreporter przybiegł na 31323. miejscu (5:09:01). Ostatni Polak – na 38131. miejscu (6:59:04).

W NYCM 2007 wystartowało 39265 biegaczy. Wśród nich – 61 Polaków. Trasę ukończyło 38524. Najliczniejszą grupę wiekową (30-39) reprezentowało 12633 uczestników. Najstarszymi zawodnikami byli: Margaret Davis (85) – 5:58:58 i Peter Harangozo (86) – 7:22:17.

NYCM był pierwszym maratonem dla 15721 biegaczy, co wskazuje na dynamicznie wzrastającą liczbę biegających, szczególnie w krajach kultury zachodniej.

Dla wielu maraton jest kamieniem milowym na drodze ich życia. Dla autora – New York City Marathon 2007 był już dwudziestym kamieniem milowym, ale z pewnością najpiękniejszym.



Krzysztof MAKOWIECKI
Autor jest członkiem OIL w Warszawie

Archiwum