11 października 2010

Lekarzu, zadbaj o swoje zdrowie

Złe przyzwyczajenia
są jedynymi przyzwyczajeniami,
których ludzie nie potrafią się wyrzec
bezboleśnie.
John Galsworthy1

Bohdan T. Woronowicz

Dlaczego rozwiązanie problemu uzależnień wśród lekarzy jest tak ważne?

W ostatnich latach spotykamy dość często, niejednokrotnie na pierwszych stronach gazet, obrażające środowisko lekarskie i często tendencyjne notatki pod „chwytliwymi” tytułami (cytuję): „Pijany lekarz udzielał pomocy”, „Pora ukarać pijanych lekarzy”, „Pijany lekarz na dyżurze przyjmował pacjentów”, „Operowała po pijanemu – pacjent zmarł”, „Zmarł pacjent reanimowany przez pijanego lekarza”, „Pijana załoga karetki pogotowia”, „Pijani lekarze w szpitalu dziecięcym”, „Znów pijany lekarz na dyżurze”, „Pijany lekarz na wezwanie”, „Pijany jak lekarz”, „Barek w dyżurce” czy „Alkoholików w kitlach nikt nie tropi”.
Tak jak wśród dziennikarzy jest to temat bardzo nośny, tak w środowisku lekarskim jest to, niestety, temat tabu. Być może spotkam się z zarzutem kalania własnego gniazda, ale wychodzę z założenia, że lepiej poruszyć ten temat w naszej środowiskowej gazecie, niż skorzystać z propozycji przeprowadzenia rozmowy o uzależnionych lekarzach z redaktorem wysokonakładowego dziennika. Żądnym sensacji dziennikarzom bardzo na tym zależało.
Nie ulega wątpliwości, że jeżeli my, lekarze, w ramach własnego środowiska, nie zajmiemy się problemem uzależnień wśród naszych kolegów i nie udzielimy im mądrej pomocy, to nadal będą zajmowali się nimi, i przy okazji całym naszym środowiskiem, żądni sensacji dziennikarze.
Każda osoba wykonująca tak odpowiedzialny zawód, jakim jest zawód lekarza, powinna mieć głęboko w pamięci to, że alkohol zmienia stan naszej świadomości, a każda nawet niewielka jego ilość, upośledza sprawność psychomotoryczną. Może więc ona wpłynąć na podjęcie nieprawidłowej i niekorzystnej decyzji bądź spowodować wystąpienie różnorodnych, a do tego trudnych do przewidzenia reakcji i zachowań. Dotyczy to szczególnie osób z pewnymi predyspozycjami (np. z organicznymi uszkodzeniami mózgu czy też po przebytych urazach czaszki) oraz osób, które znalazły się w określonych okolicznościach (np. silne zmęczenie czy niedospanie, które bardzo często towarzyszą pracy lekarza). Problem używania substancji psychoaktywnych przez lekarzy istnieje na całym świecie, a samorządy lekarskie w innych krajach już dawno zaczęły szukać rozwiązań. Nasz stosunkowo młody samorząd stawia dopiero pierwsze kroki w radzeniu sobie z tym problemem.
Przeprowadzone w USA badania wykazały na przykład, że 8-12% lekarzy cierpi na uzależnienie od alkoholu lub od innej substancji psychoaktywnej, u 20-25% lekarzy mężczyzn występują poważne problemy alkoholowe, a uzależnienie od alkoholu dotyczy 8-10%. Wskaźniki dotyczące kobiet lekarzy są odpowiednio o połowę niższe. Obawiam się, że polscy lekarze w podobnych badaniach nie wypadliby lepiej. Liczba czynnych zawodowo lekarzy w Polsce wynosi podobno ok. 120 000 osób. Jeśli przyjmiemy, że ok. 10% spośród nich cierpi na uzależnienie od alkoholu lub od innej substancji psychoaktywnej, to uzbiera się grupa 12 tysięcy uzależnionych lekarzy. Naszym koleżeńskim, żeby nie powiedzieć „psim”, obowiązkiem jest pomóc tym tysiącom kolegów w powrocie do zdrowia.
Celowo użyłem nieco wcześniej sformułowania „mądrej pomocy”, bowiem okazuje się, że taka pomoc jest, niestety, rzadkością. Liczne fakty świadczą o tym, że dość powszechna jest inna pomoc. „Pomoc” wynikająca z fałszywie i prymitywnie pojmowanej solidarności, a polegająca na kryciu przed przełożonymi, tuszowaniu błędów, zastępowaniu niedysponowanych (czytaj: pijanych) kolegów, wystawianiu „koleżeńskich” zwolnień z innymi numerami statystycznymi, hospitalizacje w zaprzyjaźnionych oddziałach zakończone kartą informacyjną z naciąganym lub niepełnym rozpoznaniem, a szczególnie tolerowanie picia w pracy przez przełożonych, których obowiązkiem jest przecież niedopuszczenie osoby będącej pod wpływem alkoholu lub innych substancji psychoaktywnych do świadczenia usług zdrowotnych.
Zbyt często mamy do czynienia z niewłaściwym, a czasami nawet bezmyślnym postępowaniem niektórych przedstawicieli kadry kierowniczej (ordynatorów, kierowników poradni i klinik czy dyrektorów placówek). Osoby te najczęściej doskonale wiedzą, kto z podległych im kolegów „przesadza” z piciem alkoholu albo „korzysta z pomocy” leków bądź narkotyków, jednak ze znanych tylko sobie powodów nie reagują. Czasami nie chcą zrobić „krzywdy” koledze albo jest im niezręcznie zwrócić uwagę, ponieważ łączą ich z taką osobą bliskie koleżeńskie relacje, a czasami również wspólne, niezbyt chwalebne doświadczenia alkoholowo-barowe. Znam wiele sytuacji, kiedy do przerwania zmowy milczenia zmuszał przypadek.
Miałem kiedyś pacjenta lekarza, który bardzo często pracował „na gazie”, wszyscy o tym wiedzieli, ale nikt nie reagował. Działo się tak do czasu, aż któregoś dnia, jadąc rano do pracy na „podwójnym gazie”, wjechał przy wjeździe do szpitala w bagażnik stojącego przed nim samochodu. Na nieszczęście (a myślę, że na szczęście), z owego samochodu wysiadł dyrektor szpitala. Wówczas sprawy potoczyły się błyskawicznie, a sprawca wypadku znalazł się prawie natychmiast na szpitalnym „odwyku”.
Lekarz alkoholik czy lekoman to osoba chora, która ma prawo nie zdawać sobie sprawy ze swojej choroby. Szczególną rolę w uzależnieniach odgrywa bowiem system zaprzeczeń mobilizujący psychiczne mechanizmy obronne do tego, aby zachować pozytywną wizję własnej osoby oraz pić czy brać nadal bez nadmiernego poczucia winy i wstydu. Z tego powodu uzależnienia są zaliczane do tzw. chorób zaprzeczeń (zakłamania). Aby właściwie zrozumieć, co kryje się w tym przypadku pod słowem „zakłamanie”, należy wiedzieć, że osoba uzależniona wyjaśniając własne postępowanie na ogół nie kłamie, lecz sama wierzy w to, co mówi. Przekazuje swoją własną prawdę, prawdę, która jest najczęściej sprzeczna z obserwacjami otoczenia.

Z kolei przełożeni, wybierani komisyjnie podczas konkursów, są najczęściej osobami zdrowymi, przynajmniej psychicznie. Skoro przełożony jest osobą zdrową psychicznie, to powinien wiedzieć, że w przypadku zaistnienia sprawy karnej nie ma zastosowania w stosunku do jego osoby art. 31 kodeksu karnego, który mówi w § 1: „Nie popełnia przestępstwa, kto, z powodu choroby psychicznej, upośledzenia umysłowego lub innego zakłócenia czynności psychicznych, nie mógł w czasie czynu rozpoznać jego znaczenia lub pokierować swoim postępowaniem” i kolejny, § 2: „Jeżeli w czasie popełnienia przestępstwa zdolność rozpoznania znaczenia czynu lub kierowania postępowaniem była w znacznym stopniu ograniczona, sąd może zastosować nadzwyczajne złagodzenie kary”. Należy więc przyjąć, że przełożony ma pełną świadomość wszelkich konsekwencji wynikających z faktu dopuszczania do pracy czynnego alkoholika, lekomana czy narkomana, który za jego przyzwoleniem może zrobić krzywdę swojemu pacjentowi. Tłumaczenie w rodzaju: „nie wiedziałem” w większości przypadków należy włożyć między bajki. Jeżeli nawet tak było, to uważam, że ktoś, kto nie wie, co dzieje się na „jego podwórku”, nie nadaje się do pełnienia funkcji kierowniczej, a jeśli cokolwiek złego się wydarzy, to powinien ponieść przewidziane w kodeksie karnym konsekwencje swojej nieodpowiedzialności, beztroski lub głupoty.
Osoby przystępujące do pracy po spożyciu substancji psychoaktywnych powinny zapoznać się z treścią § 3 art. 31 kk, który brzmi: „Przepisów § 1 i 2 nie stosuje się, gdy sprawca wprawił się w stan nietrzeźwości lub odurzenia powodujący wyłączenie lub ograniczenie poczytalności, które przewidywał albo mógł przewidzieć”. Myślę, że każdy, kto przystępuje do wykonywania swoich obowiązków zawodowych „w stanie wskazującym…”, powinien mieć świadomość odpowiedzialności za ewentualne pomyłki, o które jest bardzo łatwo wówczas, kiedy nie jest się w pełni sprawnym. Wiadomo bowiem, że decyzje podejmowane w takich warunkach nie zawsze będą właściwe, a precyzja ruchów u „zabiegowców” będzie pozostawiała zbyt wiele do życzenia.
W kolejnym odcinku zastanowimy się nad tym, co może skłaniać lekarzy do przyjmowania substancji psychoaktywnych i co odwleka ich decyzję o podjęciu leczenia.

Dr n. med. Bohdan T. Woronowicz – specjalista psychiatra, certyfikowany specjalista i superwizor psychoterapii uzależnień. Od 1980 roku kieruje Ośrodkiem Terapii Uzależnień w Instytucie Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Jest autorem ponad 200 artykułów popularnonaukowych i naukowych oraz kilku książek, w tym wydanej w 2009 roku monografii „Uzależnienia, geneza, terapia, powrót do zdrowia”. E-mail: .

1 1867-1933 – powieściopisarz i dramaturg angielski, laureat literackiej Nagrody Nobla w 1932 r.
2 Ten tekst (cztery odcinki) został przygotowany na zamówienie „Gazety Lekarskiej”, jednak przed opublikowaniem w czerwcowym numerze br. został okrojony z przyczyn ode mnie niezależnych. Ponieważ uznałem, że warto zapoznać Koleżanki i Kolegów z całością moich refleksji, skorzystałem z gościnnych łamów naszego „Pulsu”.

Archiwum