18 lipca 2006

listy

Z lekkim niesmakiem przeczytałem artykuł red. Pawła Walewskiego „Przeciąganie liny” opublikowany w „Pulsie” z czerwca 2006 r.

Twierdzenie, że obecna sytuacja służby zdrowia jest spadkiem po PRL uważam za rażące i niesmaczne. Tym bardziej w kontekście obecnej sytuacji politycznej. Czym innym był PRL, a czym innym jest model państwa opiekuńczego, który zakłada solidarny dostęp do świadczeń zdrowotnych dla wszystkich obywateli.
Nie twierdzę, że wprowadzenie dodatkowych ubezpieczeń nie jest konieczne. Jednakże z pewnością wprowadzi ono podział na lepszych i gorszych (lub, jak kto woli, biednych i bogatych). Wielu osób nie będzie stać na jakiekolwiek leczenie. Tym bardziej że wizyta u specjalisty bynajmniej nie będzie kosztować 5 PLN, jak to podaje pan redaktor.
Cieszę się, że pan Paweł Walewski cieszy się dobrym zdrowiem i na biedę nie narzeka. Być może jego stać by było na współpłacenie. Mnie jednak, podobnie jak wielu moich znajomych i pacjentów, już niekoniecznie.
Z tego też względu wolę model państwa opiekuńczego, mylony (mam nadzieję, że niechcący) przez pana redaktora ze spuścizną PRL.

Piotr Sławiński, Szpital Praski

Mości dobrodzieje

Jako nestorka polskich dziennikarzy, którzy od dziesięcioleci zajmowali się problematyką medyczną, chcę prosić o zamieszczenie sprostowania dotyczącego Alfabetu wspomnień Jerzego Borowicza ukazującego się od dłuższego czasu na łamach „Pulsu”.
Pod hasłem: „Jerzy Sztachelski” – dr Borowicz napisał, że jako minister zdrowia przyczynił się do niskich płac lekarzy, mówiąc, że im nie warto dawać wyższych pensji, bo oni sobie i tak dorobią. Dr Sztachelski, absolwent Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie, był uczciwym człowiekiem, trzymał zawsze stronę lekarzy (…). On tych słów – cytowanych przez dr. Borowicza – nie powiedział. Współpracowałam w tym czasie z tygodnikiem „Służba Zdrowia”
i wiem, ponad wszelką wątpliwość, że zdanie o cytowanej treści wypowiedział w Sejmie PRL niejaki Grynberg, jeden z ówczesnych dyrektorów Ministerstwa Zdrowia.
Licząc na zamieszczenie sprostowania i uchronienie
dr. Sztachelskiego od niesłusznego posądzenia o niesprzyjanie swoim kolegom, lekarzom, przesyłam wyrazy szacunku i koleżeńskie pozdrowienia

red. Izabela SZENK

Spełniam prośbę red. Izabeli Szenk i przyznaję się: popełniłem gafę, przypisując min. Sztachelskiemu niewypowiedziane słowa, że „lekarz sobie dorobi”. Zgadzam się z Panią Redaktor, że Jerzy Sztachelski był jednym z lepszych ministrów zdrowia. Możliwe, że insynuacja ta wyszła z ust doktora Grynberga, który
w 1961 r. odpowiadał za finanse Ministerstwa Zdrowia jako dyrektor departamentu.
Pociesza mnie jednak to, że nie tylko ja popełniam gafy. Popełniła ją również red. Szenk, pisząc, że wyczytała moją wypowiedź w Alfabecie wspomnień Jerzego Borowicza. Otóż, sukcesywnie drukowany w „Pulsie” Alfabet wspomnień kończy się teraz na literze „R”. Przy literze „S” nie jest przewidziany doktor Jerzy Sztachelski. Natomiast mój niefortunny „przekręt” został wydrukowany w „Pulsie” nr 3/2006 w artykule Mości dobrodzieje „uzdrowiciele”.

Łączę wyrazy szacunku i biję się w piersi

dr med. Jerzy BOROWICZ

Archiwum