2 lipca 2021

Zabiegi wizerunkowe. Zmęczony? (Nie)widać

W lepiej zorganizowanym systemie ochrony zdrowia zmęczenie nie byłoby pewnie przemęczeniem, wypaleniem, frustracją. Ale, jaki jest system, każdy wie. Każdy wie również, że pacjenci – niezależnie od systemu – mają własne potrzeby i oczekiwania wobec lekarzy. W kolejnej rozmowie w rubryce „Zabiegi wizerunkowe” Renata Jeziółkowska porusza z Maciejem Orłosiem trudne kwestie okazywania i nieokazywania emocji, nastroju, samopoczucia.

Czy zmęczony lekarz budzi respekt, czy wręcz przeciwnie?

Zmęczony lekarz może raczej budzić litość. Gdybyśmy zobaczyli lekarza, który siedzi wyczerpany, blady, ze smutkiem w oczach, współczulibyśmy mu. Ale wtedy mogłyby się pojawić w nas obawy, czy on ma siłę leczyć – doradzać, badać, czy jego diagnoza będzie wiarygodna. Zatem jak w przypadku innych zawodów: w stu procentach dobry lekarz, to lekarz wypoczęty. Taki, który ma świeżą głowę, taki któremu się chce, a nie „pada na twarz” i „ledwo zipie”. Jeżeli chodzi o poczucie bezpieczeństwa pacjenta, pół biedy, gdy idziemy do zmęczonego laryngologa, ale trudno wyobrazić sobie, że wyczerpany chirurg ma robić operację.

Faktem jest jednak, że lekarze często są przepracowani, mają wielogodzinne dyżury, pracują na kilku etatach.

Tak nie powinno być. System zmusza lekarzy do pracy w kilku miejscach, do gonitwy, ciągłego przemieszczania się. O tym się słyszy… Są pewne granice bezpieczeństwa, których nie wolno przekraczać.

Czy ktoś wyglądający na przemęczonego może być postrzegany jako zapracowany w pozytywnym znaczeniu, czyli bardzo zaangażowany?

Nie, ja bym tak nie pomyślał, raczej zmartwiłbym się, widząc bardzo zmęczonego lekarza. Oczywiście, jeśli widzę, że ktoś jest zmęczony (można poznać to po oczach), wiem, że jestem jego ostatnim pacjentem tego dnia i jest późna pora popołudniowa lub nawet wieczorna, podchodzę do niego z respektem, mam szacunek, bo człowiek właśnie przepracował wiele godzin i ma prawo być zmęczony. Dopóki nie przekracza granic, mimo że jest zmęczony wizyta u niego ma sens. W pewnym stopniu znam takie odczucie, choć oczywiście w mediach są inne okoliczności, inna odpowiedzialność, bo nie chodzi o zdrowie, czyli coś zdecydowanie ważniejszego niż jakość przekazu medialnego, ale np. w telewizji sam mechanizm jest podobny. Gdy widzę, jak ktoś przygotowuje materiał, prezentuje jakiś temat, jest gospodarzem programu, kompletnie mnie nie interesuje, czy jest zmęczony, czy miał osobiste kłopoty. Jak jest chory, to niech nie prowadzi programu. Jak jest wyczerpany, niech nie prowadzi programu. Bo to jest jego problem, a do programu musi być profesjonalnie przygotowany. Ja jako widz mam być zadowolony, program ma być dobry. Tutaj nie ma mowy, że widzowie zrozumieją, że prezenter taki zapracowany, zmęczony. Kogo to obchodzi? Niech sobie tak organizuje pracę, żeby tego nie było widać. Chyba że jest sytuacja zupełnie ekstremalna. Jeśli chodzi o lekarzy, realia ekstremalne stwarza pandemia. Lekarze są na pierwszej linii frontu, pracują w kombinezonach antycovidowych, w których po 30 minutach człowiek jest cały mokry. To jest cięższe niż praca górnika. Podobnie w mediach: zaistniało nadzwyczajne wydarzenie, które wymaga wyjątkowo wytężonej pracy dzień w dzień. Przykładowo pamiętne ataki na World Trade Center we wrześniu 2001 r. Wszyscy dziennikarze są zmobilizowani, nie śpią, bo najważniejsze jest pokazywanie ludziom na bieżąco, co się dzieje. Bo cały świat czeka na informacje. Wtedy wyraźnie zmęczony reporter relacjonujący przebieg wydarzeń ma usprawiedliwienie swojego przemęczenia i ludzie raczej pomyślą z sympatią, że jest zaangażowany, że taka jest praca dziennikarza.

Czy powinno się mówić o swoim zmęczeniu, o tym, że się miało ciężki dzień? Podkreślać, jak bardzo jest się zapracowanym? Bardzo często w rozmowach padają słowa o licznych obowiązkach.

Ja nie lubię szafować określeniem „zmęczenie”, wolę mówić „mam dużo pracy”. Wiem, że ludzi to nie obchodzi i to tylko moja sprawa. Jeśli mówię o zmęczeniu w gronie rodzinnym, wśród najbliższych, nawiązując do jakiejś sytuacji, np. że muszę się położyć wcześniej, bo miałem ciężki dzień albo ciężki tydzień, ludzi, którzy są mi bliscy, to obchodzi. Może zrozumieją, pochylą się nade mną, może zrobią mi herbatę, bo im zależy na tym, żebym był zdrowy, uśmiechnięty, a nie wyczerpany. Inni są skupieni na własnych sprawach, więc po co im opowiadać, że jestem zmęczony. To mój problem, może źle sobie ułożyłem pracę. Każdy człowiek ma swoje problemy, jest nimi zaabsorbowany i, pomijając bliższych przyjaciół i rodzinę, ludzi takie rzeczy nie obchodzą, mają swoje sprawy na głowie. Ja nie lubię o tym mówić i nie mówię. Abstrahuję oczywiście od problemu systemowego, jakim jest przeciążenie lekarzy. A nawiązując jeszcze do kwestii podkreślania, że ma się dużo obowiązków: w pandemii nabrało to nowego wymiaru. Bo teraz jeśli masz dużo pracy, jesteś w dobrej sytuacji. Wielu ludzi straciło firmę, pracę, więc ktoś, kto ma dużo pracy, określa to obecnie jako coś pozytywnego, nie w kontekście narzekania na zmęczenie.

Czy pacjent powinien otrzymać jasny komunikat, że lekarz jest zapracowany i dlatego nie poświęci mu więcej czasu podczas wizyty, nie zatrzyma się na dłużej przy jego łóżku? Czy zapracowanie jest uzasadnieniem, o którym powinno się mówić, czy raczej należy wyjść z założenia, że pacjenta zapracowanie lekarza nie obchodzi?

Ta sfera raczej pacjenta nie obchodzi, on oczekuje, że będzie otoczony opieką. Każdy podchodzi do tego z własnej perspektywy – jestem pacjentem, mam swoją chorobę, wymagam opieki, leczenia i ma się to wydarzyć. Okoliczności niewiele mnie interesują, chyba że wydarzyłoby się coś absolutnie wyjątkowego, wyraźnie awaryjna sytuacja, ale przejściowa. Przykładowo w okolicy był wypadek, przywożą rannych i cały szpital postawiony jest na nogi, lekarz przychodzi i mówi: – Drodzy pacjenci, przepraszam, wrócę do was później, teraz mamy taką a taką sytuację, ale nadrobimy to. Wtedy pacjenci niewymagający pilnej pomocy są w stanie zrozumieć sytuację.

Czy w takim razie jest jakiś patent, który można wykorzystać, by spełnić oczekiwania pacjenta, by czuł się otoczony opieką, choć mamy dla niego niewiele czasu?

Każdy potrzebuje uwagi, zainteresowania, ludzkiego traktowania, to niezwykle ważne. I cenniejsze będą dwie minuty, które lekarz poświęci pacjentowi w atmosferze życzliwości, niż 10 minut w atmosferze oficjalności, braku zaangażowania. Bo podniesienie pacjenta na duchu, poprawa jego stanu psychicznego może przecież mieć znaczenie dla przebiegu choroby.

Nie powinno się pokazywać przemęczenia, tylko starać się uporać  z emocjami z nim związanymi?

Tak, zdecydowanie tak. Dotyczy to wszystkich, bo np. nauczyciel nie powinien przenosić swoich problemów na ucznia.

Czyli czyjś gorszy dzień nie powinien mieć wpływu na jego pracę.

Oczywiście. Wyobraźmy sobie, że aktor idzie do teatru i ma gorszy dzień, wchodzi na scenę i pokazuje, że mu się nie chce grać. Kiedy powinien być zaangażowany, robi wszystko na odczepnego. A co widzów obchodzi, jak on się czuje? Zapłacili za bilety, poświęcili wieczór, chcą obejrzeć dobry spektakl.

Jeśli jest się zmęczonym, warto starać się wyglądać na niezmęczonego?

Po prostu trzeba spojrzeć w lustro i stwierdzić, czy nie widać oznak zmęczenia. Czy nie mam potarganych włosów, plamy na twarzy i jaki mam wyraz tej twarzy. Czy uniform lekarski jest schludny. Gdy oczy są bardzo zmęczone, trzeba spróbować trochę „rozjaśnić” spojrzenie. Można to zrobić, oszukując mózg – uśmiechać się, a mózg zrozumie, że mam się uśmiechać. Przed pokazaniem się pacjentom warto zrobić coś takiego i wówczas wychodzi się do nich z uśmiechem w oczach. Bo nie chodzi o uśmiech od ucha do ucha, tylko o rozjaśnienie spojrzenia. Nieraz już o tym wspominałem, ja to stosuję i działa.

Wygląd nie jest najważniejszy, ale wpływa na pierwsze wrażenie, a to z kolei, o czym kiedyś rozmawialiśmy, często determinuje całą relację.

Można powiedzieć, że pacjenci to odbiorcy. Efekt pierwszego wrażenia jest bardzo silny i według badań mamy najwyżej 10 sekund na zrobienie tego wrażenia. Czyli powstaje ono, zanim się odezwiemy. Lekarz wchodzi na salę, pacjenci widzą, czy wygląda dobrze, czy źle. Jakiś element może zwrócić uwagę i zdecydować o pierwszym wrażeniu. Przykładowo potargane włosy. Można pomyśleć „to jakiś nieuporządkowany bałaganiarz”. Gdy wchodzi człowiek uśmiechnięty, z kontaktem wzrokowym – dla pacjentów od razu jest to sygnał, że jest dobrze. Bo wszedł ktoś fajny, ktoś przyjazny, kto nas lubi, jest nami zainteresowany.

Forum dyskusyjne - napisz komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.

Archiwum